Teściowa nie odzywa się od trzech miesięcy: Wyjechaliśmy na wakacje, a nie daliśmy pieniędzy na remont.

18 godzin temu

Nazywam się Agnieszka. Razem z mężem, Wojtkiem, mieszkamy w małym miasteczku pod Poznaniem, wychowujemy dwoje dzieci i dopiero niedawno uwolniliśmy się od ciężaru kredytu hipotecznego. Zamiast jednak cieszyć się upragnioną wolnością, znaleźliśmy się w centrum rodzinnej burzy. Moja teściowa, Halina Nowak, od trzech miesięcy nie odzywa się do nas, oskarżając, iż wydaliśmy pieniądze na wakacje zamiast na jej „konieczny” remont. Jej uraza, niczym ciężka chmura, zawisła nad naszą rodziną, a krewni męża zasypują nas wyrzutami. Nie wiem, jak wybrnąć z tego konfliktu, ale czuję, iż nasza racja ginie w powodzi ich niesprawiedliwych oskarżeń.

Nasze życie nigdy nie było łatwe. Ja i Wojtek pracujemy, wychowując córkę Magdę, która chodzi do szóstej klasy, i syna Janka, ucznia trzeciej klasy. Przez długie lata kredyt krępował nas jak kajdany. Wakacji nie było — najwyżej mogliśmy pozwolić sobie na wyjazd do moich rodziców do sąsiedniego miasteczka. Mieszkają w przytulnym domku z ogrodem, gdzie dzieci uwielbiają spędzać czas: łowią ryby z dziadkiem, jedzą babcine pierogi, zbierają jagody. Te krótkie wyjazdy były jedyną euforią dla Magdy i Janka, gdy my z mężem harowaliśmy, by spłacić kredyt. O podróżach choćby nie śmieliśmy marzyć.

W tym roku, po raz pierwszy od dawna, postanowiliśmy wyrwać się z codziennej rutyny. Kredyt był już za nami, zaoszczędziliśmy trochę złotych. Zaproponowałam wyjazd do mojej kuzynki nad Bałtyk. Wojtek zgodził się: „Agnieszko, zasłużyliśmy na odpoczynek”. Spakowaliśmy walizki, zabrali dzieci i wyjechaliśmy, nie myśląc, iż te wakacje staną się przyczyną rodzinnej wojny. Byliśmy tak wykończeni ciągłym odmawianiem sobie wszystkiego, iż po prostu chcieliśmy zaczerpnąć morskiego powietrza, usłyszeć śmiech dzieci na plaży, poczuć, iż żyjemy.

Teściowa, Halina Nowak, od początku dała do zrozumienia, iż nie będzie pomagać z wnukami. „Swoje trójkę wychowałam, teraz chcę żyć dla siebie” — oświadczyła, gdy urodziła się Magda. Wojtek ma jeszcze brata i siostrę, więc teściowa, wychowawszy trójkę, uznała swój obowiązek za wypełniony. Zaakceptowaliśmy jej postawę i nie prosiliśmy o pomoc. Widziała wnuki raz na kilka miesięcy: przyjeżdżała na godzinę, przywoziła cukierki i odjeżdżała. Nie miałam jej tego za złe — dwoje dzieci samo w sobie wykańcza, a co dopiero troje. Mimo to jej obojętność bolała.

Cztery lata temu Halina Nowak przeszła na emeryturę. „W końcu będę żyć dla przyjemności!” — oznajmiła. Jej dni wypełniły się basenem, spotkaniami z przyjaciółkami, teatrem i wyjazdami do sanatoriów. Cieszyła się życiem, ale emerytura nie wystarczała na jej potrzeby. Dzieci pomagały jej finansowo, choć każdy miał swoje problemy. Siostra Wojtka odmawiała, zasłaniając się trudnościami. Brat czasem przysyłał niewielkie sumy. My z Wojtkiem, dopóki spłacaliśmy kredyt, wspieraliśmy teściową inaczej: przywoziliśmy zakupy, naprawialiśmy kran, zawoziliśmy ją po sprawach. Nie prosiła od nas pieniędzy, wiedząc o naszym długu.

Lecz gdy tylko kredyt został spłacony, teściowa zaczęła mówić o remoncie. „Moje mieszkanie potrzebuje odświeżenia! Czas zmienić tapety, podłogi, hydraulikę” — oznajmiła. Jej lokum wyglądało całkiem przyzwoicie, ale Halina Nowak uważała, iż remont to konieczność co pięć lat. Nasze mieszkanie, w którym nie było remontu od czasu zakupu, potrzebowało odnowienia bardziej. Ale teściowa nie chciała tego słyszeć. Jej zachcianki były ważniejsze i oczekiwała, iż sfinansujemy jej „odnowę”.

Nie powiedzieliśmy teściowej o wyjeździe. Po co? Nie mieliśmy ani zwierząt, ani kwiatów, dzieci były z nami. Nie przywykliśmy tłumaczyć się z planów. Ale nad morzem nagle zadzwoniła do Wojtka, domagając się pomocy w jakichś sprawach. „Mamo, jesteśmy nad morzem, nie mogę teraz” — odpowiedział. Teściowa, przyzwyczajona, iż jeździmy tylko do moich rodziców, zdziwiła się: „Kiedy wracacie?” Usłyszawszy, iż za kilka tygodni, poprosiła Wojtka, by przyjechał na weekend. „Przecież nie jesteśmy u rodziców, tylko nad morzem!” — roześmiał się. Odpowiedziała chłodno: „Rozumiem” — i się rozłączyła.

Po powrocie do domu spotkał nas jej gniew. Tego samego dnia wpadła do nas: „Jak mogliście! choćby nie powiedzieliście, iż wyjeżdżacie!” Wojtek osłupiał: „Mamo, co mieliśmy mówić? Pojechaliśmy na wakacje. Ty też nie opowiadasz, gdzie bywasz.” Teściowa wybuchnęła: „Skąd mieliście pieniądze na morze, skoro na remont w moim mieszkaniu brakuje?” Wojtek nie wytrzymał: „Mamo, nie wtrącam się w twoje wydatki na sanatoria. Dlaczego my nie możemy pojechać na urlop?” Prychnęła: „Niewdzięcznicy!” — i wyszła, trzaskając drzwiami.

Od tamtej pory teściowa nie odbiera telefonów, nie otwiera drzwi, choćby nie pogratulowała Jankowi urodzin. Brat i siostra Wojtka obrzucili nas oskarżeniami. Szczególnie gorliwa jest szwagierka, która sama nie pomaga teściowej i nie zaprasza jej do siebie, ale uważa, iż to my powinniśmy finansować jej zachcianki. „Jesteście egoistami, zraniliście matkę!” — krzyczała przez telefon. Wściekłość mnie ogarnia. Dlaczego mamy poświęcać własne szczęście dla kaprysów teściowej? Moi rodzice nas wspierają: „Dobrze zrobiliście, iż pojechaliście. To wasze życie.”

Ja i Wojtek nie czujemy się winni. Nie jesteśmy zobowiązani wydawać wszystkie pieniądze na teściową — mamy dzieci, własne marzenia. ale jej uraza i ataki rodziny zatruwają nam życie. Jak wytłumaczyć teściowej, iż nie ma prawa wymagać od nas takich poświęceń? Może ktoś spotkał się z podobną sytuacją? Jak się pogodzić, nie zdradzając własnych zasad? Boję się, iż ten konflikt zniszczy naszą rodzinę, ale poddać się nie chcę. Czy naprawdę nie zasłużyliśmy na prawo do własnego szczęścia?

Idź do oryginalnego materiału