Teściowa milczy od trzech miesięcy: Pojechaliśmy na urlop zamiast sfinansować jej remont

1 tydzień temu

Nazywam się Katarzyna. Razem z mężem, Markiem, mieszkamy w małym miasteczku pod Lublinem, wychowujemy dwoje dzieci i dopiero co uwolniliśmy się z kajdan kredytu hipotecznego. Zamiast jednak cieszyć się upragnioną wolnością, znaleźliśmy się w centrum rodzinnej burzy. Moja teściowa, Halina Nowak, od trzech miesięcy nie odzywa się do nas, oskarżając nas, iż wydaliśmy pieniądze na wakacje zamiast na jej „niezbędny” remont. Jej uraza, jak ciemna chmura, zawisła nad naszą rodziną, a krewni męża zasypują nas wymówkami. Nie wiem, jak wyjść z tego konfliktu, ale czuję, iż nasza racja tonie w ich niesprawiedliwych oskarżeniach.

Nasze życie nigdy nie było usłane różami. Ja i Marek pracujemy, wychowujemy córkę Zosię, która chodzi do szóstej klasy, i syna Wojtka, ucznia trzeciej klasy. Przez lata kredyt hipoteczny trzymał nas w garści jak żelazna obręcz. Nie było mowy o wakacjach – najwyżej mogliśmy pozwolić sobie na wyjazd do moich rodziców do pobliskiego miasta. Mieszkają w przytulnym domu z ogrodem, gdzie dzieci uwielbiają spędzać czas: łowią ryby z dziadkiem, zajadają się babcinymi pierogami, zbierają jagody. Te krótkie wypady były jedyną euforią Zosi i Wojtka, gdy my z mężem harowaliśmy, by spłacić kredyt. O własnych podróżach choćby nie śmieliśmy marzyć.

W tym roku, po raz pierwszy od dawna, postanowiliśmy wyrwać się z rutyny. Kredyt był już za nami, a my uciułaliśmy trochę grosza. Zaproponowałam wyjazd do mojej kuzynki nad Bałtyk. Marek się zgodził: „Kasia, zasłużyliśmy na odpoczynek”. Spakowaliśmy walizki, zabrali dzieci i pojechaliśmy, nie myśląc, iż te wakacje staną się początkiem rodzinnej wojny. Byliśmy tak zmęczeni ciągłym odmawianiem sobie wszystkiego, iż po prostu chcieliśmy poczuć morską bryzę, usłyszeć śmiech dzieci na plaży i na chwilę zapomnieć o codzienności.

Teściowa, Halina Nowak, od zawsze dawała jasno do zrozumienia, iż nie będzie pomagać z wnukami. „Swoje trójkę wychowałam, teraz chcę żyć dla siebie” – oświadczyła, gdy urodziła się Zosia. Marek ma jeszcze brata i siostrę, a teściowa, po wychowaniu trójki dzieci, uznała, iż jej obowiązek został wypełniony. Zaakceptowaliśmy jej stanowisko i nie prosząc o pomoc. Wnuki widywała raz na kilka miesięcy: wpadała na godzinę, przywoziła cukierki i odjeżdżała. Nie miałam jej tego za złe – dwoje dzieci to i tak wyzwanie, a co dopiero trójka. Ale jej dystans mimo wszystko bolał.

Cztery lata temu Halina Nowak pożegnała się z pracą. „W końcu będę żyć jak kapitan na emeryturze!” – ogłosiła uroczyście. Jej dni wypełniły się basenem, wyjazdami do przyjaciółek, teatrem i sanatoriami. Cieszyła się życiem, ale emerytura nie nadążała za jej oczekiwaniami. Dzieci pomagały jej finansowo, chociaż każdy miał swoje sprawy. Siostra Marka odmawiała, tłumacząc się własnymi problemami. Brat czasem przesyłał parę groszy. My z Markiem, пока spłacaliśmy kredyt, pomagaliśmy teściowej inaczej: przywoziliśmy zakupy, naprawialiśmy kran, woził ją na różne sprawunki. Nie prosiła o pieniądze, wiedząc o naszym kredycie.

Ale ledwo zamknęliśmy hipotekę, teściowa zaczęła mówić o remoncie. „Moje mieszkanie wymaga odświeżenia! Trzeba zmienić tapety, podłogi, hydraulikę” – oznajmiła. Jej mieszkanie wyglądało całkiem przyzwoicie, ale Halina twierdziła, iż remont to konieczność co pięć lat. Nasze mieszkanie, w którym nie było remontu od czasów zakupu, potrzebowało go znacznie bardziej. Ale teściowa nie chciała tego słyszeć. Jej zachcianki były ważniejsze i oczekiwała, iż to my zapłacimy za jej „odnowę”.

Nie powiedzieliśmy teściowej o wyjeździe. Po co? Nie mieliśmy ani zwierząt, ani kwiatów, dzieci były z nami. Nie przywykliśmy się tłumaczyć z naszych planów. Ale nad morzem nagle zadzwoniła do Marka, domagając się pomocy w jakiejś sprawie. „Mamo, jesteśmy nad morzem, nie mogę teraz” – odpowiedział. Teściowa, przyzwyczajona, iż jeździmy tylko do moich rodziców, zdziwiła się: „Kiedy wracacie?” Gdy usłyszała, iż za parę tygodni, poprosiła Marka, żeby przyjechał na weekend. „Ale my nie u rodziców, tylko nad morzem!” – zaśmiał się. Odpowiedziała lodowato: „Aha” – i rozłączyła się.

Po powrocie do domu czekał na nas jej gniew. Tego samego dnia wpadła do nas: „Jak mogliście! choćby nie powiedzieliście, iż wyjeżdżacie!” Marek osłupiał: „Mamo, a co tu mówić? Pojechaliśmy na wakacje. Ty też nie relacjonujesz swoich wyjazdów”. Teściowa wybuchnęła: „Skąd mieliście pieniądze na morze, skoro na remont mojego mieszkania brakuje?” Marek nie wytrzymał: „Mamo, nie wtrącam się w twoje wydatki na sanatoria. Dlaczego my nie możemy pojechać na urlop?” Warknęła tylko: „Niewdzięcznicy!” – i wyszła, trzasnąwszy drzwiami.

Od tamtej pory teściowa nie odbiera telefonów, nie otwiera drzwi, choćby nie pogratulowała Wojtkowi urodzin. Brat i siostra Marka obrzucili nas oskarżeniami. Szczególnie gorliwa jest szwagierka, która sama nie pomaga teściowej i nie zaprasza jej do siebie, ale uważa, iż to my powinniśmy finansować jej kaprysy. „Jesteście egoistami, skrzywdziliście mamę!” – wrzeszczała przez telefon. Wściekłam się. Dlaczego mamy poświęcać swoje szczęście dla zachcianek teściowej? Moi rodzice nas wspierają: „Dobrze zrobiliście, iż pojechaliście. To wasze życie.”

My z Markiem nie czujemy się winni. Nie jesteśmy zobowiązani wydawać wszystkie pieniądze na teściową – mamy dzieci, własne marzenia. Ale jej uraza i ataki rodziny zatruwają nam życie. Jak wytłumaczyć teściowej, iż nie ma prawa wymagać od nas takich poświęceń? Może ktoś miał podobną sytuację? Jak się pogodzić, nie rezygnując z własnych zasad? Boję się, iż ten konflikt rozbije naszą rodzinę, ale poddawać się nie zamierzam. Czy naprawdę nie zasłużyliśmy na odrobinę własnego szczęścia?

Idź do oryginalnego materiału