Kinga przypadkowo odkrywa niewierność męża
Kinga dowiedziała się o zdradzie męża zupełnie przypadkiem
Jak to często bywa, żony dowiadują się jako ostatnie. Dopiero po fakcie Kinga zrozumiała znaczenie dziwnych spojrzeń kolegów i szeptów za jej plecami. Wszyscy w pracy wiedzieli, iż jej najlepsza przyjaciółka, Zosia, romansuje z jej mężem, Piotrem. Ale nic w zachowaniu Piotra nie wzbudziło podejrzeń Kingi.
Dowiedziała się tego wieczoru, wracając do domu niespodziewanie. Kinga od lat pracowała jako lekarz w szpitalu w Warszawie. Tego dnia miała mieć nocny dyżur. Jednak pod koniec dnia młoda koleżanka, Ola, poprosiła ją o przysługę:
Kinga, mogłabyś zamienić się ze mną dyżurami? Ja wezmę twoją noc, a ty zastąpisz mnie w sobotę, chyba iż masz inne plany. Moja siostra wychodzi za mąż, a ślub jest właśnie w sobotę.
Kinga się zgodziła. Ola była miłą i pomocną dziewczyną, a ślub to ważna sprawa.
Tego wieczoru Kinga wróciła do domu, podekscytowana, iż zrobi mężowi niespodziankę. Ale to ona dostała niemiłą niespodziankę. Ledwo przekroczyła próg, usłyszała głosy z sypialni. Jego głos i drugi, który rozpoznała natychmiast, ale którego w tej sytuacji się nie spodziewała. To był głos Zosi. To, co Kinga usłyszała, nie pozostawiało wątpliwości co do natury ich relacji.
Kinga wymknęła się z mieszkania tak cicho, jak weszła. Spędziła noc w szpitalu, nie mogąc zmrużyć oka. Jak teraz spojrzy w oczy kolegom? Wszyscy wiedzieli, podczas gdy ona była ślepa z miłości do Piotra i bezgranicznie mu ufała. Stał się centrum jej życia, aż w końcu zrezygnowała z marzenia o dziecku, bo Piotr zawsze mówił, iż jeszcze nie jest gotowy, iż trzeba poczekać i cieszyć się życiem. Teraz Kinga zrozumiała nie widział przyszłości w ich rodzinie.
Tej nocy podjęła jedyną decyzję, która wydawała się słuszna. Napisała prośbę o urlop, a potem o zwolnienie z pracy. Wróciła do domu, spakowała rzeczy, gdy Piotr był w pracy, i pognała na dworzec. Miała po babci mały domek na wsi i pomyślała, iż nikt nie będzie jej tam szukał.
Na dworcu kupiła nową kartę SIM i wyrzuciła starą. Kinga zerwała wszystkie więzi z dawnym życiem i otworzyła nowy rozdział.
Dobę później wysiadła z pociągu na znanej stacji. Ostatni raz była tu dziesięć lat temu, na pogrzebie babci. Wszystko wydawało się takie samo ciche i puste. Właśnie tego teraz potrzebuję pomyślała. Dotarła do domu babci po krótkim przejeździe autostopem i dwudziestominutowym spacerze. Ogród był tak zarośnięty krzakami, iż ledwo dotarła do drzwi.
Potrzebowała kilku tygodni, aby uporządkować dom i ogród. Nie dałaby rady sama, ale sąsiedzi, którzy dobrze pamiętali jej babcię, Annę, nauczycielkę z ponad 40-letnim stażem, chętnie jej pomogli. Kinga była zaskoczona tak ciepłym przyjęciem i okazała wdzięczność.
Szybko wieść o lekarce w wiosce się rozniosła. Pewnego dnia sąsiadka, Krysia, przybiegła do Kingi przestraszona:
Kinga, przepraszam, iż przeszkadzam, ale moja córka zjadła coś nieświeżego, ma zatrucie.
Chodźmy sprawdzić powiedziała Kinga, biorąc torbę lekarską.
Mała Hania cierpiała na zatrucie pokarmowe. Kinga udzieliła pomocy i wyjaśniła Krysi, co robić dalej.
Dziękuję ci, Kinga powiedziała wzruszona Krysia. Teraz ty jesteś naszą lekarką. Najbliższy szpital jest 60 kilometrów stąd. Mieliśmy pielęgniarza, ale wyjechał i nikt go nie zastąpił.
Od tego momentu mieszkańcy zaczęli zgłaszać się do Kingi po pomoc. Nie mogła odmówić, skoro tak życzliwie ją przyjęto.
Wiadomość o jej działalności dotarła do lokalnych władz, które zaproponowały jej pracę w ośrodku zdrowia w powiecie.
Nie, zostaję tutaj odpowiedziała stanowczo Kinga. Ale jeżeli otworzycie tu przychodnię, chętnie się nią zajmę.
Władze były zaskoczone, iż lekarka z Warszawy zgadza się pracować w wiejskiej przychodni. Kilka miesięcy później ośrodek został otwarty, a Kinga rozpoczęła przyjmowanie pacjentów.
Pewnego wieczoru ktoś zapukał późno do jej drzwi. Nie zdziwiło jej to, bo choroby nie znają godzin. Otworzyła nieznajomemu mężczyźnie.
Pani Kingo powiedział. Przyjechałem z Piaseczna, to 15 kilometrów stąd. Moja córka jest bardzo chora. Myślałem, iż to przeziębienie, ale gorączka trwa już trzy dni. Proszę, niech pani ją zbada.
Kinga gwałtownie spakowała rzeczy, słuchając opisu objawów. Gdy dotarli, zobaczyła bladą dziewczynkę, ledwo oddychającą. Po badaniu oznajmiła:
To poważne. Trzeba ją zawieźć do szpitala.
Mężczyzna pokręcił głową:
Jestem sam z nią. Jej mama zmarła zaraz po porodzie. Ona jest wszystkim, co mam Nie mogę jej stracić.
Ale szpital ma lepszy sprzęt. Tu nie mam potrzebnych leków.
Powiedz pani, co kupić, wszystko przyniosę. Tylko nie zabierajcie jej do szpitala, proszę. W powiecie jest apteka całodobowa, ale nie mam komu jej zostawić.
Kinga zrozumiała jego rozpacz. Przyjrzała mu się uważniej miał około jej wieku, był wysoki, szczupły, o ciemnobrązowych włosach. Jego ciemnozielone oczy płonęły determinacją.
Zostanę z twoją córką powiedziała Kinga. Jak ma na imię?
Liliana odparł czule. A ja jestem Marek. Dziękuję.
Marek wyruszył po leki z receptą od Kingi.
Gorączka Liliany nie spadała, dziewczynka była niespokojna, płakała i wołała tatę. Kinga wzięła ją na ręce, kołysała i śpiewała kołysankę, aż Liliana trochę się uspokoiła.
Po kilku godzinach Marek wrócił z lekami. Kinga podała lek i rzekła zmęczonym głosem:
Teraz już tylko czekamy.
Całą noc czuwali. O świcie gorączka spadła, a na czole dziewczynki pojawiły się kropelki potu.
To dobry znak stwierdziła Kinga. Była wyczerpana, ale euforia z poprawy stanu dziecka dawała jej siłę.
Uratowałaś moją córkę powiedział Marek,Minęło kilka lat, a Kinga, Marek i Liliana żyli wypełnieni szczęściem, spokojem i miłością, która zakwitła tam, gdzie nikt się jej nie spodziewał, na wsi, w cichej przychodni, gdzie Kinga odnaleźli swoje prawdziwe przeznaczenie.