Tak się bawiły nastolatki z Rembertowa. "Seks za narkotyki"

11 godzin temu
Spotykali się w nieczynnej strzelnicy. Można tam było wejść tylko przez dziurę w ogrodzeniu. Nastolatkowie z Rembertowa mieli pewność, iż nie zobaczy ich nikt z dorosłych. Pod koniec wakacji 2021 roku pojawił się tam ktoś obcy. Był starszy, miał 21 lat.


- Ja siedziałem z Joanną*, Leną* i Zosią*. Ten gość w pewnej chwili wyciągnął skręta, buchnął i zapytał, czy chcemy spróbować. Chcieliśmy - zezna kilka miesięcy później 14-letni Wojtek*.


REKLAMA


"Ten gość" to Michał B. Zapytali go, czy wie, co to jest mefedron. Tylko się roześmiał. Wtedy Zosia powiedziała głośno to, o czym wszyscy myśleli: czy mógłby im skombinować taki proszek. B. odszedł na bok, gdzieś zadzwonił i potem zaprosił nastolatków do piwnicy w bloku przy ulicy Topograficznej.
- Ja miałam 13 lat - opowiada Zosia. - Najpierw nie chciałam brać, ale Michał B. przygotował mi kreskę i namówił, abym wciągnęła nosem. Spodobało mi się. Moi rówieśnicy też ćpali. Z piwnicy poszliśmy do mieszkania, gdzie B. mieszkał z Mariuszem F. On był jeszcze starszy, już po trzydziestce.
Zosia poznała Daniela B. w 2021 roku. Na skateparku w Rembertowie rzucił do niej: "Rzodkiewka, chętnie bym cię wyrwał". Dzień później byli parą. Wyznał jej, iż handluje narkotykami - "gandzią", "dżumą" i "haszem" . Towar brał od Michała B. Tak go poznała.


Skatepark w RembertowieSkatepark w Rembertowie


- Chcieliśmy od niego kupić te narkotyki - zeznaje Zosia. - W naszej paczce była zasada, iż zrzucamy się z kieszonkowego. Każdy daje tyle, ile ma.


"Sztywne przedszkole"
Dwa tygodnie przed Bożym Narodzeniem w 2022 roku policja zatrzymuje kradzionego Forda. Prowadzi 20-letni Kamil S. W aucie jest też Michał B., wiezie z Wejherowa pół kilograma amfetaminy. To dopiero początek problemów. Policjanci wchodzą do mieszkania Mariusza F. - na balkonie i w szufladzie biurka znajdują duże ilości narkotyków.


Czytaj także:


Zabójstwo milionera z Anina. Szczegóły napadu grupy nastolatków zaskakują


21-letni Michał B. tłumaczy, iż jest bezdomny, pochodzi z Wejherowa. Jego ojciec prowadzi zakład optyczny. Uciekł, gdy tylko dostał dowód osobisty i zamieszkał u dziadków w Rembertowie. Ale nie mógł się z nimi dogadać, mieli pretensje o narkotyki, których - jak sam przyznaje - używa nadmiernie. Zdarzało mu się po przedawkowaniu słyszeć dziwne głosy. Poza tym hazardowo gra na maszynach. Po kolejnej awanturze, zamieszkał u 32-letniego Mariusza F., montera budowlanego.
Wiele wyjaśni zawartość telefonu Michała B. Jest tam filmik pełen wulgarnych komentarzy; B. mówi, iż dzieli amfetaminę dla "sztywnego przedszkola", czyli znajomych 14-latków z Rembertowa. Są zdjęcia tabletek ecstasy i sporej paczki mefedronu, widać precyzyjną wagę.


Zobacz wideo


Narkotyki za seks
Są też SMS-y od jednej z dziewczyn ze strzelnicy. 14-letnia Joanna zastanawia się, czy B. da jej amfetaminę na kredyt. Chłopak pyta, co będzie z tego miał. "Chcesz się walić?" - pyta nieletnia. B. odpisuje: "Dobra. Robisz mi laskę, połykasz, potem ruchanie".


Takich wiadomości jest więcej. 14-latka namawia go, żeby sobie wynajął tani pokój, bo częściej będą się spotykać na seks. Ona nie ma pieniędzy, a potrzebuje narkotyków.
Michał B. proponuje: "Jak będziesz mi ładne dziewczyny podsyłać, które mogę pierdolić, to masz dżointy zawsze za friko".


Czytaj także:


"Pod postacią namiętnej kobiety krył się okrutny demon"


Michał B. trafia do aresztu. Podobnie Mariusz F., właściciel mieszkania na Topograficznej. Twierdzi, iż z obrotem środkami psychotropowymi nie ma nic wspólnego. Dostają zarzuty handlu narkotykami, w tym m.in. udzielania ich grupie nieletnich z nieczynnej strzelnicy.
20-letni Robert E., kolejny z zatrzymanych, który rozwoził po mieście narkotyki od Michała B., przyznaje, iż sprzedawał mefedron za 60 zł za g, dodatkowo kasował 40 zł za dowóz. W ciągu weekendu docierał do kilkunastu odbiorców. Klienci pisali do niego na Telegramie.
To nie koniec zatrzymań. Po dwóch miesiącach w ręce policji wpada Patryk K. Z Michałem B. poznał się dzięki jego kierowcy Kamilowi S., z którym razem kradli samochody. Po kradzieży alkoholu w sklepie trafia do domu dziecka. Tam z kolei okrada wychowawców i ucieka z placówki. Pomaga mu Michał B. K. rozwozi po mieście jego narkotyki.


Czytaj także:


"Mężczyzna musi mieć odskocznię". Gdy zabijała miesięczną córeczkę, trzeźwiał w garażu


Najstarszym wśród rembertowskich dostawców narkotyków nieletnim jest urodzony w 1982 roku Maciej D. Haszysz trzyma w swojej piwnicy. Podczas przesłuchania dostaje ataku paniki. W wysłanym z aresztu liście do matki D. pisze, iż prześladuje go myśl, iż żona się od niego odwróci, wyprowadzi się z dziećmi.
Narkotyki sprzedają też nieletni. Jak Daniel B., 15-latek pochodzący z Przasnysza, chłopak Zosi z grupki znajomych z nieczynnej strzelnicy. B. mieszka u ciotki w Rembertowie, bo jego matka wyjechała za pracą do Niemiec.
"Żeby cię gliny nie pierdolnęły" - kobieta pisze do syna. B. odpowiada: "Idź w pizdu, już mnie wkurwiasz. Jesteś pierdolnięta, mam tysiąc telefonów od ciebie dziennie". Matka przekazuje, iż ciotka się o niego martwi. "To co, mam siedzieć w domu jak chuj i się nudzić?". Matka odpisuje: "Źle skończysz, ale to twoja sprawa".
Kilka tygodni później Daniel B. zostaje zatrzymany. Analiza jego czatów z handlarzami narkotyków nie pozostawia wątpliwości, iż jest on mocno zaangażowany w rozprowadzanie środków psychotropowych. Podlega starszemu o osiem lat Patrykowi K. i musi wysłuchiwać reprymendy, gdy partia mefedronu jest złej jakości - zawiera domieszkę soli z Wieliczki.
Psychotropami obraca też urodzony w 2007 roku Patryk F. On również pomieszkuje u montera budowlanego w melinie na Topograficznej, bo matka wyrzuciła go na ulicę po zrobieniu testu na narkotyki. Rodzicielka postawiła synowi warunek: podda się terapii w Monarze, albo opuszcza dom. Chłopiec wybrał to drugie. Zrozumienie znalazł u Michała B., który najpierw głodnego nakarmił, a potem dał mu zarobić przy rozwożeniu narkotyków do klientów.


Czytaj także:


Leoś nie żyje, ojczym wykąpał go we wrzątku. Jest wyrok


Kolejny pomocnik dilera z Wejherowa, 20-letni Kacper K. jest szczególnie użyteczny, gdyż ma samochód. Kacper jeździ z Michałem B. do różnych dzielnic Warszawy trzy-cztery razy w tygodniu, robiąc w ciągu doby po 10 kursów. W obawie przed policją drogową narkotyki chowają w bokserkach. Od Michała, poza pensją, dostaje na własny użytek darmowe narkotyki. Po zatrzymaniu K. nie jest już takim chojrakiem, płacze.
Skąd mieli narkotyki? Głównie z Trójmiasta. Po hurtowy zakup jeździł wychowany w Wejherowie Michał B. Sam nie miał prawa jazdy, za każdym razem szukał kierowcy. jeżeli nie udało się skombinować transportu, B. zaopatrywał się na warszawskiej Pradze w bramie przy ul. Brzeskiej.
Tykanie w głowie
Wszyscy oskarżeni dilerzy mają w zarzutach bardzo obciążający ich punkt - sprzedaż bądź udzielanie narkotyków osobom nieletnim. Tymi klientami są dzieci z Rembertowa, roczniki 2006-2009. Czternaście nazwisk.
Małolaci potwierdzają, iż dostawali psychotropy. Kiedy dojdzie do procesu sądowego, przez salę rozpraw przewinie się grupa zadbanych dzieci, wcale nie z marginesu społecznego, które odpowiadając na pytania, będą używały takiego slangu, iż sędzia poprosi ich o przetłumaczenie użytych wyrażeń. Dowie się, iż tabletki ecstasy to dropsy, heroina to brąz, amfetamina - feta, a haszysz - czekolada albo kloc. A mefedron w zależności od koloru to brokuł lub babilon. jeżeli w SMS-ach wymienianych z dilerem narkotyków pojawi się skrót wtb (want to buy), komunikat jest jasny: chcę kupić.


.Coraz więcej substancji psychoaktywnych, potocznie zwanych narkotykami, badanych jest pod kątem ich wpływu na seksualność. Fot. Shutterstock


17-letni Wojtek był częstym imprezowiczem w melinie 32-letniego montera budowlanego. Na pytanie, czy ukrywał się z zażywaniem narkotyków, odpowiada, iż tylko z początku. Palił marihuanę w mało uczęszczanych miejscach. Ale potem "kirał" już na oczach przechodniów. Na swoje urodziny za 500 zł kupił "w promocji" 15 g mefedronu. - Mało się nie przekręciłem, miałem omamy - opowiadał w sądzie.
Dzieciaki z Rembertowa najczęściej brały narkotyki w mieszkaniu Mariusza F. Tam serwowano też alkohol. I można było zostać na noc. Korzystała z tego Joanna.
Większość nastolatków, przesłuchiwana w sądzie dwa lata po wykryciu meliny, zasłania się niepamięcią. Zapewniają, iż po przejściach z policją, prokuratorem, zmienili się i już nie ćpają, a jedyną pamiątką z tamtych czasów jest "tykanie w głowie". Musieli zmienić szkołę. Paczka, którą stanowili, spotykając się na strzelnicy, rozleciała się. Teraz pilnują nauki.


Analiza akt sądowych prowadzi do wniosku, iż nie są szczerzy. Na przykład urodzony w 2009 roku Eryk nie ma najlepszej opinii wśród nauczycieli. Nie odrabia zadań domowych, ucieka z lekcji i godzinami przesiaduje ze starszymi uczniami w toalecie. Ma dużo ocen niedostatecznych, a na zwróconą mu uwagę reaguje krzykiem.


Czytaj także:


"Do zakonu nie wstępowałam. To trzeci mąż". Marek miał zginąć, bo chciał rozwodu


Joanna, która w wieku 15 lat za narkotyki współżyła z Michałem B., twierdzi, iż to wszystko wymazała z pamięci. Na pytania sądu odpowiada z dużą rezerwą. Widać, iż się kontroluje, aby nie obciążać tych, którzy ją deprawowali. O swojej sytuacji mówi tylko tyle, iż nieobecności w szkole kosztowały ją brakiem promocji do następnej klasy.
Dobrowolna kara
Oskarżeni dilerzy już na etapie postępowania przygotowawczego chcą dobrowolnie poddać się karze.
Michał B. jest gotów iść na sześć lat do zakładu karnego, ale na oddział odwykowy. Kary uzgadniają z prokuratorem także Robert E. (dwa lata więzienia) i Patryk F. (trzy lata i siedem miesięcy). Część oskarżonych chce kar na poziomie roku więzienia. Natomiast 17-letni Daniel B. chciałby wrócić do mamy w Przasnyszu. Karą byłoby umieszczenie w zakładzie poprawczym w zawieszeniu na trzy lata. Sędzia Sławomir Bielecki z praskiego sądu zgadza się na ustalenia oskarżonych z prokuraturą.


Michał B. trafia do więzienia, gdzie dociera do niego list od ojca:
"Synu, Twoja deklaracja o skończeniu z gangsterką jest dla mnie mało wiarygodna. Przez ostatnie lata wielokrotnie nas okłamywałeś. Jak wyjdziesz, będziesz musiał zmierzyć się z rzeczywistością. A to nie będzie łatwe. Nie oczekuj od nas, iż będziemy spełniać wszystkie twoje życzenia. Trzeba długiej drogi, aby wrócić do nas, do normalnego społeczeństwa, odzyskać wiarygodność i szacunek rodziny. Od Ciebie zależy, czy naprawdę się zmienisz".
Prokurator powie później, iż z tak mądrą postawą rodzica spotkał się po raz pierwszy.


Czytaj także:


Kulisy warszawskiego sexworku. Cudzoziemcy weszli na rynek, policja zaczęła działać


To nie ja
Mariusz F., deprawator z meliny na Topograficznej, też chce dobrowolnie poddać się karze, z prokuratorem uzgadnia karę sześciu lat za kratami w systemie terapeutycznym. Tu jednak sąd nie wyraża zgody i F. zostaje osądzony w osobnym procesie.
F. przyznaje się tylko do kierowania autem pomimo aktywnego zakazu sądowego. Odcina się od handlu narkotykami. Zarzeka się, iż on tylko udostępniał pokój Michałowi B. Psychotropy z balkonu należały do sublokatora.


- Niestety, miałem dobre serce - mówi Mariusz F.
Dlatego dał schronienie B., gdy ten był bezdomny.
14-letnia Zosia i rok starsza Joanna ćpały i piły alkohol w jego mieszkaniu? - Byłem wtedy w delegacji - kontruje. - Kiedy się zorientowałem, iż te dzieciaki biorą narkotyki, zrugałem je.
F. opowiada, iż dzieciaki z Rembertowa miały miejscówkę w lesie - nazywały ją "ruchadło". - Wolę nie opowiadać, co tam się działo. Wiele razy namawiałem chłopaków, aby zajęli się sportem, wyszli na boisko. Ja tak robiłem, gdy byłem w ich wieku. Nie słuchali mnie - mówi 32-latek.
Świadkami na procesie Mariusza F. są dilerzy, którzy wcześniej dobrowolnie poddali się karze. Swoje sprawy mają rozliczone, więc bronią montera, który użyczył im lokum.


Czytaj także:


Ta zbrodnia wstrząsnęła elitami Monako. Stał za nią polski konsul


Michał B.: - On pracował całymi dniami, nie mógł więc wiedzieć, co się tym czasie działo w jego mieszkaniu. Nie wiedział, iż w doniczce na balkonie schowałem amfetaminę.
Patryk F.: - Właściciel mieszkania przy Topograficznej nigdy nie sprzedałby narkotyków dzieciom. On się opiekował nieletnimi, na przykład mnie wyciągnął z bezdomności, gdy wylądowałem na bruku, wyrzucony z domu przez matkę.
W kwietniu sędzia Małgorzata Wasylczuk wydaje wyrok - Mariusza F. skazuje na cztery lata i dziewięć miesięcy więzienia.
Sędzia Małgorzata Wasylczuk dla Gazeta.pl:
"Oskarżony, nie przyznając się do udziału w obrocie narkotykami, nie kwestionował tego, iż wiedział o przechowywaniu substancji psychotropowych w jego mieszkaniu. Jednakże jego wyjaśnienia nie były jednoznaczne. Twierdził również, iż sprzeciwiał się obecności imprezujących nieletnich pod jego dachem i kategorycznie zaprzeczał, aby któremukolwiek sprzedawał narkotyki choćby w imieniu głównego dilera Michała B. Ale z zeznań jednego ze świadków wynikało, iż Mariusz F. rzucił z balkonu narkotyki 17-letniemu bywalcowi takich imprez. Potwierdzali to inni świadkowie, prawomocnie skazani w pierwszym procesie.


Czy tak było naprawdę, nie ma większego znaczenia, skoro zostało ustalone, iż narkotyki podlegały dalszej dystrybucji. W ustawie o przeciwdziałaniu narkomanii jest to traktowane jako uczestniczenie w obrocie.
Nie ma też żadnych wątpliwości, iż Mariusz F. doskonale wiedział, kim są nabywcy narkotyków. On znał te dzieci, przebywał z nimi na boisku (nie po to, aby grać w piłkę, tylko żeby znaleźć klientów na psychotropy), zapraszał do swego mieszkania. Jest faktem, iż oskarżony nie czerpał korzyści majątkowej ze sprzedaży narkotyków - w tym sensie, iż pieniądze nie trafiały do niego, bo zabierał je Michał B. Ale ten sublokator dokładał się do czynszu. A poza tym oskarżony miał u mieszkającego z nim dilera bezpłatny dostęp do psychotropów oraz alkoholu.
Stopień społecznej szkodliwości czynu Mariusza F. jest bardzo wysoki. Po pierwsze dlatego, iż godził w ogólne dobro prawne, jakim jest obrót reglamentowanymi przez państwo środkami psychotropowymi. Innymi dużo bardziej istotnymi dobrami prawnymi, które F. naruszył, było godzenie w zdrowie nieletnich, przyzwolenie na ich demoralizację: nocne imprezy, używanie narkotyków, upijanie się. Skutki działania oskarżonego są bardzo drastyczne, bo u dzieci doszło do uzależnienia, a perspektywa wyjścia z takiego stanu jest niepewna. To było widać na sali sądowej. Leczenie ich zaburzeń wymaga wsparcia psychologów i psychiatrów.
Taka interwencja jest potrzebna, tym bardziej iż oskarżonego postrzega się w Rembertowie jako osobę pozytywną. Wszak pracuje, unika awantur, gdy sięgnie po piwko. Na szkolnym boisku zachęca chłopców do kopania piłki. Rodzice uzależnionych od narkotyków dzieci (a nie były to rodziny patologiczne) niezbyt się orientowali, w jakim otoczeniu ich dorastające pociechy spędzały wolny czas.


Czy wyrok jest surowy? Nie, oscyluje w dolnych granicach zagrożenia karą. Stało się tak dlatego, iż sąd orzekał w specyficznym układzie procesowym, bo pozostali oskarżeni o rozprowadzanie narkotyków dobrowolnie poddali się karze. W tego rodzaju postępowaniach, sąd musi dbać o wewnętrzną sprawiedliwość orzeczenia. Ponieważ ci, którzy zdecydowali się na ukaranie ich bez procesu, zostali potraktowani stosunkowo łagodnie (bo taka jest idea dobrowolnego poddania się karze), Mariusz F., który przecież nie był głównym oskarżonym w narkotykowym procederze, nie może ponosić konsekwencji tego, iż nie został skazany w trybie dobrowolnego poddania się karze".
* imiona małoletnich pokrzywdzonych zostały zmienione
Idź do oryginalnego materiału