Tajemnicza willa

9 godzin temu

Państwo Kowalscy nabyli działkę rekreacyjną rok temu. Jan od pięćdziesiątego roku życia marzył o własnej działce. Dzieciństwo na wsi ciągle o sobie przypominało, ojcowski dom z ogrodem, warzywa i owoce.

Działka była niewielka, ale zadbana. Drewniany domek odmalowali, ogrodzenie naprawili i wymienili furtkę.

Ziemi pod ziemniaki i mniejsze uprawy było wystarczająco, ale sad nie prezentował się najlepiej: drzew było mało, a krzewów brakowało. Jedyne, co się dobrze trzymało, to niewielki ogródek z malinami.

– Nic się nie martw, Marysiu, z czasem urządzimy wszystko po swojemu – mówił Jan i zabrał się do pracy.

Maria z determinacją zajęła się grządkami, zgadzając się z mężem.

Z jednej strony – sąsiedzi porządni, choć rzadko przyjeżdżają, ale dbają o swoją posesję. Jednak z drugiej strony – działka opuszczona, ogrodzenie przekrzywione, a trawa dziko rośnie.

Ta trawa dokuczała Kowalskim przez całe lato.

– Janku, to jest nie do zniesienia, trawa rośnie i ciągle wchodzi do naszego ogrodu, zaraz cały zarosnie – narzekała Maria.

Jan chwytał motykę i z zapałem walczył z chwastami. Jednak trawa uparcie prześlizgiwała się przez szczeliny, jakby specjalnie.

– Popatrz, jakie oni mają grusze – Jan zauważył drzewa sąsiadów i ich zaniedbany ogród.

– Zerknij na ich obfite morele – Maria wskazała na drzewo z gałęziami zwisającymi nad ich działką, obiecujące bogaty plon.

– Chciałbym choć raz zobaczyć tych właścicieli – z żalem dodał Jan. – Może chociaż po plony się zjawią.

Na wiosnę Jan nie wytrzymał i podlał sąsiedzkie drzewa, bo szkoda było, żeby się zmarnowały w upalnie dni.

Ale ta trawa była nie do zniesienia.

– Mogliby chociaż raz w okresie skosić tę trawę – oburzała się Maria.

Podczas następnej wizyty na działce, Kowalscy oniemieli na widok ilości moreli. W Polsce morele w ogrodach to rzadkość, ale na opuszczonej działce…

– Nie wytrzymam, skoszę tę trawę – powiedział Jan, – nie mogę patrzeć, jak działka dusi się od chwastów.

– Janko, popatrz – Maria wskazała na zgięte gałęzie moreli – są już do naszego ogrodu.

Jan przyniósł drabinkę. – Zbierzmy chociaż te, bo się zmarnują, nikt się tutaj nie pojawił.

– To nie nasze – z obawą powiedziała Maria.

– Ale i tak się zmarnuje – Jan zaczął zrywać dojrzałe owoce.

– Może zbierzemy też maliny dla wnuków? – zasugerowała Maria. – Przecież skosiłeś tam trawę, więc w zamian za pracę.

– Wygląda na to, iż wszystko można zebrać, nikt się tą działką nie przejmuje, jak polska sierota, nikt o nią się nie martwi.

W pracy Jan podzielił się z kolegami zaniepokojeniami. Kierowcy rozmawiali w kółeczku, dzieląc się swoimi sprawami.

– Na moją działkę włazi jakaś menda, już dwa razy trzęśli mi drzewkami – powiedział Piotr, który niedługo miał przejść na emeryturę.

Jan osłupiał, przypomniał sobie, iż zebrali morele, a grusze też się zapowiadały bogato.

– A gdzie jest Twoja działka? – zapytał Jan, bojąc się odpowiedzi.

– Tam na dole, gdzie jest ogródki działkowe przy Wrzosowej.

– A, rozumiem. My jesteśmy wyżej – odetchnął Jan.

– No, u Was wszystko szybciej dojrzewa – stwierdził Piotr. – U nas później, ale kradną bezczelnie, ziemniaki już kilka krzaków wykopali, trzeba by pułapkę na nich postawić.

– Z pułapkami niebezpiecznie, można za to odpowiadać – ostrzegli koledzy.

– Ale kraść to już można? – oburzył się Piotr.

Wróciwszy do domu, Jan był w rozterce, wspominając rozmowę. I choć działka z morelami nie należała do kolegi, sumienie go dręczyło.

W dzieciństwie biegał po cudzych sadach, ale to było tylko dla zabawy, parę razy.

A tu sąsiednia działka, z której zebrali część moreli. I jeszcze na grusze mieli chrapkę.

Oczywiście, Jan posadził sadzonki – z czasem urosną. Ale sąsiednie morele… szkoda patrzeć, jak się marnują.

– Nikt nie przyjedzie – uspokajała Maria. – jeżeli przez cały rok się nie pokazali, to już nie przyjadą.

– Ale czuję się, jakbyśmy coś ukradli – wyrzucał sobie Jan.

– Chcesz, to wyrzucę te morele? – zapytała żona. – Choć, dzieciom już połowę oddałam – dodała z usprawiedliwieniem.

– Zostaw, nie ma sensu teraz.

Kowalscy męczyli się przez całe lato z sąsiednią działką, walcząc z trawą. Spoglądali na grusze, wyczekując właścicieli. A gdy owoce już opadły, Maria zebrała kilka do fartucha.

Jesienią, sprzątając swoją działkę i zostawiając porządek, spojrzeli na sąsiednią. choćby ogrodzenie wyglądało smutno, jakby prosiło o naprawę. Obok furtki leżała sterta śmieci, widocznie była tam prowizoryczna konstrukcja. Zgniłe deski, szkło, jakieś szmaty… ale choćby obok śmieci próbowały zakwitnąć późne jesienne kwiaty.

Zimą, wspominając letnie dni, Jan tęsknił za działką.

Na wiosnę, gdy tylko pojawiła się pierwsza zieleń, przyjechali zobaczyć, co się dzieje na ich ziemi.

– Ciekawe, czy w tym roku właściciele się pojawią – zapytała Maria o opuszczoną działkę sąsiadów.

Jan westchnął z żalem. – Szkoda ziemi, szkoda drzew.

Gdy nadszedł czas na prace ogrodowe, zadzwonił po fachowca, żeby przygotować pole do upraw.

Cały czas spoglądał na sąsiednią działkę. Dużą część trawy razem z Marią usunęli, żeby się nie rozrosła, jeszcze gdyby tak zaorać ziemię…

– Słuchaj, przyjacielu, zaorajmy też działkę sąsiadów, zapłacę – poprosił Jan.

– Janek, co ty robisz? – zapytała Maria. – Przecież to cudza działka.

– Nie mogę patrzeć na to zarośnięte pole…

– I co, będziemy o cudzą działkę dbać? – spytała żona z zaciekawieniem.

– Po południu nie jedziemy do domu, tylko do zarządu działek, trzeba się dowiedzieć, czyja to działka, mam już dość tych chwastów i szkoda ogrodu…

W zarządzie działek kobieta z okularami na czubku nosa przeglądała katalog. – Jaki adres? Brzozowa 45?

– Tak, to tu – odpowiedziała Maria. – Powinni chociaż trawę usunąć i zbiory zebrać, szkoda takiego sadu, bez opieki się zmarnuje.

– No to wszystko jasne – stwierdziła kobieta – właściciele zrezygnowali, ziemia teraz należy do gminy.

– Czyli to opuszczone? – spytał Jan.

– Tak to wygląda. Właściciele byli starsi, zmarli. Najbliższy krewny – siostrzeniec, od razu zrezygnował, nie miał czasu się tym zająć – kobieta spojrzała na Kowalskich – przejmiecie działkę?

– Co przejąć? Działkę?

– No tak. Możecie ją wykupić, nie będzie drogo. Wszystkie dokumenty są dostępne.

– Co, Marysiu, bierzemy działkę, jeżeli to wszystko legalne?

– Damy radę?

– Urządzimy, przekażemy dzieciom, niech wnuków przyjeżdżają.

– Nie było problemów, kupiliśmy prosię – zaśmiała się Maria, gdy dotarli na działkę.

– Teraz to nasza, przygarnęliśmy, – powiedział Jan.

– No cóż, uprzątniemy ten bałagan, na szczęście mamy przyczepę, usuniemy resztki chwastów, ogród zarośnięty oczyszczę, ogrodzenie wymienię.

Latem Jan podziwiał korony drzew i kwiaty posadzone przez żonę. Ziemie na byłej sąsiedzkiej działce jakby odżyła, wchłaniając deszcz.

– Zobacz, nasza sierota odżywa – cieszył się Jan.

W weekend przyjechały dzieci: córka Ania, zięć Karol i wnuki. Starsi Tomek i Piotrek pobiegli do auta, a najmłodsza Ola zatrzymała się przy klombie z kwiatami, gdzie dziadek Janek ją sfotografował.

– Podoba mi się ten zakątek – powiedział zięć Karol, podając wąż, żeby podlać warzywa. – Można też zasadzić agrest – zasugerował.

– To już sami w przyszłym roku – odpowiedział Jan. – Tu dzieciakom można zostawić kawałek trawnika na zabawę.

– Kupię im basen, – obiecał Karol. Potem obejrzał ogrodzenie. – No co, bierzemy się za wymianę ogrodzenia?

– Jasne, – zgodził się Jan, – teraz już nasza ta działka. Jakby sama do nas przyszła, znowu w życiu, i maliny będą w tym roku pełne…

Idź do oryginalnego materiału