Szyldy mosiężne z Baker Street i chciwa ręka władzy czerwonej

10 godzin temu
Zdjęcie: fot. Sabina Kosior


W puli moderny nad Prosną, przy dawnej ulicy Piekarzy, (d)opowiedziano historię m.in. kamienicy czynszowej wybudowanej przez Jana Buczkowskiego w 1938 roku. Był to ostatni w Kaliszu w pełni ukończony dom przed wybuchem drugiej wojny światowej; kwintesencja nowoczesności, wytłumaczenie mieszczańskich ambicji i wrażenie zamożności.

W tutejszym dorobku architektury nowoczesnej z międzywojnia, adresowi Piekarska 2b, dzięki badaniom i studiom młodzieży, przynależy się miejsce w czołówce ikon stylu lat 20. i 30.

Dorobek

Spacery z przewodnikami po Kaliszu zwykle zaczynają się i kończą na najbardziej reprezentacyjnych placach i ulicach miasta. W ruchu turystycznym po najstarszym polskim mieście, swój niemały udział ma od kilkunastu już lat ognisko kultu Świętego Józefa przy parafii NMP.

Spacer z moderną na tapecie był kompletnie innym formatem. Ta nowa formuła oprowadzania bazowała na szlachetnej pracy młodzieży dla młodzieży. Uczennice i uczniowie szkół sami typowali obiekty które stały u podstaw późniejszej gry miejskiej. Podpowiedzią dla klas biorących udział w tym projekcie służyło kilka osób zaangażowanych z ramienia Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Adama Asnyka w Kaliszu oraz Fundacji Good Culture z Wrocławia.

Kamienica Jana Buczkowskiego, fot. Mateusz Halak

Spacer ulicą Piekarską był trudnym dla fotografów – kamienicę Jana Buczkowskiego trudno jest uchwycić w korzystny kadr z racji zwartej zabudowy i wąskiej ulicy. Nagroda i wielka dawka wiedzy dla uczestników czekała tuż za przekroczeniem drewnianej bramy do kamienicy.

Wita nas spadkobierczyni kamienicy – Izabela Nałęcz, wnuczka fundatora. Grupa 26 osób bez problemu mieści się przestronnej klatce schodowej, tutaj podziwiamy podręcznikowe rozwiązania aranżacji wnętrza – półkoliste narożniki, szykowne wtedy (i dziś znów) lastriko na posadzce, streamline’owe poręcze jak na pokładach transatlantyków ze złotej ery rejsów przez Atlantyk, czy pozorne kinkiety – czyli schowane w murze lampy. Właścicielka zaprasza nas do środka bez grama zakłopotania z powodu rozmiaru grupy słuchaczy.

Izabela Nałęcz, fot. z archiwum prywatnego

„Dziadek wymagał więcej od siebie więcej niż od innych. Zawsze inwestował w najlepsze materiały i polegał na najlepszych specjalistach. Kamienica powstała szybko, w rok, bynajmniej pośpiech nie doprowadził tutaj do żadnej złej roboty. Przeciwnie, jedną z ostatnich wolnych działek na terenie historycznego centrum miasta zabudowano w oparciu o najwyższą jakość i najmodniejszy styl. Dziadek Jan był perfekcjonistą. W kamienicy wstawiono kilkadziesiąt okien z mosiężnymi klamkami i szyldami. Zamówiono wiele drzwi z czeczotową okładziną, wszystkie pozostałe również posiadały naturalną okleinę. Wymagalnym w ujęciu w kosztorysie były dębowe podłogi z listew układanych w jodełkę – zachowane w większej części do dzisiaj.”

Plan na budowę kamienicy zatwierdzono 23 lipca 1937 roku. Projektantem budynku był architekt Maciejewski (niestety imię architekta na zachowanych archiwaliach pozostaje nieczytelne). W tkance centrum Kalisza, to projekt bardzo odważny przede wszystkim z uwagi na styl, bryłę i ukształtowanie mieszkań, dopasowane do trudnej, zwartej zabudowy.

Kamienica Jana Buczkowskiego, fot. Mateusz Halak

Szukając najbardziej ikonicznych funkcjonalistycznych rozwiązań projektu, uwadze uczniów nie umknęły tarasy najwyższych kondygnacji kamienicy. Ledwo widoczne z poziomu ulicy, są luksusowymi zielonymi powierzchniami mieszkań pełnymi roślin.

To także realizacja postulatów Le Corbusiera – ojca nowoczesnego budownictwa, by zapewnić mieszkańcom świeże powietrze, słońce i zieleń. Mimo bardzo małej szerokości ulicy, lokale na wyższych kondygnacjach w domu rodziny Buczkowskich – Nałęczów, są dobrze doświetlone. To zasługa cofniętych pięter – kreacji wziętej z wyglądu najwyższych pokładów na statkach.

Faworyta

Nie była to pierwsza budowa zlecona przez Buczkowskiego. Jak opowiada Izabela Nałęcz:

fot. ze zbiorów Izabeli Nałęcz

„Dziadek był utalentowanym przedsiębiorcą. Jednym z wielu budowniczych nowego Kalisza. Nowego – stawianego od podstaw z gruzów w okresie między wojnami. Wcześniej pobudował dwie kamienice a w kolejnej miał połowę udziałów. Dom na Piekarskiej miał być domem nie tylko z nazwy zaczerpniętej ze słownika budownictwa. Tutaj miał być dom rodzinnym o najwyższych standardach.”

W 1939 roku, wróciwszy z Francji, Szczepan Nałęcz, przyszły zięć budowniczego, pojął za żonę Natalię – córkę Jana Buczkowskiego. Ślub obojga odbył się 26 grudnia w okrytym hitlerowskim całunem mieście. Jak przekazuje we wspomnieniach moja rozmówczyni – córka wspomnianego wyżej małżeństwa:

„W miarę spokojnie było tylko rankiem i wtedy też, bez zbyt dużego narażania się Niemcom, rodzice wzięli ślub w stojącym kilkadziesiąt metrów dalej – kościele NMP. Ich podróż poślubna liczyła sobie pięć minut spaceru ze świątyni do domu przy Piekarskiej.”

Modernistyczna kamienica, pachnąca jeszcze świeżą farbą w 1939 roku, bardzo gwałtownie stanęła w centrum uwagi niemieckiej administracji Kalisza. Zorganizowano tutaj przychodnię tylko dla Niemców, w tonie podobnych miejscówek tylko dla okupanta w Parku Miejskim, w teatrze, czy w sali balowej towarzystwa wioślarskiego.

Rodzinę Nałęczów wyrzucono z ich domu. W memoriale Erharda Wetzela pt. „Traktowanie ludności byłych obszarów Polski z punktu widzenia polityki rasowej” z listopada 1939 roku. można odnaleźć szczegóły narodowego wykluczenia:

fot. ze zbiorów Izabeli Nałęcz

„Nie wolno odprawiać nabożeństw w języku polskim. Zabrania się wszelakich zrzeszeń, korporacji i zjednoczeń świeckich i kościelnych, jak również należy zamknąć polskie restauracje, kawiarnie i kina, a nadto znieść wszelką polską prasę i wydawnictwa książek.

Bezpośrednim następstwem tego memoriału, był wydany w Kaliszu, jeden z pierwszych aktów policyjnych wydanych przez tutejsze władze okupacyjne w roku 1939, 14 grudnia:

„Przestrzegam, iż Polakom i Żydom uczęszczanie do kina i teatru jest wzbronione. Przekroczenie tego zakazu będzie surowo karane”.

Wraz z przejęciem nieruchomości, okupant wszedł w posiadanie wielu cennych ruchomości. Pomógł w tym inny dekret nowej administracji miasta. 23 maja 1940 roku Oberbrugermeister (nadburmistrz miasta) wydał pierwszą odezwę do mieszkańców miasta, dotyczącą spisu urządzeń i mebli po polskich i żydowskich właścicielach z miasta i powiatu kaliskiego. Drukowano iż:

fot. materiały organizatora

„wzywa się niniejszym wszystkie osoby (również przynależące do niemieckiej narodowości okręgu Kalisch, które bezpośrednio lub pośrednio po 1 września 1939 roku, wzięli w posiadanie z mieszkań po ludności polskiej lub żydowskiej, urządzenia tychże, bądź chwilowo z tych urządzeń korzystają, aby bezzwłocznie, a najpóźniej do 15 czerwca 1940 roku, złożyli piśmienne zameldowanie z dokładnym określeniem pochodzenia przedmiot.”

W przypadku mienia Buczkowskich – Nałęczów, prywatne zbiory rodziny również zasiliły majątek nowego właściciela, stając się wyposażeniem najbardziej luksusowej przychodni lekarskiej w centrum Kalisza.

Pod znakiem czarnej glapy, budynek jak wiele innych przeszedł szereg zmian w układzie wnętrz i w wystroju. Jednak największą zmianą była ta własnościowa. Rodzina właścicieli została eksmitowana na ponad 5 lat. Gdy opadła „czerwona kurtyna”, w nowej Ludowej Polsce, rodzina właścicieli wróciła do swojego domu, dostawszy jedno z mieszkań na 3 piętrze.

fot. ze zbiorów Izabeli Nałęcz

W tym czasie na świat przyszła moja rozmówczyni. Jako wroga warstwa społeczna, Nałęczowie nie długo cieszyli się z powrotu na Piekarską. W 1950 roku, w stalinowskim okresie terroru w ZSRR i jego satelitach, na mocy arbitralnej, woluntarystycznej i bezprawnej eksmisji, bez żadnej decyzji, wyrzucono wszystkich mieszkańców kamienicy, przydzielając im inne lokale w mieście.

W tym czasie ponownie zainstalowano tutaj ośrodek zdrowia z przychodnią dla Kalisza. W 1965 roku, gdy z trzech pięter kamienicy wyprowadzono ośrodek zdrowia do nowej siedziby – budynku przy kaliskiej Rogatce, założono na parterze budynku Rejonową Przychodnię Zdrowia dla dzielnicy Majków. Po śmierci pierwszego sekretarza z pochodzenia Gruzina i politycznej odwilży, rodzina Nałęczów znów zamieszkała w swoim domu.

Podzwonne tzw. Dekretu Bieruta, dosięgło setki mieszczańskich rodzin – właścicieli nieruchomości. Scenariusz był ten sam również na przykładzie rodziny Buczkowskich – Nałęczów. Wyrugowanie z prawa własności i wygnanie. W okresie stalinizmu, w kamienicy poczyniono standardowe prace związane z kwaterunkiem nowych mieszkańców.

fot. ze zbiorów Izabeli Nałęcz

Liczące sobie przed wojną po 180 metrów kwadratowych mieszkania podzielono na mniejsze, zagęszczając – mówiąc językiem tamtych socjalistów – rachunek mieszkaniowy. Ten stan rzeczy trwał do 1989 roku. Ludzi na opisywanym adresie przybywało; tynków zaś na elewacjach ubywało. Eksploatacja i brak jakichkolwiek remontów poczyniły spore zużycie. Jak wiele innych, również ta kamienica na przednówku III RP wyglądała bardzo posępnie – z resztką tynków w kolorze czarnym – od zanieczyszczeń i czynników atmosferycznych.

Prawa do swojej kamienicy, rodzina Buczkowskich – Nałęczów odzyskała już w III RP. Był to precedens w temacie rozprawy z Dekretem Bieruta na kaliskim gruncie. Remont nieruchomości w roku 2018 przywrócił wiele oryginalnych elementów jej wystroju. Schodkowa attyka dachowa ze spływami i kulami, opływowe balustrady płyt balkonowych – o stylistycznym rodowodzie z mostków kapitańskich na promach pasażerskich – oto zestaw co popularniejszych motywów architektury niepodległej.

Realizacja budynku uwarunkowana gustem właściciela, tendencjami architekta oraz pilnym okiem międzywojennego magistratu, z wielką uwagą śledzącego kreowanie kolejnych części podnoszonego z gruzów miasta, była aktem zapatrzenia na nowoczesność wyrażoną w cegle.

Choć projekt budynku nie wyszedł z pracowni Nestrypkego – pierwszej węgielnicy środowiska architektonicznego tamtego Kalisza skupionego wokół stylu modernistycznego, to wizję Maciejewskiego należy uznać za poprawny przykład funkcjonalizmu okraszonego detalami architektury stream – okrętowego modernizmu.

Rozmowa o modernizmie – modern talking – jest tu nad wyraz pouczająca. Również dzięki obecnej właścicielce, której dziękuję za pomoc w zbudowaniu artykułu.

Idź do oryginalnego materiału