Znowu euforia zamieszkała w sercu
Po raz kolejny Jadwiga zauważyła, jak jej mąż Tadeusz delikatnie przytrzymuje lewy bok, gdzie serce. Starał się, żeby nie było widać, lekko głaskał to miejsce i gwałtownie chował rękę, rozglądając się, czy żona nie widzi. A ona już nie raz pytała:
Znowu boli, Tadeusz? Trzeba by do lekarza w powiecie się wybrać.
Przejdzie, zdarza się, zaraz przestanie odpowiadał zawsze tak samo.
Dziewiąty rok mieszkali razem Jadwiga z Tadeuszem we wsi, do której oboje przyjechali po studiach. On skończył rolnictwo, ona pedagogikę. Ale Jadwiga nigdy nie pracowała w zawodzie, bo mąż uwielbiał gospodarstwo i całe podwórko było pełne zwierząt. Dwie krowy, owce, prosiak, kury i kaczki. Wszystko wymagało opieki. Więc żona została w domu, na nogach od rana do wieczora. Tadeusz pracował jako agronom.
Jadwigę od trzynastego roku życia wychowywała babcia, bo rodzice zginęli młodo spłonęli w domu, a ona akurat tej nocy była u babci. Tadeusz pochodził z tej samej wsi. Ale trzy lata po ślubie zmarł jego ojciec na atak serca, a prawie dwa lata później odeszła matka.
Zostali więc tylko we dwoje. Wszystko było dobrze, tylko dzieci nie mieli. Oboje czekali i mieli nadzieję, Jadwiga choćby płakała nocami, prosząc Boga, by dał im dziecko. Ale nic z tego nie wyszło.
Pewnego ranka Tadeusz zjadł śniadanie i szykował się do pracy, gdy nagle złapał się za serce. Żona nie zdążyła podbiec, a on już leżał na podłodze serce stanęło. Pogotowie przyjechało szybko, ale i tak było za późno.
Po pogrzebie męża Jadwiga długo płakała w samotności.
W trzydziestce sama jedna, dlaczego życie jest tak niesprawiedliwe? Kochałam go, a Bóg mi go zabrał. Wszystkich mi zabrał. Za co?
Rankiem szła do obory, doiła krowy i płakała.
Po co mi to całe gospodarstwo? Robię wszystko na siłę, bo żal mi zwierząt, wszystkich trzeba nakarmić, krowy wydoić szlochała, myśląc, iż nikt nie słyszy.
Ale słyszała ją Danuta Kowalska, sąsiadka, zastępczyni dyrektora w szkole, która pewnego dnia wpadła do niej.
Jadziu, słyszę, jak płaczesz. Rozumiem. Sprzedawaj te swoje zwierzęta, po co ci to wszystko na głowie? Wiem, iż w sąsiedniej wsi w szkole zwolniła się nauczycielka klas młodszych. Może byś się tam zatrudniła? U nas wszyscy nauczyciele mają zajęte etaty. A tam tylko podstawówka, starsze dzieci dojeżdżają do nas. Zaledwie pięć kilometrów. Będziesz wśród ludzi, oderwiesz się. Zgódź się, przecież jesteś pedagogiem.
Dzięki, Danusiu, dzięki. Masz rację zgodziła się Jadwiga.
Latem sprzedała wszystkie zwierzęta, a przed wrześniem już była w sąsiedniej wsi. Pojawiła się sympatyczna Jadwiga Nowak, zamieszkała w dużym domu. Posprzątała, umyła okna, wszystko lśniło.
No i zaczęło się nowe życie mówiła głośno do siebie. Tylko płot się zawalił, furtka nie domyka, trzeba to jakoś naprawić.
Poprosiła o pomoc, dostali dla niej deski na płot. Ale remontować musiała sama.
Kasia zwróciła się do sąsiadki, która akurat rozwieszała pranie może wiesz, kogo zatrudnić do postawienia płotu? Materiał już jest.
Kasia otarła ręce w fartuch, podeszła bliżej.
Jest u nas stolarz, złote rączki, ale pije. Bez flaszki nic nie zrobi. Wina jego żona, Ewelina. Jak się pobrali, tak oboje piją, ona go wciągnęła. Jako chłopak w ogóle nie pił. Mają choćby dwie córki, cztery i dwa lata, ale pół roku temu opieka je zabrała. Lepiej sama do nich nie idź, jak zobaczę Mirka, to mu powiem.
Dzięki, Kasia.
Następnego dnia sąsiadka przyszła z wiadomością:
Widziałam dziś Ewelinę pod sklepem, jutro rano przyjdą. Tylko kup dwie butelki wina, inaczej nie ruszą palcem.
I rzeczywiście, rano zjawili się Mirek z Eweliną, oboje z kacem. Mirek rzucił narzędzia na podwórku i rozglądał się. Jadwiga wyszła z domu.
No witajcie, gospodyni! krzyknęła Ewelina, a jej mąż tylko skinął głową na powitanie.
Mirek był zaniedbany pomięty, rozczochrany, nieogolony ale oczy miał wyraźne i jasne. Nie straciły blasku. Jadwiga na moment zastygła tak bardzo przypominały jej spojrzenie zmarłego męża.
Deski tam leżą machnęła ręką.
Ej, gospodyni, my nie ślepi Ewelina usiadła na schodkach ganku. Masz coś do picia? Dawaj tutaj. Od rana piecze. Mirek, chodź się napić komenderowała.
Sprawnie otworzyła butelkę, nalała sobie i mężowi. Wypili, po czym Mirek zabrał się do roboty.
jeżeli będą tak pić, to nic nie zrobią myślała zrezygnowana Jadwiga. A jutro w ogóle nie przyjdą. Może im powiedzieć ale postanowiła się nie odzywać. No trudno, niech będzie, jak będzie. Skoro Kasia poleciła, to wie
Ale Mirek, choć popijał wino, znał się na fachu. We wsi wszyscy wiedzieli jeżeli Mirek się za coś zabrał, zrobi to porządnie. A żona zawsze stała obok, dolewała i patrzyła, jak pracuje. Skończył, gdy już się ściemniło. Ale zrobił.
Gospodyni! Ewelina krzyczała już pijanym głosem. Odbieraj robotę!
Jadwiga obejrzała nowy płot równiutki, furtka na miejscu, choćby mały haczyk wisiał, żeby nie trzaskała na wietrze.
Podobało jej się, zapłaciła i podziękowała.
No to jak coś, to wiesz mruknęła Ewelina, a Mirek znów skinął głową, zebrał narzędzia i poszli.
Nadeszła zima. Jadwiga pracowała w szkole, już się przyzwyczaiła i była wdzięczna Danucie Kowalskiej. Odżyła po żałobie, dzieci nie dawały się nudzić, pokochały swoją panią Jadwigę, a ona je traktowała z ciepłem i troską. Zbliżały się święta, gdy pewnej nocy obudził ją stukot do drzwi. Spojrzała na zegarek nie była to już noc, a wczesny ranek, szósta, za chwilę trzeba wstawać.
Myśla