Świadomość i „uczucia wyższe” u zwierząt są co prawda „tylko teorią”, ale to nie znaczy, iż pisanie na ich temat dowolnych bzdur jest uprawnione

astrohomines.wordpress.com 1 miesiąc temu

Doszły mnie słuchy o publikacji jednego ze znanych influencerów na temat świadomości u zwierząt (której postulowanie ów wprost zrównał z bambinizmem), a także negującej istnienie u zwierząt takich uczuć jak tęsknota, miłość, zazdrość etc. Jako iż jest to temat, którym się zajmuję, zajrzałem do tego tekstu, aby móc sprostować temat na swojej stronie. Odgórnie zakładałem konieczność prostowania, ponieważ wszyscy wiemy, w jaki sposób pisze swoje artykuły ten autor (którego przedstawiać raczej nie trzeba). Nie spodziewałem się jednak… No cóż, może oceńcie sami.

Jakie np. konsekwencje może nieść przypisywanie zwierzętom świadomości, ich personifikowanie itd.?:

„Ale jest i kwestia społeczna. jeżeli zaczynamy wywyższać zwierzęta ponadto, czym są, automatycznie umniejszamy ludziom. Bo skoro traktujemy ponad wartość znacznie niższe zdolności poznawcze lub ich brak, podobnie z uczuciami wyższymi czy świadomością, to logiczną konsekwencją osłabiamy znaczenie tych funkcji wśród ludzi. A zrównywanie lub przybliżanie nas do zwierząt od tysiącleci nieubłaganie prowadzi nie tylko do podniesienia rangi zwierząt. Również do obniżenia wartości życia i szczęścia człowieka”.

Ostatnie zdanie jest naprawdę piękne.

Zadanie dla Was – ile naliczycie tu fikołków logicznych i błędów wnioskowania?

Może się to też skończyć konsekwencjami systemowymi:

„Objawia się to nie jedynie w bezpośrednim podejściu i odnoszeniu się do drugiej osoby, ale i systemowo. Gdybyśmy założyli, iż zwierzęta są równoważne egzystencjalnie, moralnie czy społecznie, powinniśmy pieniądze ze służby zdrowia przeznaczać na zwierzęta – odbierając ludziom – albo wypłacać „emerytury” dla kotów, i tak dalej. Powinniśmy też wówczas wymagać od zwierząt płacenia podatków, ubezpieczeń etc.”

Piękne, prawda? Gdyby ktoś chciał wykonać powyższe zadanie i tutaj, dam małą podpowiedź – znajduje się tu też chochoł.

A tak bardziej merytorycznie – oprócz tego, iż klasycznie w tekstach tego autora mamy wybiórcze przedstawianie danych i ignorowanie wszystkich, które nie pasują do poglądu, mieszanie ze sobą różnych rzeczy w jedno i stąd manipulacyjne zestawienia ze sobą różnych zjawisk dla ich dyskredytowania, to mamy też przykład tego, jak strzelić sobie w kolano w wypowiedzi przeciw istnieniu uczuć wyższych u zwierząt, robiąc to poprzez argumentację, która większą siłę argumentacyjną ma właśnie jako obrona istnienia tych uczuć. Przynajmniej gdy mówimy o zwierzętach społecznych:

„Pomysł, iż zwierzęta mają i okazują uczucia wyższe, jest z perspektywy biologii ewolucyjnej absurdalny. Ostentacyjne pokazywanie emocji czy uczuć miało sens u ludzi tworzących większe grupy i posługujących się mową. Dlaczego? Pomagało rozpoznawać skomplikowane stany emocjonalne, istotne dla funkcjonalności relacji międzyludzkich, a także struktur rodzinnych i społecznych.”

Pierwsze zdanie z tego cytatu jest wprost fałszem. Wiele gatunków zwierząt tworzy na tyle skomplikowane relacje społeczne, są na tyle zależne bytowo od tych relacji i tak ważna jest w nich komunikacja i rozpoznawanie stanów emocjonalnych, iż napisanie takiego „argumentu” może świadczyć tylko o niepoznaniu tematu. Wiele tych struktur nie polega na automatycznym odgrywaniu wprogramowanych biologicznie ról, tylko na wielopłaszczyznowych aspektach zdobywania, zachowywania lub tracenia pozycji w społeczności, strategicznym obmyśliwaniu jej utrzymania lub odzyskania, gdzie procesom tym towarzyszą dodatkowo konsekwencje behawioralne analogicznie objawiające się jak u człowieka, który wobec tych zjawisk odczuwa odpowiadające im stany psychiczne, łącznie choćby z popadaniem w depresję. I, uwaga uwaga, to wszystko właśnie biologia ewolucyjna wie.

Uznawanie zatem, iż mimo wszystko są to zjawiska inne jakościowo niż te, które odczuwa człowiek w takich sytuacjach, wymaga większej liczby założeń, niż ich uznanie. A takie postępowanie jest wbrew sztuce naukowej.

A podałem tylko kwestię ról społecznych w odniesieniu do pozycji w społeczności, podczas gdy struktury społeczne u wyżej rozwiniętych zwierząt są dużo bardziej skomplikowane także w innych aspektach, wiążą się z całą paletą zjawisk, w tym tak ważnymi, jak np. z rodzicielstwem, partnerstwem itp.

Swoją drogą autor, który napisał ten tekst w dużej uwadze na bambinizm wobec psów, zgrabnie pominął dość sugestywną w tej problematyce właśnie tematykę ewolucji psychiki psa, która… odbyła się pod relację społeczną z człowiekiem.

Jeśli ktoś sili się przy współczesnym poziomie poznania życia psychicznego zwierząt i nauk ewolucyjnych na naukowe „obalanie” świadomości, uczuć wyższych itp. u nich, robiąc to poprzez argumenty ewolucyjne, to jest to czyste kuriozum, ponieważ zarówno brzytwa Ockhama, jak i logika podpowiadają, iż właśnie przy spojrzeniu ewolucyjnym pojawia się więcej argumentów do wniosków przeciwnych, przynajmniej jeżeli chcemy się trzymać nauki, a nie światopoglądu. Stwierdzenie: „Pomysł, iż zwierzęta mają i okazują uczucia wyższe, jest z perspektywy biologii ewolucyjnej absurdalny” jest albo objawem nieznajomości tej nauki, albo kłamania w celu wytworzenia u czytelników konkretnego poglądu, a najpewniej, co w przypadku tego autora jest nagminne, mamy tu po prostu kwestię: „Bo ja tak myślę”, bez uwagi na to, iż nie jest to stanowisko nauki.

Oczywiście jest to zależne od tego, co konkretnie ktoś rozumie jako uczucia wyższe, bo w oczywisty sposób ukształtowana moralność, poczucie estetyki, czy myśli egzystencjalne u zwierząt innych niż człowiek prawdopodobnie nie występują, chyba iż w postaci mocno pierwotnej. Tylko iż autor w tekście określił, iż nie chodzi mu o te najwyższe intelektualnie cechy, tylko o tak możliwe dla zwierząt, jak miłość, tęsknotę, zazdrość itp.

Oczywiście można to „podważać”, stwierdzając, iż nie ma ostatecznych dowodów świadomości i uczuć wyższych u zwierząt, ponieważ w zasadzie taki chyba zaistnieć nie może – możemy uzyskać raczej bardzo silne przesłanki, których dopiero całokształt staje się dostatecznie dokumentujący, aby dane twierdzenie uznać za wystarczająco uzasadnione, zwłaszcza gdy mamy choćby problem z dokładnym określeniem, co dokładnie za świadomość będziemy uznawać, a co jeszcze nie. „Podważać” napisałem w cudzysłowie, ponieważ na bazie takiego argumentu nie można tego podważyć, tylko co najwyżej sugerować. l choćby sam autor w swoim tekście zauważył, iż w ten sam sposób nie uzyskujemy również ostatecznego dowodu na to, iż i sam człowiek ma świadomość.

Tylko iż w oczywisty sposób negowanie (a autor to dokładnie robi, stwierdzając, iż uznanie tych rzeczy u zwierząt innych niż człowiek jest absurdalne) w oparciu o taką argumentację jest śmieszne i ma charakter argumentacyjnej desperacji. Takiego argumentu chwyta się wtedy, gdy nie ma się żadnego dobrego.

Po prostu dzisiaj mamy dostateczne poznanie ewolucyjne, neurobiologiczne, neuropsychologiczne, czy etologiczne, aby być blisko pewności, iż zjawiska te występują w świecie zwierzęcym przynajmniej u zwierząt społecznych mających wyżej rozwiniętą inteligencję, oraz iż nie ma podstaw dla twierdzenia, iż różnice między nimi, choć nie mogą być dobrze rozpoznane, stanowią tak bardzo odrębną rzeczywistość, jak próbuje to zarysować wspominany tu autor.

A to, iż niektórzy ludzie istotnie prezentują silny bambinimz, który jest poznawczo niepoważny, ale który autor swobodnie sobie miesza z postulatami istnienia świadomości u zwierząt i wymienionych przez niego uczuć wyższych, bo czemu dla pomieszania czytelnikom obrazu nie zrobić miszmaszu (czytaj: bełkotu), to, iż istnieją niuanse i antropomorfizacja, w której błędnie rozpoznaje się intencje zwierząt lub podstawy ich zachowania, to zupełnie inna sprawa. Ale myślę, iż choćby mimo tego nie jesteśmy zagrożeni płaceniem zwierzętom emerytur.

Nie będę linkował. jeżeli chcecie się torturować, to wiecie, gdzie ów tekst znaleźć.

Jeśli podobają Ci się moje artykuły i chcesz wesprzeć moją pracę, możesz to zrobić na Patronite:
https://patronite.pl/astrohomines.wordpress.com/description
Inicjatywa taka wiele dla mnie znaczy, jako iż Astrohomines jest czasochłonną pracą jednej tylko osoby. Tylko dzięki wpłatom będzie mógł się rozwinąć w jeszcze ciekawszą, bardziej zaawansowaną formę. Pokaż, iż ten wysiłek jest doceniany 🙂

Idź do oryginalnego materiału