W którą stronę by nie spojrzeć jesienią wszyscy biegają. Ba, choćby JA zaczęłam się zastanawiać, iż może by tak Mieszka wyciągnąć, żeby ze mną jakąś piąteczkę machnął? Namówimy też jego kolegów i się młodzian przebiegnie. Muszę popatrzeć na te biegi…
Biegi jednak biegami… ALE jesienią, naszym narodowym sportem jest grzybobranie!
Dziś pojechałam. Sama, z moim dzikim psem Bibi. Ubrana w dresik, bez lęku, weszłam w leśne ostępy, bo tuż obok mnie jest moja strażniczka. Bardzo, bardzo jestem szczęśliwa, iż ją mam i ona ZAWSZE ochoczo gna tuż obok! A bez dzieci, bo dzieci rano zabrał Diabli. Jego mama, a ich babcia, obchodzi okrągłe urodziny (70). Btw. to nie to, iż on się jakoś wcześnie urodził, ale jest młodszy ode mnie o ponad 4 lata, więc 20 letnia różnica wieku pomiędzy nami jest logiczna. Nieważne. Z okazji takiego wydarzenia cała ich rodzina pojechała na wspólną wycieczkę! Niedługo, bo już jutro, wracają. A grzyby? Zazdrościłam całemu światu tego grzybobrania i już NIE mogłam dłużej czekać.
Grzybia gorączka ogarnęła chyba wszystkich! Wzdłuż lasów sznur aut. To choćby nie jest tak, iż one wjeżdżają w te leśne ścieżki, bo parkują tuż przy drodze. Odjechałam od cywilizacji 30 km i trafiałam w lesie na innych grzybiarzy. Jakiś koleś przez telefon obsługiwał klienta od instalacji rolet. Bo w lesie są wszyscy! Wszystkie zawody i wszystkie grupy wiekowe. I wszyscy z tą grzybią gorączką w oczach. Nie znalazłam DUŻO grzybów, ale są. Przy tylu ludziach, one SĄ. Znalazłam również w lesie szkielet jakiegoś dużego zwierzęcia. Filmik wysłałam dzieciom, żeby w drodze na te Podlasie miały co oglądać 😀