Skąd masz to zdjęcie? Zbladł Krzysztof, widząc fotografię zaginionego ojca
Gdy Krzysztof wrócił do domu po pracy, matka podlewała kwiaty na balkonie. Pochylona nad wiszącymi doniczkami, delikatnie prostowała liście. Jej twarz promieniała spokojem.
Mamo, pracujesz jak mrówka zdjął marynarkę, podszedł do niej i objął ją za ramiona. Znowu cały dzień na nogach?
To nie praca odparła z uśmiechem, machając ręką. To odpoczynek dla duszy. Patrz, jak wszystko kwitnie. Ten zapach, jakby nie balkon, a ogród botaniczny.
Roześmiała się cicho, tak jak zwykle. Krzysztof wdychał delikatny aromat kwiatów i mimowolnie przypomniał sobie dzieciństwo, gdy mieszkali w kawalerce, a ich ogrodem była doniczka z kalanchoe na parapecie, która stale gubiła liście.
Od tamtej pory wiele się zmieniło.
Matka spędzała teraz dużo czasu w domku letniskowym, który kupił jej na jubileusz. Niewielki domek, ale z ogromną działką, gdzie mogła sadzić, co tylko chciała. Wiosną hodowała rozsady, latem pielęgnowała warzywa w szklarni, jesienią robiła przetwory z własnych plonów. Zimą czekała, aż znów nadejdzie wiosna.
Ale Krzysztof wiedział, iż mimo uśmiechu w jej oczach zawsze gościł smutek. Ten, który nie zniknie, dopóki nie spełni się jej największe marzenie zobaczyć człowieka, na którego czekała całe życie.
Ojciec. Wyszedł pewnego poranka do pracy i nigdy nie wrócił. Krzysztof miał wtedy pięć lat. Matka opowiadała, iż tamtego dnia pocałował ją w skroń, mrugnął do syna i powiedział: Bądź dzielny. Wyszedł, nie wiedząc, iż na zawsze.
Później były zgłoszenia na policję, poszukiwania. Krewni, sąsiedzi, znajomi szeptali: Może uciekł?, A może ma drugą rodzinę?, Albo coś mu się stało. Ale matka zawsze mówiła jedno:
On by tak po prostu nie odszedł. Znaczy, nie mógł wrócić.
Ta myśl nie opuszczała Krzysztofa choćby teraz, po ponad trzydziestu latach. Był pewien: ojciec nie mógł ich porzucić. Po prostu nie mógł.
Po szkole Krzysztof poszedł na politechnikę, choć potajemnie marzył o dziennikarstwie. Ale wiedział musi gwałtownie stanąć na własnych nogach. Matka pracowała jako sanitariuszka w szpitalu, brała nocne dyżury, nigdy się nie skarżyła. choćby gdy nogi bolały od zmęczenia, a oczy czerwieniały od niewyspania, mówiła:
Wszystko w porządku, Krzysiu. Będzie dobrze. Tylko się ucz.
Uczył się. A w nocy przeszukiwał internetowe bazy zaginionych, sprawdzał stare dane, pisał na forach. Nadzieja nie umierała, wręcz rosła, stając się częścią jego charakteru. Stał się silny. Dorastał, wiedząc, iż w nieobecności ojca musi być opoką dla matki.
Gdy dostał pierwszą dobrą pracę, najpierw spłacił wszystkie długi matki, potem założył lokatę, w końcu kupił tę wymarzoną działkę i powiedział:
Koniec, mamo. Teraz odpoczywasz.
Wtedy płakała, nie ukrywając łez. A on tylko przytulił ją i szepnął:
Zasłużyłaś na to tysiąc razy. Dziękuję ci za wszystko.
Teraz Krzysztof sam marzył o rodzinie. O domu, w którym pachnie bigosem i świeżym chlebem. Gdzie w niedziele zbierają się najbliżsi i słychać dziecięcy śmiech. Tymczasem ciężko pracował. Oszczędzał, zbierał kapitał, by w końcu otworzyć własną firmę. Miał złote ręce od dziecka lubił majsterkować.
Ale w sercu wciąż płonęło to samo pragnienie chciał odnaleźć ojca. Chciał, żeby pewnego dnia ten człowiek wszedł do ich domu i powiedział:
Przepraszam, nie mogłem wrócić wcześniej.
A oni by zrozumieli, wybaczyli, przytulili się we troje. I wreszcie byłoby tak, jak powinno.
Czasem Krzysztof łapał się na tym, iż wciąż pamięta głos ojca. Jak brał go na ręce i mówił: No co, mój rycerzu, lecimy? i podrzucał w górę. A potem łapał mocno, tak mocno
Tamtej nocy, gdy położył się spać, znów przyśnił mu się ojciec. Tym razem stał nad rzeką, w starym płaszczu, i wołał go. Twarz zamazana, jak przez mgłę, ale oczy te same, szare, głębokie, znajome.
Praca Krzysztofa była stabilna, ale, jak to mówią, samej pensji nie starczy na wielkie plany, zwłaszcza gdy marzy się o własnym biznesie. Dlatego wieczorami dorabiał naprawiał komputery, konfigurował sieci. W jeden wieczór mógł objechać dwa, czasem trzy miejsca: u jednego drukarka nie działa, u drugiego internet się wiesza, u trzeciego trzeba zaktualizować oprogramowanie znał to na pamięć. Ludzie, szczególnie starsi, lubili go uprzejmy, cierpliwy, bez nachalności. Wszystko tłumaczył prosto, bez zbędnych dodatków.
Tego dnia zlecenie przyszło przez znajomą: bogata rodzina osiedle pod miastem, ochrona, wjazd tylko z przepustką. Potrzebny specjalista do ustawienia domowej sieci.
Proszę przyjechać po szóstej. Pani domu będzie na miejscu, wszystko pokaże poinformowano Krzysia.
Przyjechał punktualnie. Wpuścili go przez bramę, zatrzymał się przed wysokim domem z białymi kolumnami i panoramKrzysztof wpatrywał się w zdjęcie, a w jego sercu narastała cisza teraz już wiedział, iż czas zamknąć tę kartę, i zamiast przeszłości, zaczął w końcu patrzeć w przyszłość.