Siła miłości: Jak odważny chłopak zdobył serce piękności

polregion.pl 7 godzin temu

**„Aż po horyzont” – jak odważny wiejski chłopak zdobył serce miejskiej piękności**

Wróciłem dziś do domu, do maleńkiej wsi pod Lublinem, po długiej nieobecności na służbie. Letni wieczór otulał znajome krajobrazy, a każda ścieżka przypominała o tęsknocie za tym miejscem. Właśnie wtedy przyjechała Kinga – ta sama, w której kochałem się od lat młodzieńczych. Przyjechała na weekend, odwiedzić rodzinę i pewnie spędzić kilka niezapomnianych dni w ciszy wiejskiego życia.

Spotkaliśmy się przy starej, rzeźbionej furtce. Uściski, długie spojrzenia, ciche wyznania – wszystko to nagle ogarnęło nasze serca ciepłem. Miejscowi, którzy od dawna obserwowali naszą młodzieńczą miłość, szeptali między sobą: „Tomek i Kinga – to dopiero para!”. Każdy widział, jak ja, wysoki i jasnowłosy, patrzyłem z bijącym sercem na piękną Kingę, studentkę o przenikliwych czarnych oczach i promiennym uśmiechu.

Ale następnego wieczora, gdy Kinga szykowała się do powrotu do miasta, sytuacja niespodziewanie się zmieniła. Przed bramą jej domu zatrzymał się samochód, z którego dobiegały głośne klaksony. Wysiadł młody mężczyzna, którego wszyscy znali jako Darka – jego gwałtowne słowa i natarczywe prośby gwałtownie przerodziły się w burzę emocji.

– Przecież i tak wracasz do miasta – próbował się usprawiedliwić, wyciągając rękę – więc po co masz się męczyć? Ja cię podwiozę…

Kinga poderwała się, zaciskając usta w niezadowoleniu, i powiedziała stanowczo:

– Prosiłam cię, Darku, żebyś tu nie przyjeżdżał! Dam sobie radę sama!

Jej głos drżał z irytacji, a Darek, nie chcąc ustąpić, wciąż nalegał. Wszystko widziała sąsiadka Bronisława, a choćby ja, stojąc z boku, pogrążyłem się w niepokojących myślach. Na chwilę odszedłem, by ochłonąć, ale po chwili wróciłem, wskakując na mój stary motocykl, ozdobiony wyblakłą emalią i śladami wielu dróg.

Kinga, zobaczywszy mnie, natychmiast zarzuciła torbę na ramię, włożyła kask i usiadła za mną. Wtedy mieszczuch przybyły z Lublina uderzył w kierownicę i z lekką ironią rzucił:

– No to teraz wiem, dlaczego jesteś taka uparta…

Ja tylko mocniej ścisnąłem jej dłoń i odpaliłem silnik, mając w oczach determinację. Ruszyliśmy znów krętą wiejską drogą, pokrytą kurzem i złotem zachodzącego słońca. Każdy kilometr, w towarzystwie warkotu motoru, stawał się symbolem wspólnego pokonywania życiowych prób.

Po drodze mijaliśmy zadbane ogródki i stare chaty, a ja, z nutą marzyciela, wyznałem cicho:

– Wiesz, Kinga, marzę, by iść z tobą tą drogą aż po horyzont. Niech się nigdy nie kończy… Przejdę ją do końca, byleś była przy mnie.

Kinga uśmiechnęła się, a jej oczy zabłysły szczęściem:

– Naprawdę? Aż po sam kres świata?

– Właśnie tak – odparłem, delikatnie ściskając jej dłoń. – Bez ciebie nie wyobrażam sobie przyszłości, moja droga.

Tak płynęły nasze lata miłości. Wieś się nie zmieniała: każdego ranka i wieczora spotykaliśmy się, dzieląc marzeniami, nadziejami i małymi radościami. Czasem Kinga wyjeżdżała na studia, a ja zostawałem, ale odległość nie mogła przyćmić naszych uczuć – każde powitanie było pełne ciepła i oczekiwania.

Pewnego dnia, gdy Kinga wróciła po ukończeniu studiów, zobaczyła, iż stałem się jeszcze pewniejszy siebie, a w moich oczach była determinacja i cicha zaduma. Znowu siedzieliśmy w altance przy moim domu, rozmawiając godzinami o życiu, planach i marzeniach. Te rozmowy były pełne czułości i obietnic.

Miejscowi dawno przywykli widzieć nas razem. choćby sąsiadka Bronisława, mądra i troskliwa, mawiała, iż nasza miłość to dowód, iż choćby na wsi może zakwitnąć gorące uczucie, zdolne rozświetlić ciemność samotności.

Noc opadła na wieś, a gwiazdy zdawały się być świadkami naszych marzeń. Tego wieczoru powiedziałem cicho:

– Kinga, chcę, byśmy zawsze byli razem. Niech moja dusza należy do ciebie na wieki, i marzę o dniu, gdy zbudujemy dom, w którym zawsze będzie miłość.

Kinga roześmiała się ciepło i, patrząc mi w oczy, odparła:

– To marzmy razem, aż po horyzont. Wierzę, iż nasza miłość wszystko przetrwa.

Tak, pod rozgwieżdżonym niebem, staliśmy się jednością, zostawiając za sobą kurz wątpliwości, a przed sobą mając świt pełen nadziei. Nasze życie toczyło się dalej, wypełnione ciszą szczęścia i chwilami, gdy choćby najdalsza droga wydawała się krótka, jeżeli szło się ją we dwoje.

**Dzisiaj wiem, iż prawdziwa miłość nie zna granic – wystarczy odrobina odwagi, by iść naprzód, choćby gdy droga wiedzie aż po horyzont.**

Idź do oryginalnego materiału