Sekret narzeczonego ujawniony przez sąsiadkę, a moja zemsta.

2 tygodni temu

Sąsiadka zdradziła sekret narzeczonego, więc się zemściłam

Jacek szedł w stronę furtki swojej działki na przedmieściach Poznania, prowadząc pod rękę nieznajomą kobietę.

— Jacek, dzień dobry! — zawołała sąsiadka, Helena Nowakowa, wyglądając przez płot. — A kto to z tobą?

— Witaj, Nowakowa! — uśmiechnął się Jacek. — Postanowiłem się ożenić. Przywiozłem przyszłą panią domu, Elżbietę.

Elżbieta pracowała na działce bez wytchnienia, a Jacek nie odstępował ukochanej ani na krok. Pewnego dnia, gdy wyjechał do miasta, Nowakowa zajrzała przez ogrodzenie.

— No i co, narzeczono-sąsiadko, wpadniesz na herbatę? — spytała, mrużąc oko.

— Wpadnę — skinęła głową Elżbieta.

Spędziła u sąsiadki dobre półtorej godziny i wróciła tuż przed powrotem Jacka.

— Dlaczego jesteś taka zamyślona? — zauważył.

Elżbieta tylko się uśmiechnęła. Już znała całą prawdę.

— Jacek, dzień dobry! Kto to z tobą? — Nowakowa nie kryła ciekawości, przyglądając się nowej gości.

Jacek, podtrzymując kobietę, zmrużył oczy:

— Nowakowa, zawsze na warcie? Chcę się żenić. To Ela, przyszła pani domu. Działka duża, sprawdzam, czy sobie poradzi.

— Elżbieta, tak? — przytaknęła sąsiadka. — Ładne imię. Jacek to u nas kawaler jak marzenie, złota rączka. A przyjechaliście na dłużej czy tylko na sezon?

— Idź, nie przeszkadzaj — machnął ręką Jacek, otwierając furtkę i przepuszczając Elżbietę.

— Elu, wpadaj na herbatę! — zawołała za nimi Nowakowa i zaśmiała się cicho.

— Dziwna kobieta — zdziwiła się Elżbieta, wchodząc do domu. — Co znaczy „na sezon”?

— Nie zwracaj uwagi — odparł Jacek. — Sąsiedzi biorą tu sezonowych robotników, więc się wygadała. Prosta kobieta, czego się spodziewać? Nie gadaj z miejscowymi za dużo, Nowakowa to pierwsza plotkara.

Dom lśnił czystością, tylko cienka warstwa kurzu osiadła po zimie. Elżbieta z podziwem oglądała wnętrza.

— Jacek, naprawdę sam to wszystko zrobiłeś? — wskazała na gustowne firany, haftowany obrus i serwetki.

W kuchni wisiały lniane ręczniki z delikatnym wzorem.

— A jak myślisz? — prychnął Jacek. — Przed tobą próbowały mnie omotać różne baby. W końcu jestem przystojnym, samotnym facetem. Wszyscy się dobijali, ale czekałem na ciebie. I doczekałem się!

Elżbieta się zaróżowiła. Jacek faktycznie był urodziwym mężczyzną: barczysty, z siwizną w gęstych włosach, z bystrą iskrą w oku. Do tego z mieszkaniem i działką.

Poznali się na targu w Poznaniu. Jacek wybierał sadzonki malin, a Elżbieta szukała nasion kopru do doniczki.

— Piękna, weź trzy paczki, dam rabat — namawiał sprzedawca.

— Po co mi tyle? — śmiała się. — Jestem sama, wystarczy jedna.

— A u mnie grządka na działce stoi pusta — mrugnął Jacek, stojący obok. — Może połączymy siły?

— A co powie twoja żona? — uśmiechnęła się Elżbieta, oceniając go wzrokiem. Przystojny, elegancko ubrany, wyraźnie starszy od niej.

— Wdowiec jestem — westchnął. — Ale ty odmieniłaś moje serce.

Tak zaczęła się ich znajomość. Po tygodniu Jacek wyznał:

— Elu, z tobą jest tak lekko, tak spokojnie. Nie chcę się rozstawać. Wyjeżdżam na działkę na sezon. Pojedziesz ze mną? Będziemy razem jeździć do pracy, niedaleko.

Elżbieta się zgodziła:

— Co mam do stracenia? Dzieci dorosłe, przypominają sobie tylko, gdy pieniądze potrzebne. Męża nie mam, choćby kota nie mam. Może to moja szansa?

Na działce gwałtownie przeszli na „ty”. Oświadczyny Jacka wzruszyły Elżbietę i rozbawiły Nowakową.

Cały sezon Elżbieta pracowała na działce: grządki zazieleniły się, w szklarni dojrzewały ogórki i pomidory, chwasty nie miały szans. Jacek kopał, nosił wodę, rąbał drewno. Z zewnątrz wyglądali na zgodne małżeństwo.

Pewnego dnia, gdy Jacek wyjechał do miasta, Nowakowa zawołała Elżbietę:

— Wpadniesz na herbatę? Czy Jacek zabrania?

— Dlaczego miałby zabraniać? — zdziwiła się Elżbieta. — Wpadnę.

Wróciła przed powrotem Jacka, zamyślona.

— O czym tak dumasz? — spytał.

— Zastanawiam się, jak ciężko tracić bliskich — odparła, patrząc mu w oczy. — Żyjesz, a nagle — raz — i człowieka nie ma.

— Daj spokój — machnął ręką Jacek. — jeżeli o moją żonę chodzi, to już dawno, zapomniałem. Teraz mam ciebie. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił! — Objął ją i mrugnął.

Mijały tygodnie, plony cieszyły: ogórki, marchew, jagody, pomidory. Ale nastrój Jacka się zmienił. Zaczął czepiać się Elżbiety o byle co, a o ślubie już nie wspominał.

— Dlaczego nie zamknęłaś szklarni? — warknął rano.

— Jacek, w nocy było ciepło, plony by się zmarnowały! — próbowała wyjaśnić.

— Będziesz mnie uczyć? — warknął. — Jakbyś całe życie przy grządkach stała! Poza koperkiem w doniczce nic nie widziałaś!

— Nieładnie tak — obraziła się. — Rodzice mieli ogród, wiem, co jak rośnie. jeżeli chcesz, w ogóle nic nie rusElżbieta westchnęła cicho, patrząc na zachodzące słońce za oknem, i postanowiła, iż jeszcze raz da mu szansę, choć w głębi serca wiedziała, iż to już koniec.

Idź do oryginalnego materiału