Sąsiadka odkryła sekret narzeczonego, więc się zemściłam.

2 tygodni temu

Igor szedł ku bramie swojej działki pod Warszawą, prowadząc pod ramię nieznajomą.

— Igor, witaj! — zawołała sąsiadka Wanda Kowalska, wyglądając zza płotu. — A kto to z tobą?

— Cześć, Wando! — uśmiechnął się. — Ożenić się zamierzam. Przyprowadziłem przyszłą panią domu, Jadwigę.

Jadwiga pracowała na działce bez wytchnienia, a Igor dotrzymywał jej kroku. Pewnego dnia, gdy wyjechał do miasta, Wanda Kowalska zajrzała przez płot.

— No cóż, narzeczono-sąsiadko, wpadniesz na herbatę? — spytała z przebiegłym błyskiem w oku.

— Wpadnę — skinęła głową Jadwiga.

Spędziła u sąsiadki półtorej godziny i wróciła tuż przed powrotem Igora.

— Dlaczego taka zamyślona? — zauważył.

Jadwiga tylko się uśmiechnęła. Wiedziała już całą prawdę.

— Igor, witaj! Kto to z tobą? — Wanda nie kryła ciekawości, przyglądając się gościowi.

Igor, podtrzymując towarzyszkę, zmrużył oczy:

— Wanda, wciąż na warcie? Żenię się. To Jadzia, przyszła pani domu. Działka duża, trzeba sprawdzić, czy sobie poradzi.

— Jadwiga? — skinęła głową sąsiadka. — Piękne imię. Igor to złota rączka, zaradny, kawaler do wzięcia. Przyjechaliście na sezon czy na dłużej?

— Idź, nie przeszkadzaj — machnął ręką Igor, otwierając furtkę i przepuszczając Jadzię.

— Jadziu, wpadaj na herbatę! — zawołała za nimi Wanda i parsknęła śmiechem.

— Dziwna kobieta — zdziwiła się Jadwiga, wchodząc do domu. — Co znaczy „na sezon”?

— Nie przejmuj się — odparł Igor. — Sąsiedzi zatrudniają sezonowych pracowników, więc się wygadała. Prosta kobieta, czego się spodziewać? Mniej gadaj z miejscowymi, Wanda to królowa plotek.

Dom lśnił czystością, tylko cienka warstwa kurzu osiadła po zimie. Jadwiga z zachwytem oglądała pokoje.

— Igor, naprawdę sam to wszystko zrobiłeś? — wskazała na starannie wyhaftowane firanki, obrus i serwetki.

W kuchni wisiały lniane ręczniki z misternym wzorem.

— Ależ skąd — prychnął. — Przed tobą dziewki próbowały mnie omotać. Jestem przecież przystojnym, samotnym facetem. Wszystkie chciały wbić mi się w łaski. Ale czekałem na ciebie. I doczekałem się!

Jadwiga się zaróżowiła. Igor faktycznie był urodziwy: barczysty, z siwizną w gęstych włosach, z figlarnym błyskiem w oku. Do tego z mieszkaniem w mieście i działką.

Poznali się na targu w Warszawie. Igor wybierał sadzonki malin, a Jadwiga szukała nasion kopru do doniczki.

— Piękna, weź trzy paczki, dam rabat — namawiał sprzedawca.

— Po co mi tyle? — śmiała się. — Mieszkam sama, wystarczy jedna.

— A u mnie grządka stoi pusta — mrugnął Igor, stojący obok. — Może połączymy siły?

— A co powie twoja żona? — uśmiechnęła się Jadwiga, patrząc na niego. Elegancki, starszy od niej.

— Jestem wdowcem — westchnął. — Ale ty stopiłaś moje serce.

Tak zaczęła się ich znajomość. Po tygodniu Igor wyznał:

— Jadziu, z tobą jest tak lekko, tak spokojnie. Nie chcę się rozstawać. Wyjeżdżam na działkę na sezon. Pojedziesz ze mną? Będziemy razem jeździć do pracy, droga niedługa.

Jadwiga się zgodziła:

— Co mam do stracenia? Dzieci dorosłe, przypominają sobie tylko po pieniądze. Męża nie mam, choćby kota. Może to moja szansa?

Na działce gwałtownie przeszli na „ty”. Słowa Igora o ślubie wzruszyły Jadwigę i rozbawiły Wandę.

Cały sezon Jadwiga spędziła w ogrodzie: grządki zazieleniły się, w szklarni dojrzewały pomidory i ogórki, chwast nie miał szans. Igor kopał, nosił wodę, rąbał drewno. Z zewnątrz wyglądali na zgodne małżeństwo.

Pewnego dnia, gdy Igor wyjechał do miasta, Wanda zawołała Jadwigę:

— Wpadniesz na herbatę? Czy Igor zabronił?

— Dlaczego miałby zabronić? — zdziwiła się Jadwiga. — Wpadnę.

Wróciła zamyślona tuż przed jego powrotem.

— O czym tak rozmyślasz? — spytał.

— Zastanawiam się, jak ciężko tracić bliskich — odparła, patrząc mu w oczy. — Żyjesz, a nagle — trach — i już ich nie ma.

— Daj spokój — machnął ręką. — jeżeli o żonę chodzi, to było dawno, już zapomniałem. Teraz mam ciebie. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił! — Objął ją i mrugnął.

Mijały tygodnie, plony cieszyły: ogórki, marchew, jagody, pomidory. Ale humor Igora się zmienił. Zaczął czepiać się Jadwigi o błahostki, a o ślubie już nie wspominał.

— Dlaczego nie zamknęłaś szklarni? — burknął rano.

— Igor, nocą było ciepło, plony by przepadły! — tłumaczyła.

— Ty mnie uczysz? — warknął. — Jakbyś całe życie ogród prowadziła! Prócz koperku w doniczce nic nie widziałaś!

— Niepotrzebnie tak — uraziła się. — U rodziców w wiosce był ogród, wiem, co i jak rośnie. Chcesz — w ogóle nic nie będę ruszać.

— Dobrze, dobrze — zmiękł. — Ale radź się mnie. Aha, umiesz robić dżem? Jagody już dojrzały.

Jadwiga skinęła głową, myśląc: „Zaczyna się”. Gdy gotowała dżem, Igor był słodyczą samą. Ale gdy słoiki stanęły w spiżarni, wróciły docinki. Jadwiga już planowała, jak wywieźć część plonów, by nie zostać z niczym.

— Igor, co się dzieje? — spytała wprost.

Chciał odpowiedzieć ostro, ale zadzwonił telefon. Igor chwycił słuchawkę, a jego twarz zmieniała się: zdziwienie, potem strach.

— Co się stało? — spytała Jadwiga.

— Ktoś wypłaca mi pieniądze z konta! — wybełkotał, przewijając wiadomości. — Bank dzwoni, muszę zmienić hasło.

— Igor, to oszuści! — ostrzegła. — Nie podawaj kodu, stracisz wszystko!

— Skąd ty taka mądra? — syknął. — Wszystko wiesz, wszystko umiesz!

— Mówię poważNie mów kodu! — upierała się, ale Igor już szeptał cyfry przez telefon, a w jego oczach odbijał się blask płonącego konta, jak ostatni liść spadający z jesiennego drzewa.

Idź do oryginalnego materiału