Igor szedł ku bramie swojej działki pod Warszawą, prowadząc pod ramię nieznajomą.
— Igor, witaj! — zawołała sąsiadka Wanda Kowalska, wyglądając zza płotu. — A kto to z tobą?
— Cześć, Wando! — uśmiechnął się. — Ożenić się zamierzam. Przyprowadziłem przyszłą panią domu, Jadwigę.
Jadwiga pracowała na działce bez wytchnienia, a Igor dotrzymywał jej kroku. Pewnego dnia, gdy wyjechał do miasta, Wanda Kowalska zajrzała przez płot.
— No cóż, narzeczono-sąsiadko, wpadniesz na herbatę? — spytała z przebiegłym błyskiem w oku.
— Wpadnę — skinęła głową Jadwiga.
Spędziła u sąsiadki półtorej godziny i wróciła tuż przed powrotem Igora.
— Dlaczego taka zamyślona? — zauważył.
Jadwiga tylko się uśmiechnęła. Wiedziała już całą prawdę.
— Igor, witaj! Kto to z tobą? — Wanda nie kryła ciekawości, przyglądając się gościowi.
Igor, podtrzymując towarzyszkę, zmrużył oczy:
— Wanda, wciąż na warcie? Żenię się. To Jadzia, przyszła pani domu. Działka duża, trzeba sprawdzić, czy sobie poradzi.
— Jadwiga? — skinęła głową sąsiadka. — Piękne imię. Igor to złota rączka, zaradny, kawaler do wzięcia. Przyjechaliście na sezon czy na dłużej?
— Idź, nie przeszkadzaj — machnął ręką Igor, otwierając furtkę i przepuszczając Jadzię.
— Jadziu, wpadaj na herbatę! — zawołała za nimi Wanda i parsknęła śmiechem.
— Dziwna kobieta — zdziwiła się Jadwiga, wchodząc do domu. — Co znaczy „na sezon”?
— Nie przejmuj się — odparł Igor. — Sąsiedzi zatrudniają sezonowych pracowników, więc się wygadała. Prosta kobieta, czego się spodziewać? Mniej gadaj z miejscowymi, Wanda to królowa plotek.
Dom lśnił czystością, tylko cienka warstwa kurzu osiadła po zimie. Jadwiga z zachwytem oglądała pokoje.
— Igor, naprawdę sam to wszystko zrobiłeś? — wskazała na starannie wyhaftowane firanki, obrus i serwetki.
W kuchni wisiały lniane ręczniki z misternym wzorem.
— Ależ skąd — prychnął. — Przed tobą dziewki próbowały mnie omotać. Jestem przecież przystojnym, samotnym facetem. Wszystkie chciały wbić mi się w łaski. Ale czekałem na ciebie. I doczekałem się!
Jadwiga się zaróżowiła. Igor faktycznie był urodziwy: barczysty, z siwizną w gęstych włosach, z figlarnym błyskiem w oku. Do tego z mieszkaniem w mieście i działką.
Poznali się na targu w Warszawie. Igor wybierał sadzonki malin, a Jadwiga szukała nasion kopru do doniczki.
— Piękna, weź trzy paczki, dam rabat — namawiał sprzedawca.
— Po co mi tyle? — śmiała się. — Mieszkam sama, wystarczy jedna.
— A u mnie grządka stoi pusta — mrugnął Igor, stojący obok. — Może połączymy siły?
— A co powie twoja żona? — uśmiechnęła się Jadwiga, patrząc na niego. Elegancki, starszy od niej.
— Jestem wdowcem — westchnął. — Ale ty stopiłaś moje serce.
Tak zaczęła się ich znajomość. Po tygodniu Igor wyznał:
— Jadziu, z tobą jest tak lekko, tak spokojnie. Nie chcę się rozstawać. Wyjeżdżam na działkę na sezon. Pojedziesz ze mną? Będziemy razem jeździć do pracy, droga niedługa.
Jadwiga się zgodziła:
— Co mam do stracenia? Dzieci dorosłe, przypominają sobie tylko po pieniądze. Męża nie mam, choćby kota. Może to moja szansa?
Na działce gwałtownie przeszli na „ty”. Słowa Igora o ślubie wzruszyły Jadwigę i rozbawiły Wandę.
Cały sezon Jadwiga spędziła w ogrodzie: grządki zazieleniły się, w szklarni dojrzewały pomidory i ogórki, chwast nie miał szans. Igor kopał, nosił wodę, rąbał drewno. Z zewnątrz wyglądali na zgodne małżeństwo.
Pewnego dnia, gdy Igor wyjechał do miasta, Wanda zawołała Jadwigę:
— Wpadniesz na herbatę? Czy Igor zabronił?
— Dlaczego miałby zabronić? — zdziwiła się Jadwiga. — Wpadnę.
Wróciła zamyślona tuż przed jego powrotem.
— O czym tak rozmyślasz? — spytał.
— Zastanawiam się, jak ciężko tracić bliskich — odparła, patrząc mu w oczy. — Żyjesz, a nagle — trach — i już ich nie ma.
— Daj spokój — machnął ręką. — jeżeli o żonę chodzi, to było dawno, już zapomniałem. Teraz mam ciebie. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił! — Objął ją i mrugnął.
Mijały tygodnie, plony cieszyły: ogórki, marchew, jagody, pomidory. Ale humor Igora się zmienił. Zaczął czepiać się Jadwigi o błahostki, a o ślubie już nie wspominał.
— Dlaczego nie zamknęłaś szklarni? — burknął rano.
— Igor, nocą było ciepło, plony by przepadły! — tłumaczyła.
— Ty mnie uczysz? — warknął. — Jakbyś całe życie ogród prowadziła! Prócz koperku w doniczce nic nie widziałaś!
— Niepotrzebnie tak — uraziła się. — U rodziców w wiosce był ogród, wiem, co i jak rośnie. Chcesz — w ogóle nic nie będę ruszać.
— Dobrze, dobrze — zmiękł. — Ale radź się mnie. Aha, umiesz robić dżem? Jagody już dojrzały.
Jadwiga skinęła głową, myśląc: „Zaczyna się”. Gdy gotowała dżem, Igor był słodyczą samą. Ale gdy słoiki stanęły w spiżarni, wróciły docinki. Jadwiga już planowała, jak wywieźć część plonów, by nie zostać z niczym.
— Igor, co się dzieje? — spytała wprost.
Chciał odpowiedzieć ostro, ale zadzwonił telefon. Igor chwycił słuchawkę, a jego twarz zmieniała się: zdziwienie, potem strach.
— Co się stało? — spytała Jadwiga.
— Ktoś wypłaca mi pieniądze z konta! — wybełkotał, przewijając wiadomości. — Bank dzwoni, muszę zmienić hasło.
— Igor, to oszuści! — ostrzegła. — Nie podawaj kodu, stracisz wszystko!
— Skąd ty taka mądra? — syknął. — Wszystko wiesz, wszystko umiesz!
— Mówię poważNie mów kodu! — upierała się, ale Igor już szeptał cyfry przez telefon, a w jego oczach odbijał się blask płonącego konta, jak ostatni liść spadający z jesiennego drzewa.