Olek szedł do bramy swojej działki na obrzeżach Poznania, prowadząc pod rękę nieznajomą kobietę.
— Olek, cześć! — zawołała sąsiadka, Wanda Kowalska, wyglądając przez płot. — A kto to z tobą?
— Cześć, Kowalska! — uśmiechnął się. — Postanowiłem się ożenić. Przywiozłem przyszłą panią domu, Kasię.
Kasia pracowała na działce bez wytchnienia, a Olek dotrzymywał jej kroku. Pewnego dnia, gdy wyjechał do miasta, Wanda Kowalska zajrzała przez płot.
— No co, narzeczono-sąsiadko, wpadniesz na herbatę? — spytała z przebiegłym uśmiechem.
— Wpadnę — skinęła głową Kasia.
Spędziła u sąsiadki półtorej godziny i wróciła tuż przed przyjazdem Olka.
— O co chodzi, iż taka zamyślona? — zauważył.
Kasia tylko się uśmiechnęła. Już znała całą prawdę.
— Olek, cześć! Kto to z tobą? — Wanda Kowalska nie kryła ciekawości, przyglądając się gościowi.
Olek, podpierając towarzyszkę, zmrużył oczy:
— Kowalska, wciąż na straży? Chcę się żenić. To Kasia, przyszła pani domu. Działka duża, trzeba sprawdzić, czy sobie poradzi.
— Kasia, znaczy? — przytaknęła sąsiadka. — Imię ładne. Olek to u nas kawaler na wagę złota, gospodarny, złote ręce. A wy na długo, czy tylko na sezon?
— Idź, nie zawracaj głowy — machnął ręką Olek, otwierając furtkę i przepuszczając Kasię przodem.
— Kasia, wpadaj na herbatę! — zawołała za nimi Wanda Kowalska i roześmiała się.
— Dziwna kobieta — zdziwiła się Kasia, wchodząc do domu. — Co to znaczy „na sezon”?
— Nie przejmuj się — odparł Olek. — Sąsiedzi tu zatrudniają ludzi na sezon, więc się wygadała. Prosta kobieta, czego się spodziewać? Mniej gadaj z miejscowymi, Kowalska to królowa plotek.
Dom lśnił czystością, tylko lekka warstwa kurzu osiadła po zimie. Kasia z zachwytem oglądała pokoje.
— Olek, naprawdę sam to wszystko zrobiłeś? — wskazała na równo zawieszone firanki, haftowany obrus i serwetki.
W kuchni wisiały lniane ręczniki z subtelnym haftem.
— No pewnie — prychnął Olek. — Zanim się pojawiłaś, różne baby próbowały mi się narzucać. Jestem przecież przystojnym facetem, samotnym. Każda chciała mnie złapać. Ale czekałem na ciebie. I doczekałem się!
Kasia się zaczerwieniła. Olek faktycznie był przystojny: krzepki, z siwizną w gęstych włosach, z figlarnym błyskiem w oku. Do tego mieszkanie i działka.
Poznali się na targu w Poznaniu. Olek wybierał sadzonki malin, a Kasia szukała nasion kopru do doniczki.
— Piękna, weź trzy paczki, dam rabat — namawiał sprzedawca.
— Po co mi tyle? — śmiała się. — Jestem sama, wystarczy jedna.
— A u mnie na działce pusto — mrugnął Olek, stojący obok. — Może połączymy siły?
— A co powie twoja żona? — uśmiechnęła się Kasia, oceniając go wzrokiem. Przystojny, ubrany z szykiem, wyraźnie starszy.
— Wdowiec jestem — westchnął. — Ale ty roztopiłaś moje serce.
Tak zaczęła się ich znajomość. Po tygodniu Olek wyznał:
— Kasia, z tobą jest tak lekko, tak spokojnie. Nie chcę się rozstawać. Wyjeżdżam na działkę na sezon. Pojedziesz ze mną? Będziemy razem dojeżdżać do pracy, niedaleko.
Kasia się zgodziła:
— A co mam do stracenia? Dzieci dorosłe, dzwonią tylko po pieniądze. Męża nie mam, choćby kota nie mam. Może to moje przeznaczenie?
Na działce gwałtownie przeszli na „ty”. Oświadczyny Olka wzruszyły Kasię i rozbawiły Wandę Kowalską.
Cały sezon Kasia pracowała na działce: grządki zazieleniły się, w szklarni dojrzewały pomidory i ogórki, chwastom nie było szans. Olek kopał, nosił wodę, rąbał drewno. Z zewnątrz wyglądali na zgodne małżeństwo.
Pewnego dnia, gdy Olek wyjechał do miasta, Wanda Kowalska zawołała Kasię:
— Wpadniesz na herbatę? Czy Olek zabronił?
— Dlaczego miałby zabronić? — zdziwiła się Kasia. — Wpadnę.
Wróciła przed przyjazdem Olka, zamyślona.
— O co chodzi? — spytał.
— Zastanawiam się, jak ciężko tracić bliskich — odparła, patrząc mu w oczy. — Żyjesz, a potem nagle ich nie ma.
— Daj spokój — machnął ręką Olek. — jeżeli o żonę chodzi, to było dawno, już zapomniałem. Teraz mam ciebie. Nie wiem, co bym bez ciebie robił! — Objął ją i mrugnął.
Mijały tygodnie, zbiór cieszył: ogórki, marchewki, jagody, pomidory. Ale nastrój Olka się zmienił. Zaczepiał Kasię o byle co, a o ślubie już nie wspominał.
— Dlaczego szklarni nie zamknęłaś? — burknął rano.
— Olek, nocą ciepło, zbiór przepadnie! — próbowała wyjaśnić.
— Będziesz mnie uczyć? — warknął. — Jakbyś całe życie w ogrodzie harowała! Poza koperkiem w doniczce nic nie widziałaś!
— Niepotrzebnie tak — obraziła się Kasia. — U rodziców na wsi był ogród, wiem, co i jak rośnie. jeżeli chcesz, w ogóle nic nie będę dotykać.
— Dobra, dobra — złagodniał Olek. — Ale radź się mnie. Aha, umiesz robić dżem? Czas zbierać jagody.
Kasia skinęła głową, myśląc: „Zaczyna się”. Gdy gotowała dżem, Olek był aniołem. Ale gdy słoiki trafiły do spiżarni, zaczepki wróciły. Kasia już planowała, jak wywieźć część zbiorów, by nie zostać z niczym.
— Olek, co się dzieje? — nie wytrzymała, pytając wprost.
Chciał odpowiedzieć ostro, ale zadzwonił telefon. Olek złapał słuchawkę, a jego twarz zmieniała się: zdziwienie, potem strach.
— Co się stało? — spytała Kasia.
— Ktoś wypłaca mi pieniądze z konta! — wybełkotał, nerwowo przewijając SMS-y. — Bank dzwoni, trzeba zmienić hasło.
— Olek, to oszuści! — ostrzegła. — Nie podawaj kodu**”Dobrze, iż posłuchałam Kowalskiej — powiedziała Kasia, zamykając drzwi domu na nowy zamek i zostawiając Olka na zewnątrz z jego pustymi kontami i jeszcze bardziej pustymi obietnicami.”**