Samotność w Tłumie: Poszukiwanie Bliskości w Nowoczesnej Polsce

polregion.pl 3 godzin temu

Wspominam dawno, gdy samotność była jedynym towarzyszem mojej codzienności. Żona mnie opuściła, a ja, nie mając już nikogo przy sobie, poczułem się jak drzewo bez korzeni. Co z tego, iż jesteś sam, Kaja? mawiał mój przyjaciel, człowiek nie powinien żyć w izolacji, a kobieta zawsze potrzebuje męża przy sobie. Inaczej to nic nie znaczy i tak samotność stała się tematem niekończących się rozmów przy kawie.

Pewnego dnia spotkałam się z siostrą w parku i opowiadałem jej o tym, jak samotność potrafi przytłoczyć. Samotność jest straszna! wykrzyknęła Kasia, nie zdając sobie sprawy, iż jej słowa rozbrzmiewają w pustych korytarzach serca. Gdzie są twoje dzieci? pytałem, a ona jedynie wzruszyła ramionami. Wtedy dowiedziałam się, iż jej brat mieszka w Karczewie, a ona sama już od lat nie ma nikogo przy sobie.

Kasia była już po dziesięciu latach rozwodu, a jej były mąż, Janusz, nie wrócił już po pięćdziesiąt lat. Próbował miłować ją w słowach o jedno razie i niczym strasznym, ale w rzeczywistości jego serce było puste, a łzy męskie skromne i gorzkie. Rozpad rodzinny doprowadził do tego, iż Janusz pożegnał się z kobietą, zostawiając ją samą w małym mieszkaniu przy Starym Mieście w Warszawie.

Samotne życie nie wstrząsało mnie już, bo zarobki z pracy w sklepie spożywczym oraz mały warsztat umożliwiały mi godne życie. Zajmowałem się rzemiosłem, czytałem, pływałem, chodziłem na jogę, podróżowałem po Polsce, a czasem choćby jeździłem na koniu w okolicznych lasach. Dzięki temu nie czułem się znudzony, a dzień po dniu wypełniał się małymi przyjemnościami.

Do tego czasu, zanim siostra Marta nie postanowiła rozwiązać mojego losu, mój przyjaciel Piotr mówił: Słuchaj, Kato, mam fajnego faceta, co ma sto lat doświadczenia, siedem lat różnicy, dom duży, gospodarstwo w pełni wyposażone krowy, kozy, świnie, kury, nie brak mleka, mięsa, jajek, a do tego przyjemny i wykształcony. Niechętnie przyjąłem tę propozycję, choć w myśl przysłowia nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.

Mój nowy znajomy okazał się kilka warzy się od innych wysoki, umięśniony, przykuwający uwagę, ale z niewielkim rozumem. Imię miał Jan, co w naszym kraju brzmi tradycyjnie i pewnie. Pierwsze spotkanie upłynęło wesoło, a ja obserwowałem go z pewnym dystansem. Jan proponował, iż potrzebuje gospodyni, by pomagała przy dojeniu krów, zbieraniu jajek i pielęgnacji ogrodu, a w zamian zaoferował mieszkanie i część dochodów z mleka i mięsa.

Wróciłam więc do domu, rozmyślając o tym, co mam do stracenia. Miałam małą działkę pod Warszawą, niewielki domek i kilka zwierząt, a samochód, który kupiłam w osiemnastym roku życia, wciąż działał. Nie potrzebowałam już niczego więcej jedynie spokojnego życia, by móc odpocząć po trudach codzienności.

Jednak po długich rozważaniach, kiedy Marta zaproponowała mi przygotowanie obiadu dla męża, zakupy i sprzątanie przy gospodarstwie, zdałam sobie sprawę, iż dochód z tego przedsięwzięcia może być przyzwoity, a emerytura w końcu przyjdzie, a wraz z nią zasłużone wypoczynki.

Wtedy zadzwoniłam do pani Anny, by ustalić spotkanie. Jej gospodarstwo znajdowało się w Małopolsce, w pobliżu Krakowa, gdzie trzymała krowy, kozy, świnie i kury, a także dwie osoby pochodzące z Azji, które pomagały w codziennej pracy. Jan sprzedawał mięso, mleko i jajka, a ja miałam wrażenie, iż w tym roli może mi się przydać jako część większego biznesu.

Jan wytłumaczył mi: Patrz, Kasiu, potrzebuję kogoś, kto będzie pomagał przy dojeniu krów, zbierał jajka i karmił kury. Bez gospodarczyni nie dam rady. Ty będziesz dbać o dom, a ja zajmę się resztą. Jego słowa brzmiały jak stare przysłowie: Kto chce zrobić dobrze, niech sam się zabierze do roboty.

Po powrocie do mojego mieszkania przy Starym Mieście, zastanawiałam się, czy naprawdę potrzebuję takiego życia. Miałam piękny ogródek, pracę w sklepie, mały domek i przyjaciela pana Marka który przychodził w odwiedziny. Nie było już sensu szukać kolejnych problemów, a jedynie cieszyć się tym, co już mam.

W końcu, kiedy Marta przypomniała mi o obowiązku przygotowania obiadu i o konieczności zakupów, poczułam, iż mogę połączyć swoje dotychczasowe doświadczenia z nową szansą w gospodarstwie Jana. Nie musiałam już dłużej błądzić po pustych uliczkach samotności znalazłam swój własny kawałek Polski, w którym mogłam żyć spokojnie, a jednocześnie mieć możliwość zarabiania i wspierania rodziny.

Tak więc, choć kiedyś byłam samotna i zagubiona, dziś wspominam te lata z pewnym uśmiechem, bo wiem, iż każdy krok, choćby najtrudniejszy, doprowadził mnie do miejsca, w którym mogę żyć w pokoju, z szacunkiem dla siebie i otaczających mnie ludzi.

Idź do oryginalnego materiału