Rozmowa z Mateuszem Walczakiem. Prawda o poszkodowanych w powodzi

wirtualnyregion.eu 3 godzin temu

W 2024 pisaliśmy o pomocy dla ofiar powodzi, która została zainicjowana przez rolnika z Koszut Parcele Mateusza Walczaka. Mateusz przy pomocy przyjaciół zorganizował tzw. bezpośrednią pomoc docelową. Z powiatu słupeckiego ze specjalnie wyselekcjonowanymi darami trzykrotnie wysłanych zostało 5 TIR-ów. W ostatniej partii logistyczne wsparcie zaofiarował starosta powiatu Marek Dąbrowski. Publikujemy rozmowę z Mateuszem Walczakiem o prawdziwej sytuacji poszkodowanych i jego przeżyciach związanych z akcją pomocy.

Jak organizowałeś pomoc i czym jest bezpośrednia pomoc docelowa?

Przede wszystkim różnorodność towaru aby ten rolnik mógł przetrwać zimę. Tam zima przychodzi szybciej. Jest bardziej konkretna i cięższa. Najwięcej było zbóż ozimych, pszenica, pszenżyto, jare to owies, okopowe to ziemniaki jadalne…
Zastosowałem zasadę bezpośredniej pomocy docelowej. Polega to na zorientowaniu sie w sytuacji powodzian mentalnie i życiowo. Trzeba było dać im czas na zastanowienie jaki towar jest im w pierwszej kolejności potrzebny a także na później na przetrwanie zimy. Potem zrobienie listy załatwienie tego i dowiezienie do wyznaczonego punktu, który wspólnie z nimi ustaliliśmy. Czasami dowoziliśmy bezpośrednio do rolników z gminy Zabłocie. Jeździliśmy po wioskach i dostarczaliśmy to co dany rolnik faktycznie potrzebował. To była bezpośrednia pomoc docelowa.

Fot Krzysztof Raczyński

Dużo rolników wzięło udział, na twój apel o pomoc poszkodowanym? Dlaczego aż trzy wyjazdy?

Około 90 przyjaciół i kolegów z powiatu słupeckiego. Co do ilości wyjazdów przyczyną było, iż za pierwszym razem kiedy pojechały trzy TIR-y nie zmieściliśmy wszystkiego co zebraliśmy. I stąd następny wyjazd jednym TIR-em i kolejny już przy pomocy logistycznej starosty Marka Dąbrowskiego. przez cały czas mi został towar ale jest go za mało żeby organizować samochód.

Była w tej akcji sytuacja, która zrobiła na tobie szczególne wrażenie?

Było kilka, ale tak najbardziej wzruszająca dla mnie osobiście to było zdarzenie, iż rolnik nie spodziewał się, iż dostanie prawie nowe śrutowniki i jeden silnik, o których wspomniał przy poprzedniej naszej wizycie.

Opowiesz sytuację?

Jak otworzyliśmy plandekę po przyjeździe i on zobaczył te śrutowniki to tak zareagował, iż poprosiłem kolegów, aby sami rozładowali bo ja nie mogłem powstrzymać wzruszenia i poszedłem na bok. To z jednej strony bardzo przykre wydarzenie a z drugiej niezwykle motywujące do bycia życzliwym wobec potrzebujących.

Fot OSP Ciążeń

Jak określiłbyś rodzaj strat i szkód poniesionych przez zalanych rolników?

Jednym gospodarzom powódź zmyła z pól ziemie orną tzw humus. To jest proces nieodwracalny. Nie przywiozą tej ziemi z powrotem. Ci w perspektywie będą musieli przebranżowić gospodarstwa. Posiadając tereny na przykład na gospodarstwa agroturystyczne.
Drugim zniszczyło domy, obejścia, zalało maszyny, silniki, a pola im zostały bo były wyżej. Ale jak podmyło do połowy domy, obory to i zwierzęta dostały. Te zwierzęta, które nie uciekły to się podusiły.

Czyli wasza pomoc była tylko na przetrwanie, nie ma mowy o rozwoju?

Tak. To jest tylko na przetrwanie. O rozwoju na ten czas nie ma mowy. Wielu z tych ludzi musi teraz podjąć trudne decyzje jak dalej żyć inaczej niż dotąd. Tym bardziej, iż od rządu za dużej pomocy nie mogą oczekiwać.

Masz stały kontakt z tymi ludźmi. Naprawdę Nie mogą liczyć na sensowną pomoc od rządzących?

To się zmienia. Z tego co informowali na początku, pisali, dzwonili to nie było nadziei na pomoc od strony państwa. Wtedy zaproponowano im m/w 200-300 złotych za stracony hektar. Czyli o ile hektar warstwy ornej został zmyty to państwo chce im zapłacić około 200-300 zł za to. Teraz się zmieniło i stawki za hektar znacząco wzrosły. Tak czy inaczej powódź znacząco zmieni życie w tamtym regionie.

Przygotował Piotr Stróżyk

Idź do oryginalnego materiału