Rolnik z Opolszczyzny: Protestujemy, bo mamy demokrację. Co nie znaczy, iż chcemy z Unii wychodzić

2 tygodni temu

– I nie możemy wyprowadzać Polski z Unii – podkreśla. – Ona daje siłę, z możliwością przepływu towarów, ludzi i technologii.

Wszystkie statystyki pokazują, iż w Polsce to rolnicy najbardziej skorzystali na wejściu do Unii. Dlatego trudno zrozumieć, iż teraz w proteście blokują autostrady i ulice w miastach, krytykując wspólnotową politykę rolną.

– Ale przecież rolnicze demonstracje są w wielu państwach unijnych – odpowiada Tomasz Cichoń. – Prawem demokracji jest wyrazić niezadowolenie na niektóre rozwiązania, ale to nie oznacza, iż chcemy opuszczać wspólnotę europejską.

Tomasz Cichoń mówi, iż jego gospodarstwo po wejściu do Unii przeszło radykalną zmianę. Chociaż przed 2004 rokiem, podobnie jak wielu rolników, nie do końca wierzył, iż na tym aż tak skorzystamy. Wtedy wielu rolników mówiło: „Za darmo to jeszcze nikt nic nie dał, więc nie ma co liczyć na jakieś dopłaty”. Obawiano się kwot, ograniczania produkcji, a każdy się zastanawiał, czy nadmiarowe mleko będzie wylewać do kanału.

– To wszystko prawda, ale mam kuzyna, który jest rolnikiem w Niemczech, więc gwałtownie zrozumiałem, o co chodzi – wspomina pan Tomasz. – Poza tym dużo się wtedy o przystąpieniu do Unii Europejskiej dyskutowało na Uniwersytecie Przyrodniczym we Wrocławiu, gdzie studiowałem.

Wygrał ten, co od Unii brał

I tak się złożyło, iż 20 lat temu, kiedy Polska weszła do Unii Europejskiej, on przejął od rodziców gospodarstwo.

– Rodzice mieli hodowlę trzody chlewnej, ale z bratem tuczarnię przerobiliśmy zaraz na magazyn zbożowy – wspomina. – Mieszkamy na płaskowyżu głubczyckim, gdzie są jedne z najlepszych gruntów w Polsce, więc grzechem byłoby niewykorzystanie tego, co natura nam dała. Rolnicy z północy województwa mają problem z suszą, a u nas takich problemów nie było. choćby w suchym roku są dobre plony.

Już w 2004 roku zaczął korzystać z programów unijnych, złożył pierwszy wniosek o dotację, na modernizację gospodarstw rolnych.

– Tak mogłem kupić pierwszy kombajn zbożowy – wspomina. – A za kilka lat ponownie złożyłem wniosek i kupiłem ciągnik wraz z maszynami towarzyszącymi: siewnikiem, pługiem, agregatem i wałem uprawowym.

– Zanim weszliśmy do Unii Europejskiej, były programy przedakcesyjne, ale moi rodzice z tego nie korzystali – przyznaje Tomasz Cichoń. – Ale z bratem po wejściu do Unii korzystaliśmy już pełnymi garściami z dotacji w ramach Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich. To pozwoliło zrewolucjonizować technologię upraw, do tego kupić nowoczesne maszyny, więc zwiększałem radykalnie wydajność produkcji. Ale też zyskałem wygodę. Wejście do Unii Europejskiej to radykalne zmiany dla mojego gospodarstwa. To zmiana dla całej wsi, gdyby nie to, nigdy byśmy tak nie zrewolucjonizowali polskiej wsi.

W 20 lat zmieniła się cała filozofia

Od 2012 roku wnioski o dofinansowanie składał już z bratem.

– Dzięki temu na liście rankingowej znaleźliśmy się wyżej, bo w Unii Europejskiej umiejętność współdziałania oceniana jest wysoko – tłumaczy. – Były już dwa gospodarstwa, więc zaczęliśmy z bratem wspólnie wnioskować o różne maszyny. Tak wzbogaciliśmy nasz park maszyn o dwa ciągniki, nowoczesny rozsiewacz do nawozów, opryskiwacze, systemy GPS naprowadzania równoległego (ciągnikiem steruje satelita – aut.).

W tych nowych maszynach wszystko było wyciszane, tak, iż choćby można było słuchać muzyki. Do tego klimatyzacja. A systemy GPS, co prawda nieautonomiczne, chociaż i takie już spotykał, pozwalały nadzorować ciągnik i maszyny.

– Programy bardzo pomogły, ale też wiążą się z dodatkową biurokracją, więc jak wielu rolników opracowanie wniosków o dofinansowanie powierzałem firmie doradczej – opowiada.

Jak zaznacza, już w pierwszej dekadzie od wejścia do Unii Europejskiej jego gospodarstwo całkowicie się zmieniło. A także filozofia działalności rolniczej.

– Każda moja maszyna wspiera ochronę środowiska, bo załóżmy, gdybym wnioskował o fundusze unijne na zwykły opryskiwacz, to tracę punkty, bo nie dbam o środowisko – mówi Tomasz Cichoń. – Kupiliśmy z unijnego programu opryskiwacz z GPS. On jest sterowany satelitą, nie muszę patrzeć, kiedy włączyć, czy wyłączyć, bo to się automatycznie dzieje. Opryskiwacz sterowany GPS kieruje strumień dokładnie tam, gdzie trzeba, bez rozpryskiwania po bokach, więc zyskuje środowisko.

Marchewka…

Po wejściu do Unii Europejskiej na wsi powoli, ale sukcesywnie zaprzestawano wypalania traw. Bo nie od razu rezygnuje się z tego, co od wielu pokoleń, z dziada pradziada praktykowano.

– To prawda, iż tak było, a skończyło się dlatego, iż jednym z warunków dopłat jest Dobra Praktyka Rolnicza, która wiąże się z zakazem wypalania słomy, traw i poboczy dróg – wyjaśnia Tomasz Cichoń. – Teraz wystarczy, iż ktoś zapali liście w ogródku i zaraz ktoś zawiadomi straż, albo policję – śmieje się. – Chociaż w naszym gospodarstwie, także wtedy, kiedy jeszcze rodzice je prowadzili, słomę przeorywano, bo to cenne źródło próchnicy.

Unia wprowadziła tzw. ekoschematy, czyli działania korzystne na rzecz środowiska, klimatu i dobrostanu zwierząt, które wykraczają ponad podstawowe wymogi. Ekoschematy są dobrowolne.

– Niby dobrowolne, ale jeżeli rolnicy się decydują na stosowanie ekoschematów, to dostają dodatkowe dopłaty – mówi Tomasz Cichoń. – Proszę popatrzeć, do ubiegłego roku rolnik do hektara dostawał średnio około 1 tys. zł. A teraz, żeby utrzymać ten tysiąc złotych dopłat hektarowych, musi spełniać te warunki związane z glebą i klimatem. W innym razie dostaje około 600 zł dopłaty do hektara. Tylko zwiększając płodozmian, w strukturze zasiewów, w ramach ekoschematów można dostać dodatkową gratyfikację.

…i kij

To sensowne, bo tam, gdzie tylko naprzemiennie rośnie pszenica, rzepak, pszenica, rzepak, mnożą się szkodniki. A to nie sprzyja glebie. Więc w ramach ekoschematów Tomasz Cichoń uprawia buraki cukrowe, pszenicę, rzepak, kukurydzę, a także soję. Do tej ostatniej uprawy wielu rolników podchodzi sceptycznie.

– Mamy zmiany klimatyczne, jest coraz cieplej, więc wchodzą rośliny predysponowane do tego klimatu – wyjaśnia. – Tak eksperymentalnie wprowadziłem do upraw soję. Zaletą każdej nowej uprawy jest to, iż nie ma ona chorób i szkodników, co tradycyjne, więc to niemal całkowicie eliminuje użycie środków ochrony roślin.

A to obniża koszty, bo środki ochrony roślin są u nas bardzo drogie. Przede wszystkim jednak zyskuje środowisko.

– Kuzyn, który mieszka i gospodaruje trochę wyżej na północ, zbierał trochę więcej niż zasiał – dodaje pan Tomasz. – Dlatego przeszedł na produkcję zwierzęcą. Trzeba patrzeć na to, gdzie się uprawia ziemię i pod tym kątem planować produkcję.

Dlaczego rolnik zawsze narzeka

Od 2004 roku dopłaty hektarowe pozostają na tym samym poziomie.

– Nie zamierzam narzekać i mówić o inflacji – podkreśla Tomasz Cichoń. – Minęło 20 lat od wejścia do Unii Europejskiej a dopłaty są takie same. Pracuję czasem szesnaście godzin na dobę, żeby zachować ten sam poziom życia, co w przeszłości. Urlopu nigdy nie mam, z córką na trening nie pojadę. Narzekając bym zgrzeszył, ale jeżeli tak dalej pójdzie, to następni odejdą z rolnictwa. Już teraz na wsiach jest dwóch, trzech rolników, inaczej niż przed wejściem do Unii, bo nastąpiła koncentracja ziemi. Nie narzekam, bo moi rodzice całe życie jechali na kredytach, więc dopiero teraz, w drugim pokoleniu gospodarowanie może być już inne. Gorzej tym, co w pierwszym pokoleniu zaczynają rozwijać gospodarstwa.

Ale czy to nie jest tak, iż rolnik zawsze narzeka? Ciepło – źle. Zimno – źle. Mokro – źle. Sucho – źle. Urodzaj czy nieurodzaj, a rolnik nigdy nie jest zadowolony. A przecież rolnictwo to też biznes i każdy prowadzący biznes ponosi ryzyko.

– W biznesie trendy i ryzyko można przewidzieć, w rolnictwie, mimo nowych technologii – nigdy, bo rolnik jest uzależniony od natury – podkreśla Cichoń. – Na rolników nakłada się kolejne, wyśrubowane wymogi, a sprowadza się z Ameryki Południowej soję i kukurydzę itd., importuje się z Ukrainy, a tam wymogi unijne i kontrole nie obowiązują, więc przestaliśmy być konkurencyjni.

Jak odejdą rolnicy, zostaną gigantyczne firmy

– Rolnicy walczą o bezpieczeństwo żywnościowe w Unii Europejskiej – twierdzi Tomasz Cichoń. – A jeżeli oni odejdą, to zostaną gigantyczne firmy, monopolistyczne holdingi dyktujące ceny. Wtedy już nikt nie powie, iż się nie zgadza z produkowaniem genetycznie modyfikowanej żywności. Ale nad tym nikt na razie nie chce się zastanawiać.

Dlatego od dłuższego już czasu w ulicach demonstrują rolnicy, nie tylko w Polsce, ale w krajach starej Unii Europejskiej.

– Trzeba trochę zmienić kierunek działania, od tego są demonstracje, a nasz sprzeciw sprawił, iż odstąpiono od odłogowania ziemi – tłumaczy Tomasz Cichoń. – pozostało parę spraw, które chcemy zmienić, ale nikt nie zamierza wychodzić z Unii Europejskiej. Wprost przeciwnie, 9 czerwca, w dniu wyborów do Parlamentu Europejskiego środowisko rolnicze powinno spotkać się przy urnach.

Czytaj także: Zielony Ład – o co w nim chodzi? „To dotyczy nie tylko rolnictwa”

Idź do oryginalnego materiału