Nie macie kurwa pojęcia, ile trudu i bólu sprawia mi pisanie tej notki… prawą rękę, od połowy palców po pachę, spowija mi kilka warstw przeróżnych bandaży, miękkich wyściółek, opasek uciskowych itepe.
Ciężkie to jak cholera i ten ciężar plus wyraźny ucisk oraz sztywność ręki, szczególnie nadgarstka sprawiają wrażenie, iż to nie kompresyjne bandażowanie – a opatrunek gipsowy… niby ruchomość palców jest zachowana, ale np pierożki na obiad pożerałam używając lewej ręki, prawej nie byłam w stanie odpowiednio wygiąć, by pierożek trafił do paszczy.
Pisanie piórem utrudnia znacznie osłabiona siła i precyzja chwytu, ale klawiatura i myszka to dopiero wyzwanie!
Zupełnie nie panuję nad usztywnionym i obciążonym ponad miarę nadgarstkiem, wciąż mi opada, naciskając totalnie randomowe klawisze, a iż ostatni rząd klawiatury wypełniają klawisze „techniczne”, alty, ctrle i inne takie, to wciąż po lewej lub prawej stronie monitora otwierają mi się jakieś tajemnicze okna, zapisane szyfrem języka wewnętrznego i co rusz muszę je cierpliwie zamykać, rzucając zupełnie niecierpliwie kurwami 😛
Literówki mnożą się jak debile w necie, o kurwa, znowu otworzyło mi się jakieś okienko z ustawieniami 😛
Jednak byłoby dobrze, gdyby mi się udało wytrzymać z tym kurestwem dobę, czyli do jutrzejszego śniadania, w najgorszym razie zdejmę je przed pójściem spać albo w środku nocy, zdesperowana i wykończona niewygodą i nieprzyjemnym uczuciem ściskania.
Nie mogę też przedobrzyć, nakazano mi bacznie obserwować odczucia, czy ręka nie drętwieje, czy ból nie narasta, bo wtedy to hop hop hop i ściągamy wsio od razu, bo to grozi różą.
No i tak to będzie wyglądać przez ostatnie 9 dni rehabilitacji czyli do 29 maja, każdą moją wizytę na Piastów będzie kończyć to bandażowanie, na początku czerwca konsultacja z panią doktor, ponowne dokładne obmierzanie łapy czy obrzęk uległ zmniejszeniu choć o milimetr, a potem prawdopodobnie wniosek o kolejny, identyczny „turnus” rehabilitacyjny w niewiadomym, póki co, terminie.
Ale najbardziej cieszy mnie wizja zlecenia na 2 rękawy kompresyjne, tym razem refundowane (z naprawdę niewielką wpłatą własną) być może choćby z tej samej firmy, z podobnymi kolorowymi wzorami, ale z (chyba) lepiej zaprojektowanym wszyciem części na kciuk, bo ten mój cudny wrzosowy ma wokół nasady kciuka szew, który solidnie uciska na jakiś nerw, przez co palec cały czas mi drętwieje, a przy dotyku w odpowiednie, obolałe miejsce przez dłoń przebiega „prąd”.
Z innych spraw: polubiłam bieżnię!
Zwiększam sobie tempo do 5 lub więcej km/h (to naprawdę szybki marsz) i ustawiam na „dwójkę” pod górę – i to jest naprawdę super, dzięki za polecajki, wiadomo-kto ❤
Ćwiczenia na materacu i te z kółkami na rozciąganie wychodzą mi teraz duuużo lepiej, niż na początku.
No i pozostało boa, zgodnie z nazwą przypominający węża solidny i ciężki rękaw z wmontowanymi poduszkami uciskowymi, wypełniającymi się powietrzem, pompowanym gumowymi rurkami, a wszystko rytmicznie, w odpowiednich miejscach i odpowiedniej kolejności, z odpowiednią siłą – u mnie 80 w skali od 50 do 140, to maksymalne trudno znieść, bo zwyczajnie boli.
Ten rytm i towarzyszące mu rytmiczne odgłosy – stukanie, jednostajny szum i sapanie oraz niewielka w sumie siła ucisku powodują, iż niemal natychmiast zapadam w relaksującą drzemkę, czasem tak mocną, iż miewam w tym czasie sny 😀
Dowiedziałam się też sporo na temat operacyjnych metod leczenia obrzęku limfatycznego: o tzw zespoleniu żylno-limfatycznym i o przeszczepie węzłów chłonnych z pachwin.
Ten pierwszy zabieg mało inwazyjny, mam już namiary na najbliższą klinikę (Gliwice), gdzie się go wykonuje, tylko nie wiem, czy akurat tam to wciąż aktualne, no i ogólnie chyba kiepsko z refundacją, a to super-mikrochirurgia, koszt do kilkunastu tysi… drugi zabieg jest znacznie bardziej obciążający, a z ceną podobnie, ech, więc na razie to jedynie mało prawdopodobna ewentualność.
A co do poprawy stanu mojej prawej ręki – określiłabym ją jako minimalną, ale jeszcze 2 tygodnie, zobaczymy…
No i strasznie brakuje mi tych moich długich wieczorów, przesiadywania przed lapkiem do świtu, nocy z Neflixem, Maxem czy CDA… strasznie brakuje mi czasu w pisanie, na bloga czy fp, na przeglądanie stron z porcelaną fajansem.
Wciąż mam wrażenie, iż żyję nie swoim życiem, iż przeniosłam się w jakąś inną rzeczywistość, otrzymałam jakieś inne „ja”…
I strasznie tęsknię za dawnym życiem, moim własnym.
PS. Muszę dodać, iż na osłodę zakumplowałam się z kolejnymi fajnymi dziewczynami i z przemiłym Panem Fizjo 🙂 Nie ma jak dyskusje o serialach post-apo albo o rejwach, muzyce elektro-gotyckiej i tym podobnych 🙂
Więcej w tej kategorii: https://drzoanna.wordpress.com/category/po-raku/