Regulacja rzek przed powodzią nie chroni? „Wciskali ludziom kit”

1 tydzień temu

Piotr Guzik: Od lat słyszę, iż budowa wałów i regulacja rzek są konieczne, aby walczyć z powodzią. A teraz ekolodzy wskazują, iż to wcale nie pomaga.

Jacek Engel: Zacznijmy może od tego, iż termin „walka z powodzią” jest wewnętrznie sprzeczny. Z powodzią nie da się walczyć. To żywioł, którego nie da się pokonać. Można co najwyżej próbować minimalizować jego skutki. Musimy też pamiętać, iż powódź to nie tylko wezbranie wód w rzece. W ostatnim czasie wskutek zmian klimatu coraz częściej mamy do czynienia z deszczami nawalnymi, podczas których w krótkim czasie z nieba spada tyle wody, ile normalnie w ciągu dwóch miesięcy. To szczególnie odczuwalne w obszarach zabudowanych, na których ta woda nie ma gdzie wsiąknąć, a kanalizacje burzowe nie są w stanie przyjąć jej w takich ilościach. I wtedy ulice potrafią zmieniać się w rwące rzeki.

Da się temu przeciwdziałać?

– Tak, ale w szeregu przypadków trzeba byłoby odwrócić inwestycje, którymi chwaliły się samorządy. Mam na myśli patorewitalizacje, których sztandarowym przykładem jest znane z szeregu miast wycinanie drzew i zastępowanie przestrzeni zielonych na rynkach placami z kostki granitowej albo betonowych płyt. Należy maksymalnie rozszczelnić powierzchnie tam, gdzie tylko się da. Rozebrać tyle kostki, ile się da i obsadzić roślinnością. Osiedlowe uliczki nie powinny być poniżej poziomu gruntu, tylko nieco ponad nim, aby woda spływała na trawniki i wsiąkała w glebę. Trzeba tworzyć zielone ściany i dachy. I sadzić drzewa, skoro korona jednego dużego jest w stanie pochłonąć 10 mm opadu. A także gromadzić wody opadowe, czy to w zbiornikach otwartych, czy podziemnych. I potem dawać jej powoli wsiąkać w grunt bądź podlewać miejską zieleń. jeżeli powstają nowe parkingi, to zamiast układać asfalt albo kostkę, lepiej wykonać miejsca postojowe z ażurowych płyt, które będą umożliwiać wsiąkanie opadów w grunt.

A czy przy tym do ziemi nie dostaną się zanieczyszczenia z samochodów? Oleje, smary?

– Nie przesadzajmy, nie jeździmy już przecież starymi i cieknącymi samochodami. A choćby jeśli, to przecież gdy te zanieczyszczenia lądują na materiale nieprzepuszczalnym, to potem deszcz spłukuje je do kanalizacji burzowej, z której trafiają prosto do rzeki. To bardziej szkodliwe.

Skoro już wróciliśmy do rzek, to jak bronić się przed wezbraniami?

– Są trzy strategie. Pierwsza to odsuwanie powodzi od ludzi. Jej składowymi są już te elementy, o których wspomniałem, czyli ograniczanie betonozy i zwiększanie powierzchni zielonych. To również budowa wałów. Ale trzeba mieć świadomość, iż wał tak naprawdę nie daje pełni bezpieczeństwa. On daje czas na ewakuację ludności. Bo przecież nie raz i nie dwa słyszymy, iż gdzieś wał nie wytrzymał i pękł, przez co woda zalała pokaźny obszar. Poza tym wały nie mogą być przecież nieskończenie wysokie.

A czy drzewa szkodzą wałom? Pytam, bo na zdjęciach sprzed lat nad Odrą nie brakowało drzew, a teraz jest ich bardzo mało.

– Drzewa rosnące na wałach nie rozsadzają ich, wbrew różnym obiegowym opiniom. Przeciwnie, ich korzenie wzmacniają konstrukcję wałów. Problem pojawić może się dopiero w momencie, gdy drzewo obumiera. Wtedy obumierają też jego korzenie i w wale może pojawić się słaby punkt. Niemniej intencjonalne wycinanie drzew przy okazji modernizacji wałów to jest absurd. Bo to prowadzi właśnie do takich sytuacji.

Można sadzić drzewa w rejonie wałów?

– Na pewno należy to robić u podstawy wałów. Najlepiej od strony rzeki. Ponieważ one zapobiegają rozmyciu wałów. Mieszkam u ujścia Warty i tutaj widać ewidentnie, iż Niemcy to rozumieli i obsadzili przed laty całą podstawę wału wierzbami.. I te drzewa chronią wał przed rozmyciem przez wodę falującą przy silnym wietrze i przed uszkodzeniem przez spływającą krę.

Czytałem, iż lasy też sprzyjają odsuwaniu powodzi od ludzi.

– Lasy są jak gąbka. Potrafią przyjąć ogromne ilości wody. Trzeba naprawdę długich i intensywnych opadów, aby woda zaczęła z nich spływać do strumyków, rzeczek i rzek. To istotne szczególnie w górnych częściach zlewni, w terenach górzystych i pagórkowatych. Tam istnieje bowiem spore ryzyko gwałtownych wezbrań stanów wody. I tu jedno istotne zaznaczenie: aby zwiększyć skuteczność tego rozwiązania, musimy odejść do lasów monokulturowych i przywracać w nich różnorodność gatunkową i wiekową drzew. A także wstrzymać, a jeżeli to niemożliwe, to radykalnie ograniczyć wycinki na terenach górskich.

Jakie są jeszcze strategie obrony przed powodzią?

– Drugi sposób to odsuwanie ludzi od powodzi. Chodzi o dawanie rzekom przestrzeni, na które mogą się rozlewać. To praktyka stosowana np. w Holandii oraz w Niemczech. U naszych zachodnich sąsiadów zaczęli to rozwiązanie wprowadzać po tym, jak w latach 90. Łaba przypomniała sobie o swoim starym korycie i wlała się do dworca kolejowego w Dreźnie.

Na czym polega to dawanie rzekom przestrzeni?

– Tam, gdzie wały nie chronią kluczowej infrastruktury, tylko pola ziemniaków, kukurydzy czy buraków, odsuwa się je jak najdalej od rzeki. Umożliwiając rzece rozlewanie się zmniejszamy napór wody oraz zwalniamy falę wezbrania. Wyliczyłem swego czasu, iż gdyby takie rozwiązanie zastosować na Wiśle powyżej Warszawy, to te pola byłyby w stanie przyjąć choćby 200 milionów metrów sześciennych wody. To oczywiście wymaga wykupu gruntów przez państwo, ale jeżeli policzymy sobie koszt takich działań ze stratami powodziowymi, szczególnie w dużym mieście, to jest to rozwiązanie bardziej uzasadnione ekonomicznie. No i jest też trzecia strategia.

Jaka?

– Nauczyć się żyć z powodzią. Tu w grę wchodzi szereg rozwiązań indywidualnych, duża jest też rola samorządów, aby je propagować. jeżeli ktoś buduje dom na terenie zagrożonym powodzią, to musi pamiętać, aby ten był inaczej skonstruowany. Trzeba zrezygnować z podziemnego garażu oraz piwnicy. Dom powinien też znaleźć się na nasypie. Piec centralnego ogrzewania powinien być ulokowany możliwie wysoko, aby nie zagroziło mu byle wezbranie czy podtopienie.

A jeżeli ktoś już mieszka w domu postawionym na takim terenie przed laty, w którym jest piwnica, w niej kotłownia?

– Wtedy należy tę kotłownię zlikwidować i wykonać nad poziomem gruntu. jeżeli tego nie zrobimy, ryzykujemy spore problemy. Są miasta, w których szpitale są zlokalizowane na terenach zagrożonych powodzią. I gdzie te szpitale mają najczęściej awaryjne agregaty prądotwórcze? W piwnicach. Łatwo sobie odpowiedzieć jakie zagrożenia to stwarza. A wracając do ludzi zamieszkałych na terenach zalewowych, to odradzam trzymanie cennych rzeczy na parterze. Wszystko, co dla nas ważne, powinno być na piętrze, bo tam woda nie zagrozi tym przedmiotom.

Regulacja rzek nie rozwiązuje problemu zagrożeń powodziowych?

– Hydrotechnicy wciskali ludziom ten kit przez dziesięciolecia i teraz pokutuje takie przekonanie. A ono jest błędne.

Dlaczego?

– Przez Opole przepływa Odra. W razie wezbrania chcemy, aby woda przepłynęła przez teren miasta jak najszybciej. I regulacja rzeki temu pomaga. Ale przyspieszony spływ wody powoduje, iż ta woda na niższych odcinkach w końcu przyhamuje. Wtedy albo przerwie wał, albo zaleje pokaźny teren. Dobrym przykładem na to, jakie są skutki regulacji rzek, jest Ren. Rzekę tę Niemcy wiele lat temu uregulowali na potrzeby żeglugi, zabierając Renowi około 90 proc. terenów zalewowych. Skutek? W ubiegłym stuleciu na górnym Renie było pięć powodzi, których nominalne prawdopodobieństwo wystąpienia wynosi 1 procent, czyli raz na sto lat. Odra też przeszła sporą regulację. Niegdyś rzeka miała ponad tysiąc kilometrów długości. Teraz jej bieg jest o około 150-200 km krótszy. Skutki było widać nie raz w ostatnich kilku dekadach.

Aby zapobiegać powodziom rzeki trzeba deregulować?

– Nie lubię określenia deregulacja. Lepszym i bardziej adekwatnym jest renaturyzacja. Tą należy objąć szczególnie małe rzeki, stanowiące dopływy tych większych. Bo jeżeli spowolnimy spływ w tych mniejszych rzekach, to wody wolniej trafią do tych większych.

Zbiorniki retencyjne nie stanowią ochrony?

– Hydrotechnicy zalecają, by gromadzić wodę, bo mamy suszę i trzeba zbierać wodę. Tyle, iż potem nikt tej wody nie wykorzystuje. Nie kojarzę żadnego systemu nawodnień pól z pomocą wód z takich zbiorników. Poza tym ze względu na katastrofę klimatyczną i dużo wyższe temperatury woda w zbiornikach, a takich mamy całkiem sporo, gwałtownie się nagrzewa i paruje. Mamy więc straty wody. Z płytkiego zbiornika może wyparować rocznie choćby jedna czwarta wody. Poza tym zbiorniki projektuje się na określone przepływy wody. Gdy tej nagle w krótkim czasie robi się więcej wskutek coraz częstszych ekstremalnych zjawisk pogodowych, zbiorniki nie spełniają swych funkcji. Co więcej, jeżeli ich zapory nie wytrzymają, to mamy kolejny poważny problem i zagrożenie. Zresztą, dowodem na to, iż sztuczne zbiorniki nie dają pełnej ochrony przed powodzią jest to, co się stało w 1997 roku w Nysie. Nysa Kłodzka zalała miasto, choć wyżej niego są dwa zbiorniki: Nyski i Otmuchowski.

Ale zbiornik retencyjny będzie gotowy szybciej niż las, który ma zmniejszać ryzyko powodzi.

– Jak patrzę na tempo budowy zbiorników w Polsce, to nie jestem tego taki pewien. Zbiornik Świnna Poręba na Skawie budowano 30 lat. Zbiornik Malczyce na Odrze czas czeka na sfinalizowanie. Tam co prawda już kilka razy notable przecinali wstęgę, ale potem ogłaszane były dodatkowe prace. Tak naprawdę wystarczyłoby ograniczyć wycinki w górnych częściach zlewni rzek oraz ograniczyć częstotliwość koszenie górskich łąk. Łąka z wysoką trawą ma zdolności magazynowania wody na poziomie średnio gęstego lasu.

Kwestia koszenia traw potrafi mocno dzielić ludzi.

– Jak rozmawiam z urzędnikami odpowiedzialnymi za miejską zieleń, to oni nie raz przyznają, iż sami chętnie zlecaliby rzadsze koszenie. Tyle, iż zaraz dzwonią mieszkańcy z pretensjami. To prowadzi zresztą do absurdalnych sytuacji, gdy widzimy kosiarzy tnących tę suchą, żółtą trawę, wzbijając przy tym tumany kurzu. Choć coraz więcej osób rozumie, iż wykaszanie całości poboczy i miejskich terenów zielonych nie jest konieczne. Wystarczy robić to do około metra od jezdni czy chodnika, by nie ograniczać widoczności. A resztę zostawić. To samo w parkach. Trawa skoszona blisko alejki, a reszta niech sobie rośnie, sprzyjając retencji i bioróżnorodności.

Regulacja rzek i ich skutki – gdzie można znaleźć więcej informacji

Broszury poświęcone wodzie w kontekście zmian klimatu są dostępne na stronie projektu „Obywatele dla Wody” Fundacji Greenmind. Napisane przez ekspertów, przystępnym językiem mogą być kopalnią wiedzy o wodzie w małym mieście, zaletach naturalnej retencji, ciemnych stronach sztucznych zbiorników, ograniczaniu strat powodziowych i wielu innych wodnych sprawach.

Jacek Engel – prezes Fundacji Greenmind. Od prawie 40 lat w ochronie przyrody. Z wykształcenia leśnik (SGGW), choć w lesie nie przepracował ani jednego dnia. Najlepiej porusza się na styku ochrony przyrody i gospodarki wodnej. Były członek Krajowej Komisji ds. Ocen Oddziaływania na Środowisko i Państwowej Rady Ochrony Przyrody. Autor, współautor, redaktor ekspertyz i publikacji dotyczących gospodarki wodnej, ochrony przyrody i ocen oddziaływania na środowisko.

***

Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.

Idź do oryginalnego materiału