Radość, gdy masz wsparcie bliskich

polregion.pl 3 godzin temu

Szczęście jest wtedy, gdy masz rodzinę za plecami

Wojtek wrócił z wojska jeszcze silniejszy, niż gdy wychodził. Najmłodszy w licznej rodzinie, miał czterech braci, a wydawało się, iż zebrał to, co najlepsze od każdego z nich. Wysoki, blisko dwa metry, barczysty, o jasnych włosach i niebieskich oczach, które patrzyły na świat życzliwie. Zawsze gotów pomóc, a siły też mu Bóg nie poskąpił.

Minęły ledwie trzy dni od jego powrotu do rodzinnej wsi Podgórze, gdzie zdążył już spotkać się ze wszystkimi krewnymi i przyjaciółmi, gdy idąc ze sklepu, zobaczył Kasię. Stanął jak wryty na widok tej pięknej, choć niskiej dziewczyny.

O rety, jakie to u nas piękności się trafiają! zawołał od razu, podchodząc. Czy mi się coś przeoczyło, czy nowe dziewczyny wyrosły?

Dzień dobry, piękna powiedział, uśmiechając się. Jakoś cię nie pamiętam. Czyja jesteś córka?

Dzień dobry zaśmiała się. Jestem córką mamy i taty. Oczywiście, iż mnie nie pamiętasz, nie jestem stąd.

Wojtek, a ty?

Kasia, Kasia Nowak przedstawiła się. Jestem nauczycielką w podstawówce, od roku tu mieszkam.

A ja właśnie wróciłem z wojska.

Stali tak długo, rozmawiając, jakby znali się od zawsze. Wieśniacy już rzucali w ich stronę znaczące spojrzenia pewnie w myślach już ich swatali. Na wsi to gwałtownie A Wojtek i Kasia naprawdę przypadli sobie do gustu, tak iż nie chciało im się rozstawać.

Wieczorem myśli o pięknej Kasi nie dawały mu spokoju.

Mamo, a gdzie mieszka ta nowa, Kasia, co dzieci w szkole uczy?

Matka spojrzała na niego zdziwiona.

Dano jej domek po babci Andrzejowej. Stara dawno odeszła, ale dom jeszcze mocny. Tam się Kasia Nowak urządziła. A co, spodobała ci się? Już gdzieś wypatrzyłeś dziewczynę?

Wypatrzyłem i zdziwiłem się odparł Wojtek, zbierając się do wyjścia.

Od tamtej pory zaczęli się spotykać, rozmawiać, aż w końcu Wojtek oświadczył się Kasi, a ta się zgodziła. Wesele huczało na całą wieś. Niejedna dziewczyna miała mu to za złe.

Czemu ożenił się z przyjezdną? U nas przecież nie brakuje pięknych dziewczyn!

Ale z czasem się pogodzili, zwłaszcza iż Kasia uczyła dzieci i za to ją w wiosce szanowano. Dzieci ją kochały, rodzice też.

Wojtek wprowadził się do Kasi w domu jego rodziców mieszkał już jeden z braci z rodziną, więc miejsca brakowało. Był złotą rączką, wszystko mu w rękach się udawało, a siły nie brakowało.

Kasieńko, dobuduję część do domu mówił, snując plany. Za ciasno nam, a jeszcze dzieci będą. Zamówię materiały, zabiorę się za budowę.

Żona go wspierała. W ciągu kilku lat Wojtek postawił dom, o którym cała wieś mówiła z podziwem. Sam był silny i krzepki, taki też dom zbudował. Kasia tylko się cieszyła. Żyli zgodnie. Czas mijał, ale jedno mąciło ich szczęście nie mieli własnych dzieci. Kasia kochała dzieci całym sercem, oddawała się uczniom, ale swoich nie było.

Dlaczego nie mogę zajść w ciążę? zastanawiała się często. A nuż Wojtek mnie zostawi? Tak bardzo chce dzieci, dom już gotowy.

Dlaczego nie mamy dzieci? myślał Wojtek. Może to przeze mnie? A jeżeli Kasia mnie zostawi?

Oboje się martwili, ale do lekarza nie poszli może bali się usłyszeć diagnozę, może wciąż mieli nadzieję. A czas płynął. Kasia skończyła trzydzieści lat, mąż był dwa lata starszy. Pewnego dnia w telewizji zobaczyła reportaż o adopcji. Wtedy wpadła na pomysł.

Może weźmiemy dziecko z domu dziecka? Będziemy mieli syna. Nie wiedziała czemu, ale właśnie syna pragnęła. Tylko jak na to zareaguje Wojtek? A jeżeli nie zechce? W końcu to nie jego krew

Długo się wahała, ale przy kolacji w końcu powiedziała:

Wojtuś, a może adoptujemy dziecko?

Mąż aż się zakrztusił, odchrząknął, a potem odparł:

Kasieńko, czy ty czytasz w moich myślach? Sam o tym myślałem, ale nie wiedziałem, jak to powiedzieć. Ale miałem nadzieję, iż zrozumiesz.

Boże, Wojtuś, jak ja się cieszę! rzuciła mu się na szyję.

Po zebraniu informacji pojechali do miasta. Dom dziecka stał za wysokim płotem, niedaleko szpitala. Wreszcie znaleźli się w gabinecie dyrektorki, której imię już wcześniej sprawdzili.

Dzień dobry, Pani Mario przywitali się grzecznie.

Dzień dobry, siadajcie. Rozumiem, iż rozmowa potrwa.

Maria wszystko dokładnie wyjaśniła, wypytała o nich samych, jakie dokumenty będą potrzebne. Rozmowa była długa dyrektorka chciała poznać ludzi, którzy przyszli po dziecko.

W końcu zaproponowała:

Chodźcie, pokażę wam dzieci.

Wskazała wzrokiem na trzyletniego chłopca.

Dzieci nie było wiele. Kasi spodobał się siedmiolatek, który choćby trochę przypominał Wojtka tak samo krzepki, niebieskooki. Wojtek też od razu na niego spojrzał. Maria, śledząc ich wzrok, zrozumiała. Szepnęła im do ucha:

Olek ma jeszcze młodszego braciszka, Janka. Nie możemy ich rozdzielać. Wskazała oczami na malca.

Kasia poczuła nagle, iż te dzieci są już prawie ich. Spojrzała na męża z nadzieją, a ten uśmiechnął się ledwo zauważalnie, ale ona wiedziała, co to znaczy. Wrócili do gabinetu.

Widzę po waszych spojrzeniach, iż nie macie nic przeciwko wzięciu obu chłopców?

Tak odpowiedzieli jednocześnie.

Cieszę się, ale rozumiecie, iż dzieci, jak drzewa, nie rosną same. Potrzebują troski, czułości, zrozumienia. Dzieci to ciężka praca. Chociaż komu ja to mówię uśmiechnęła się nagle. Przecież sama jesteś nauczycielką. To też niełatwe zadanie.

Tak, rozumiem odparła Kasia. I teraz, patrząc na te dzieci, widzę, iż dziecko porzucone przez swoich lub osierocone żyje bez miłości, jak roślina bez wody.

Olek i Janek w końcu trafili do domu, po zebraniu dokumentów i długich rozmowach. Chłopcy byli szczęśliwi. Olek chodził do pierwszej klasy i po weekendzie dumnie maszerował obok mamy do szkoły. Nie było choćby dyskusji, jak mają nazywać now

Idź do oryginalnego materiału