Pragnienie / Shadow

publixo.com 1 tydzień temu

Dwa lata, cztery miesiące i dwa dni wiszenia nad przepaścią bez dna. Normalność odpłynęła z nurtem krwi, która przez cały czas krąży w żyłach nie zwalniając na zakrętach. Pragnę, aby natrafiła na zator, rozsadziła ścianki i uwolniła mnie z tego koszmaru. Trwa nieustannie i pogłębia rejony. Zagląda wszędzie i nie pyta o nic. Nie po to przyszedłem na świat, aby teraz zachodzić w głowę, czy to wszystko, co dąży w niewiadomym kierunku, poskłada rozwalone receptory i spoi zwoje w całość?
Zaraz tutaj będą i roztoczą wokół mojej osoby sprzęt, ich zdaniem zdolny uleczyć każdego. Nie dociera do nich, iż nie o to w tym chodzi. Usypiam demona, który grasuje w piersi i kaleczy duszę. Oni go pobudzają, przepuszczając przez mięśnie energię, nad którą nie jestem w stanie zapanować.
Podkręcają kurek i rżą, zadowoleni, iż drżę.
„To nie ja” – mówiłem o tym nieraz.
Na początku owszem, bolało, wywracało wnętrzności do góry nogami, ściskało za serce, jednak teraz ból przejął ktoś inny. Zarodek, który rósł w zaskakującym tempie i przyjmował na klatę wszystkie: wolty, piguły, pasy, zastrzyki i wyszczerzone zęby tuż nad moimi sennymi oczami. Przywykłem do tego – zostałem odłączony. Najsilniejsze impulsy nie pustoszą wnętrza, ponieważ wszystko jest pożywką dla tego drugiego.
Jestem roślinką, od dawna nie podejmuję decyzji. Włochata bestia utrzymuje mnie przy życiu i zżera od środka, robiąc sobie miejsce.
Czy jest mi z nim dobrze?
Zależy…
Mają mnie za wariata, oderwanego od rzeczywistości i skupiającego uwagę jedynie na rozlewie krwi. Długo nad tym myślałem i nie mają racji – oni są tym wszystkim, co próbują mi wmówić.
Teraz już jemu, bo zamilkłem niemalże jakieś półtora roku temu. Pozostały jedynie przebłyski i próby wyjścia z otchłani.
Znów włączyli Mozarta – nienawidzę tego. Wywlekam strzępy siebie i błagam o ciszę. Stwór wciska palce w kanały słuchowe – również nie lubi tego rodzaju muzyki.
Cisza… odpływam.
Maszyna wyjeżdża… oddycham swobodnie.
Klatka piersiowa faluje, mięśnie kończą spazm, zamykam powieki – to jeszcze nie dzisiaj.
Rozmyślam, kiedy to wreszcie nastąpi? Nie jestem łakomczuchem, więc nie przytyję, a ścisk i drugi mózg jak pasożyt, domaga się więcej.
Kiedy wreszcie pęknę? Ta myśl nieustannie przebija płaty tego drugiego, który marzy jedynie, abym przestał. Byłem silny, jestem i jeszcze jakiś czas będę – tak mi się wydaje.
Trzy lata, dwa miesiące i jeden dzień… przez cały czas istnieję. Niestety już całkiem wyjałowiony. Jedyne, co mnie trzyma w kupie, to cienka skóra.
Przyszli. Impulsy wchodzą w to, co ze mnie zostało. Widzę ciemność… wąski tunel. Chcę iść w jego stronę, jednak bestia nie chce odłączyć cząstek od żywiciela.
„Co teraz”? – ostatnie szarpnięcie, ostatni krzyk.
Odchodzę, a intruz pozostaje. Odwracam się – maleje.
Dlaczego zrozumiałem to tak późno? Nie ciało było pożywką, tylko dusza, która nie zezwalała na spoufalenie.
Była wyzwaniem… nie dostał jej.
Wygrałem.
Euforia – demon zniknął w pustce. Nie walczył. Stracił czucie i kontakt.
Nareszcie wolny.
Idź do oryginalnego materiału