Powszechnie znana historia o urwisie i jego niecodziennych przygodach.

6 dni temu

Wszyscy sąsiedzi wiedzieli, iż Jan to bezręka, bez noga, pustolubna, bezwroga trzoda, czasem baran, czasem kozioł, czasem pies. Te przezwiska rosły wprost proporcjonalnie do winy Janka. Skala jego wpadek różniła się, więc i siła gniewu żony była zmienna.
Halina zaś dla męża była: Zajączkiem, Liskiem, Słoneczkiem i Jaskółką. Słysząc jej wrzaski, ludzie rozmyślali, kiedyż ten baran się wreszcie Zajączkowi odgryzie, ale przypominając sobie, iż to wszakżeto bezroga trzoda, konkludowali: nigdy. Jan potrafił udawać głuchoniemego, na krzyki i zniewyżeni żony nie reagował. Owo spokój i obojętność na jej szaleństwo były przyczyną długich napadów żony. Zmęczona krzykiem, Halina wychodziła z domu. Gula skurczów tamowała gardło i zaczęła dławić. Twarz pokrywała się czerwonymi plamami, ręce drżały, głos chrypiał. Chciało się ryczeć, ale łez brakło. A Jan, za odchodzącą żoną, cichym głosem pytał: A ty gdzie, Zajączku?
Pierwsze lata po ślubie żyli zgodnie, cicho i spokojnie. Gdyby ktoś zaklinał, iż po kilku latach cichy żywot zmieni się w kłótliwy, pełen awantur Halina nigdy by nie uwierzyła. Wszak wyszła za ukochanego człowieka, za tego, w którym dusza się kochała, nie zaś za kozła. Jan pracował jako spawacz, nigdy nie pił, nie palił, był spokojny jak niedźwiedź w barłogu, zawsze na plusie, wszystko mu w życiu pasowało. Żony opijusów i wietrzników stawiały go za wzór, więc Halina była dumna. Dzieci postanowili nie mieć zaraz. Trzeba było zbudować łazienkę, garaż, kupić samochód. PGR przydzielił mieszkanie, a Halina pragnęła je urządzić wzorcowo.
Jan był bardzo powolny, a może i leniwy. Robota zawsze nań czekała, śmiejąc się, mówił: Wszystkiej roboty nie przetniesz. Cięgiem się spieszyć? Ja myślę, iż bez ochoty niech ręka przyłoży. Toć już nie praca, ale katowanie samego siebie. A szczególnej ochoty, by przodować w robocie, nigdy nie miał. Halina brała się za każdą robotę, i wszystko jej wychodziło niegorzej niż Jankowi: mogła przekopać ogród, pomalować dom, skosić trawniki, na opał połupać drzewo.
Szczęściem dom miał wszystkie wygody, wody nie trzeba było nosić jak dawniej. Lepiej i rychlej było jej samej zrobić, niż rozruszać męża. Raz nocą przebudził ich straszny łoskot z kuchni. Okazało się, iż płytki, które Jan ułożył, obsunęły się z góry na dół. Halina nazwała go bezrękim i nazajutrz przyprowadziła majstra ze złotymi rękami.
Pewnego wieczoru wróciła z pracy i nie poznała swego kwietnika: cały był rozkopany kopytami sąsiedzkiej krowy, kwiaty połamane, bo Jan nie zamknął furtki. Z dniem każdym Halinę coraz bardziej drażniła powolność, lenistwo, obojętność męża.
Obok ich domu stał dom-sierota. Staruszkowie dawno pomarli, a spadkobiercy początkowo karczowali z rzadka chwasty, ale potem zarzucili obejście. Aż pewnego dnia podjechała pod ów dom kosztowna zagraniczna limuzyna. To był wnuk dziadka Maćka, który przybył z rodziną na stałe.
Długo pracował w Szczecinie, gdzie się ożenił, a teraz wrócił w rodzinne strony. Szczecin był dla zarobku, dla życia zaś najlepszą była mała ojczyzna. Darek zaczął przebudowywać starą chałupę. Wtedy to ukazał Halinie, co znaczy nie wypuszczać roboty z rąk. Pokazał klasę budowlańca, spawacza i elektryka. I wszystko, co robił, czynił bez żony przy boku. Zajmowała się tylko gospodarstwem i dzieckiem.
Halina, patrząc na sąsiada, rosła w gniewie na męża. Zmęczyła się siłą, pragnęła być słaba i delikatna. Nieraz naprowadzała męża na robotę, co każden chłop winien czynić, ale Jan nie był przodownikiem w robocie, jemu i na drugich skrzypcach w życiu rodzinnym żyło się dobrze. Zmęczona Halina coraz częściej się gniewała i coraz częściej przechodziła do obelg. Ludzie poczytali ją za zrzędę, jego za nieszczęśnika. Coraz częściej myślała o rozwodzie, wszak całe życie nie podoła wieźć tego wozu gospodarczego. Coraz częściej stawiała sąsiada za wzór, na co Jan uśmiechał się i odpowiadał: U cudzego barana rogi wydatniejsze.
Jan nie pojmował aluzji żony o rozwodzie. Wiele niewiast cierpiało z pijącymi, hulającymi mężami, a tu nie zbita, nie obrażona, kołodobna i rozwód. Wszak nigdy nie krzywdził, co chciała, to czyniła, gdzie chciała szła, a o pieniądzach nigdy nie miał baczenia gdzie zaprzepaszczała. I co z tego, iż powolny? Po co się spieszyć? Po co szarpać na próżno. I cz
A ten jej Janek, choć powolny jak wóz z górki, wiernie szedł przy niej, dopóki śmierć ich nie rozdzieli.

Idź do oryginalnego materiału