Popołudnie było spokojne, a słońce powoli opadało na boczną drogę przecinającą pola. Rzadko mijały się samochody, a jedynym dźwiękiem był szum świerszczy. W szarym małym samochodzie rodzina wracała do miasta po całym dniu spędzonym na wsi.
W tylnym siedzeniu siedział kundel z miodowymi oczami i szarym pyskiem, patrzący przez okno. Nazywał się Rocky i od ośmiu lat był częścią tej rodziny. Dorastał razem z dziećmi, towarzyszył im w szkole i spał przy ich łóżkach podczas burzliwych nocy.
Tego dnia jednak coś było inaczej. Samochód zatrzymał się na ziemnym szlaku, z dala od jakiegokolwiek domu. Ojciec, Mario, otworzył tylną drzwi i skinął, by pies wysiadł.
Chodź, Rocky, zejdź na chwilę zawołał.
Rocky posłusznie podszedł, machając ogonem, myśląc, iż zaraz się pobawi lub po prostu rozciągnie łapy. Przypatrzył się powietrzu, zrobił kilka kroków i nagle usłyszał ryk silnika. Odwrócił się w samą porę, by zobaczyć odjeżdżający pojazd.
Z początku pogonił za nim, uszy założone do tyłu, serce przyspieszało. Nie rozumiał, dlaczego nie zatrzymują się. Myślał, iż to zabawa. Metry jednak stawały się coraz dłuższe, a pył wzbijany przez koła zaciemniał mu widoki. Zatrzymał się, dysząc, wpatrzony w miejsce, w którym samochód zniknął.
Pozostał tam przez wiele godzin, siedząc na krawędzi drogi. Za każdym razem, gdy przejeżdżało auto, wstawał pełen nadziei, by odkryć, iż to nie jest jego. Niebo się ściemniało, a zimno wdzierało się w kości.
Następnego dnia przejeżdżała tam kobietą o imieniu Claudia. Zatrzymała samochód i ostrożnie wysiadła.
Cześć, piękny zgubiłeś się? szepnęła.
Rocky zawahał się. Nie był przyzwyczajony do obcych, ale głód i zmęczenie skłoniły go do podejścia. Claudia podała mu kawałek chleba i butelkę wody. Spożywał jedzenie powoli, patrząc na nią, jakby chciał odczytać jej zamiary.
Chodź, jedź ze mną w końcu powiedziała, otwierając drzwi pasażera.
Ku swojemu zdziwieniu, Rocky wskoczył bez wahania. Być może zrozumiał, iż nikt nie wróci po niego.
W domu Claudia osuszyła go ręcznikiem, przygotowała ciepły posiłek i położyła koc przy piecu. Tej nocy Rocky głęboko zasnął, choć od czasu do czasu poruszał łapami i wydawał ciche jęki, jakby śnił o pościgu za odjeżdżającym autem.
Przez kilka tygodni Claudia szukała jego właścicieli zamieszczała zdjęcia w sieci, dzwoniła do weterynarzy, rozwieszała plakaty. Nikt nie odpowiedział. Stopniowo stał się nie tylko zagubionym psem, ale jej własnym zwierzakiem.
Pewnego dnia, spacerując po parku, mały chłopiec podszedł i pogłaskał go po głowie. Rocky zamknął oczy, rozkoszując się chwilą, a Claudia zdała sobie sprawę, iż zwierzę, które kiedyś zostało zdradzone, wciąż potrafi ufać i obdarzać bezinteresowną czułością.
Z czasem Rocky odzyskał radość. Bawił się w ogrodzie, spał u stóp nowej właścicielki i witał ją za każdym razem, gdy słyszał nadjeżdżający samochód. Już nigdy nie patrzył na drogę z niepokojem.
Claudia często mówiła przyjaciołom:
Nie wiem, kto stracił więcej tego dnia on, czy ci, którzy go porzucili.
Bo ludzie, którzy porzucają, nie zdają sobie sprawy, iż nie tylko zostawiają zwierzę zostawiają najwierniejszą i najczystszą część własnego życia.
A Rocky, nieświadomie, znalazł to, na co zawsze zasługiwał: dom, którego nie opuszcza się.





