Nie czuję się kompetentny do radzenia komukolwiek, jednak osobom płaczącym w mediach rzewnymi łzami, iż oto wszystko wysycha, radzę przestać się dziwić. Tak to już będzie. Chyba że…
Ile lasu w lesie?
Ile mamy w niemałym kraju, jakim jest Polska, lasów naturalnych, o pierwotnych nie wspominając? Ile mamy lasów, którym łaskawie pozwalamy rosnąć naturalnie?
Odpowiadam: to jakieś drobinki w rezerwatach ścisłych i jakieś strzępki w parkach narodowych. Strzępki dlatego, iż łączna powierzchnia parków narodowych w Polsce jest stosunkowo mała. Zresztą, i tam modeluje się las, tyle iż w tak zwanym dobrym kierunku. Pozostałe lasy, a adekwatnie uprawy drzew lub – mówiąc wprost – „hodowle” drewna, nie do końca rosną w warunkach, które stworzyłaby im matka natura.
Oczywiście, świadome leśnictwo winno iść w kierunku naturalnej uprawy, czyli takiej, która oparta jest o proces sukcesji, bazujący na potencjalnej roślinności naturalnej. Czyli takich roślinach, które – ze względu na warunki klimatyczne i glebowe – rosłyby w danym miejscu, gdyby wcześniej nie namieszał tam człowiek.
Dochodzą do mnie pozytywne głosy, iż takich świadomych leśników przybywa. Ale wciąż słyszę też i okrzyki oburzenia, gdy pod piłę idą okazy drzew, które nie powinny być ścinane. Również w okresach, w których prawo tego zabrania, na przykład ze względu na lęgi ptaków.
Mamy lato!, fot. Dawid Tatarkiewicz
Reasumując, w tak zwanych lasach gospodarczych, wzrost drzew jest, jeżeli można tak powiedzieć, regulowany, kontrolowany, projektowany; las ma rosnąć w określnym celu, a tym celem jest pozyskanie fenomenalnego surowca, który bezpłatnie produkuje natura, czyli drewna. Lasy stanowią ogółem około trzydzieści procent powierzchni kraju. Moim zdaniem to wciąż mało!
W tym miejscu należy z pokorą przyznać, a mówię te słowa jako wykształcony biolog, iż choćby najtęższy umysł, człowiek z najlepszymi intencjami, nie zastąpi mądrości natury. Nie odtworzy, ot tak, na pstryk, procesów i zależności, które zachodziły w lasach przez dziesiątki tysięcy lat, a które człowiek, ot tak, na pstryk, wyciął i wycina nadal, z kolejnymi połaciami ostatnich fragmentów pierwotnych lasów tropikalnych włącznie. Inna rzecz, iż w takich miejscach, gdzie strzępki pierwotnej natury jeszcze się tlą, łatwiejsze i szybsze jest odtworzenie przez samą przyrodę naturalnego biegu rzeczy.
Co by było, gdyby?…
A więc, nie ulega wątpliwości, iż natura sama wie najlepiej i sama umie najlepiej. Taka zosia – samosia (pisownia małą literą – w tym kontekście – proponowana przez, internetowy co prawda, ale jednak Słownik Języka Polskiego PWN!), czyli zosia – samosia, ale w wydaniu pozytywnym. Przyroda ze wszystkim dałaby sobie radę, tyle iż potrzebowałaby nieco czasu. A człowiek, o określonym średnim wieku trwania jednego pokolenia, nie chce się pogodzić z tym, iż może to potrwać dłużej i, tym samym, może nie zobaczyć efektów swoich działań. I próbuje ją (przyrodę) popędzać.
Gdyby więc przedstawiciele gatunku Homo sapiens nie chcieli za wszelką cenę pomagać przyrodzie w naprawianiu tego, co zepsuli inni reprezentanci tego gatunku, to ta właśnie przyroda szybciej odzyskałaby swoją naturę i pełną równowagę. Nieustannie wydaje się nam jednak, iż przyroda nie poradzi sobie bez naszej pomocy i uparcie forsujemy swoje wizje i widzimisię.
Ścieżka leśna po deszczu, fot. Dawid Tatarkiewicz
W ten sposób wir ludzkich oddziaływań zatacza coraz szersze kręgi i coraz szybciej się kręci. Przypomnę nieśmiało: przyroda była przed nami. Radziła sobie świetnie, choćby po wielkich wymieraniach. Do czasu, w którym kolejnego wymierania nie zafundował jej – no kto?…
A co by było, gdybyśmy mieli więcej lasów? Chociaż w połowie tyle, ile przed wykarczowaniem przez człowieka całych połaci współczesnego terytorium Polski? Nie wiem dokładnie. Ale czuję intuicyjnie, iż byłoby o niebo lepiej ze stosunkami wodnymi w środowisku. Z poziomem wód gruntowych. Nawodnieniem upraw.
Problemem powodzi, który próbujemy rozwiązywać – a jakże! – od niewłaściwej strony, kombinując z infrastrukturą, zamiast ułożyć się z naturą, w dodatku za kolosalne kwoty (infrastruktura), podczas gdy można by za darmo (natura). Gdybyśmy więc mieli wyraźnie więcej lasów na-tu-ral-nych (!), prawdopodobnie nie rozmawialibyśmy o suszy. W każdym razie, nie o takim jej wydaniu. Czas więc chyba wrócić do takiego modelu obiegu wody, jaki zaproponowała nam sama natura, a który roz-re-gu-lo-wa-liś-my.
Jak to możliwe?
Dlaczego intuicja podpowiada mi, iż tak proste rozwiązanie, jak pozwolenie na odtworzenie się obszarów pierwotnie zalesionych, dałoby dobre rezultaty? Bo las działa jak gąbka. Nie pozwala wodzie „marnować się”, „uciekać” gdzieś bokami. Wchłania opad, choćby gwałtowny. Nie daje mu w całości spłynąć do rzek, tym samym, nie daje możliwości spowodowania gwałtownych wezbrań wody i w rezultacie powodzi. Las kumuluje wodę, oddaje ją powoli, w naturalny sposób.
I kto wie, czy to nie jest nasza jedyna nadzieja na przyszłość. Będziemy musieli oddać naturze trochę przestrzeni. Może więcej niż trochę. By mogła zajść naturalna sukcesja. By mógł wyrosnąć las. By określone tereny, zwłaszcza doliny rzek, mogły bezkarnie zarastać chaszczami. Z korzyścią dla obu stron.
Krajobraz przed burzą, fot. Dawid Tatarkiewicz
A jak się Państwu wydaje, czy większa ilość naturalnych lasów wpłynie korzystnie na bilans gazów takich jak tlen, czy dwutlenek węgla? Przypomnę, iż drzewa odpowiedzialne są za proces fotosyntezy i mimo ważnej roli glonów wodnych w tym procesie w skali globalnej, nie należy bagatelizować w nim udziału lasów. Wydaje mi się, iż nie trzeba być biologiem, by odpowiedzieć twierdząco na pytanie postawiona na początku tego akapitu. To zrozumie chyba choćby sztuczna inteligencja!
Las naturalny to nie tylko drzewa. To też rośliny pozostałych pięter: warstwy krzewów, runa. Ich wzajemne interakcje. Bardzo złożone. Już w samym tylko świecie roślin istnieją imponujące zależności. Dopiero zaczynamy je poznawać.
Las to również ściółka i gleba. jeżeli są rośliny, są i zwierzęta. I reprezentanci pozostałych królestw: grzybów i pierwotniaków. A choćby odrębny, wielki takson – bakterie! Tego z kolei nie pojmie choćby sztuczna inteligencja. My za to możemy objąć całość rozumnym zadziwieniem i zachwytem. Tego sztuczna inteligencja może nam tylko pozazdrościć. Ale tego na szczęście nie potrafi – mam nadzieję…
Ciekawe, kiedy wreszcie ktoś władny obudzi się, żeby zastosować rozwiązanie z samoodtwarzającym się lasem. Przyroda, gdzieniegdzie, działa już we własnym zakresie, mimochodem wdrażając działania ratunkowe dla nas – bez naszego udziału. Nie przeszkadzajmy jej w tym!