Podróż do tutaj

4 miesięcy temu
Zdjęcie: fot. Maria Krześlak-Kandziora


śmiesznie mały świat. stale

wymyka się z rąk. chusteczką
ocieram łzawiące oczy i pytam
czy ktoś ma lupę. nikt nie ma
– ale najnowszy ajfon
złapie choćby mrówkę.

(…) chowam dłoń
za plecy i puszczam świat
wolno. rozwija skrzydełka
frunie.

za pięć minut zerwie się burza.

Pień drzewa podtrzymujący mi plecy jest omszony – zawsze takie wybieram – gruby, daje poczucie, iż nic mnie nie zaskoczy. Jestem dobrze chroniona. Mech jest mokry, wilgotnieje mi bluza, koszulka i plecy. Zaraz rozkwitnie upał, więc wilgoć, choć próbuje wejść w kości, sprzyja życiu.

Wykonuję ćwiczenie, przecież człowiek zawsze robi coś z jakiejś przyczyny. Próbuję odzyskać równy, głęboki oddech, spokój i wtopić się w tło. Przebiega po mnie mysz, komary testują grubość tkaniny spodni.

Dobrze jest usiąść, siedzieć, pozwalać przewalać się myślom, a przyrodzie podchodzić bliżej, bliżej, aż poczujemy się częścią leśnej infrastruktury. Nasza noga pomostem dla mrówek, drogą do krzaka jeżyn, odsłonięta ręka stołówką dla komara, ciało nieistotnym tłem dla strzyżyka czy rudzika.

fot. Maria Krześlak-Kandziora

Przez sekundę w sferze wiersza

Tym razem, na to „siedzisko”, bycie w lesie, zabrałam tomik mieszczący się w kieszeni spodni – „Przez sekundę w sferze wiersza” Marisa Salejsa (wyd. PIW). Mam też lupę. Niepokojący, wyzierający z wiersza „ajfon” leży cicho w kieszeni. Niepokojący, bo przynoszący cały świat do tej niszy biologicznej, właśnie wygniecionej moim ciałem pod drzewem, do tej skrytki przed samym sobą i kawałkiem świata.

Symboliczny „ajfon” niesie ze sobą grozę łączności, cyfrowej doskonałości, zapośredniczenia. Czekają tam aplikacje do rozpoznawania głosów ptaków, pokroju roślin, czeka gotowa do działania, wspierania biologicznej wiedzy sztuczna inteligencja, cały czas czujna, gotowa „złapać choćby mrówkę”.

W „złapaniu” słychać zniewolenie, przechwycenie, choćby obrazu, a może i duszy, nakarmienie bazy danych – to za chwilę, nie dzisiaj, może później. Bywa, iż łączność ratuje życie, dlatego telefon spoczywa w kieszeni, kompas w drugiej.

Ale dajmy oku odpocząć, dajmy mu ewentualnie lupę i uruchommy w mózgu część odpowiedzialną za zapamiętywanie albo chociaż za zachwyt nad szczegółem liścia gryzionego przez gąsienice, nad krocionogiem zżerającym porost. Potem wrócimy do domu, sięgniemy po atlas ptaków, grzybów, mszaków i sprawdzimy, co oko widziało.

Trzydzieści stopniu w cieniu

fot. Maria Krześlak-Kandziora

Dajmy odpocząć starlinkom, „wypuśćmy” świat, niech „rozwinie skrzydełka”, niech będzie dzisiaj, przez godzinę jak modraszek, który przysiadł ci na ramieniu na łące, nad którą faluje gorące powietrze, śpiewają tylko skowronki, choć wydaje się niemożliwe, iż podlatując coraz wyżej, po prostu nie płoną.

jutro pomyślę o tobie
czulej

na razie słońce
ogni mi koszulę

w oddali burczą
bezskrzydłe maszyny

Ta chwila na łące jest właśnie taka i ten fragment jest dla mnie teraz wyłącznie o wżeraniu się słońca w odkrytą łydkę i huku maszyn koszących rośliny. I niech tak zostanie, nie idźmy dalej. Głaszczmy krajobraz, jak proponuje Grześ, nasz przewodnik w botanicznej szkole.

Wyciągnij rękę, zauważ linię drzew, obejmij wzrokiem jak najwięcej, głaszcz szczyty linii lasu – drzewa liściaste są przecież inne w dotyku niż świerk czy sosna, czujesz? Unieś w dwóch palcach domy ze skraju wsi, spróbuj zamknąć w dłoni chmurę, zgadując jej konsystencję.

(…)
I – czym pachną chmury?
Ciepłem pyłu i deszczem.
Pokojem, w którym już raz byłeś.
(Deszcz puszcza się chmur i spada)

Potem skup wzrok na tym co najbliżej, zamknij oczy, otwórz, uruchom dotyk i słuch, węch. Chłoń łąkę.

fot. Maria Krześlak-Kandziora

jakim warunkiem jest to określone,
i jak policzone
że kiedy idę w łące
i wkładam w nią dłoń,
to nic mi jej nie zeżre,
ani nie połknie, nie zetnie, nie porazi,
a przecież mogłoby
naprawdę,
bardzo mało do tego potrzeba,
to przecież kwestia
garstki tylko genów
i dobrej wtedy pogody.

Tym razem to Urszula Zajączkowska, lekkim kuksańcem wskazuje, jak kilka brakuje, żeby wszystko, wszystko, działało inaczej, skręciło na zwrotnicy ewolucji w zupełnie inną stronę.

#iamintrovert

Marisa Salejsa kupiłam przypadkiem. Czekałam na kogoś w centrum handlowym i przeglądałam książki. Półki z poezją to nie jest jakaś imponująca sprawa. Poszło szybko. Tom drobny, a w posłowiu tłumacz Miłosz Waligórski pisze:

Łotwa „to ojczyzna ludzi wycofanych, cichych, zamkniętych w sobie. Mieszkanie introwertyków. Zawahałbym się przed jednoznaczną tezą, gdyby nie sami zainteresowani. W 2018 roku na Targach Książki w Londynie Łotysze promowali swoją literaturę dzięki kampanii #iamintrovert, która okazała się strzałem w dziesiątkę, wyszła poza targi i stała się znakiem firmowym kraju. Podziwiać można ją do dziś w Internecie na stronach platformy Latvian Literature . Introwersja, skrytość, dystans i milkliwość na szeroką skalę sprawiają, iż dane społeczeństwo z czasem robi się niedostrzegalne”.

I – według dalszych analiz Waligórskiego – Łotyszom to wcale nie przeszkadza. Wiersze Salejsa są więc drobne, nienachalne, „wobec wszechobecnego nadmiaru [poeta] ścisza głos, unika rozwlekłości”, „kondensuje szept”. Są ciągłą grą w zatrzymywanie i wypuszczanie, przyglądanie się światu (śmiesznie małemu, ale choćby wtedy – wymykającemu się), obracanie jego elementów pod lupą wiersza i pozwalanie im lecieć dalej, bez poczucia straty.

fot. Maria Krześlak-Kandziora

więc takie jest przejście na drugą stronę
nieuchwytne i lekkie
jak rozprysk kropli o błonę stawu
po której na czubkach palców
mkną chmarą nartniki
odbicia wodnych skier
(…)

POSTÓJ TROCHĘ
(…)
na drodze drobne stworzenie: ropuchy jaszczurki zające
i najdrobniejsze: serce. w kałuży hula
nim wróci do klatki piersiowej

tak w oknach goją się szyby
tak jabłonie zbierają jabłka
a lipa odkwita obłędny zapach

niech świat postoi trochę. niech się odbędzie
niech rusza

Salejs zatrzymuje i rusza świat – wykorzystuje tę możliwość wiersza, przytrzymanie czasu, przyjrzenie się mu i wypuszczenie z rąk, by znów biegł. Do tego ta ujmująca perspektywa – poziom szosy, drogi, po której przemykają stworzenia, ryzykując życie.

To nie jest wielka historia (chociaż dla jaszczurki jedyna), a jednak w tej skali, w skupieniu na drobiazgu, tym co chwilowe – zatrzymaniu biegu jaszczurki – jest coś, co naprawdę pozwala zrobić stop-klatkę, zamknąć widok pod powiekami. A później poezja cofa sekundy, jabłka dopiero dojrzewają na drzewach, zbierają ciepło i kumulują je w soku.

Puść czas, niech spadną. Idź do lasu, weź ze sobą poezję, ćwicz zatrzymywanie czasu w skulonej dłoni, na siatkówce oka. Głaszcz krajobraz, szukaj momentu zatrzymania, nie po to, by zatrzymać młodość, upływ czasu, ale po to, żeby przyjrzeć się sobie, słowom i leśnemu runu.

Idź do oryginalnego materiału