Po zejściu w dół wąwozu prowadzącego do wody, Michał ocenił szanse kota na ucieczkę.

2 godzin temu

**Dziennik, 15 maja**

Gdy zszedł ku wodzie po zboczu wąwozu, Michał ocenił szanse kotka na przeżycie. Rzeka, uwięziona między stromymi skałami, płynęła spokojnie, a monotonny szum fal o kamienisty brzeg brzmiał jak ostrzeżenie: *Pół godziny pół godziny do otwarcia śluz*. Michał znał ten znak aż za dobrze.

Kilometr wyżej stała zapora miejscowej elektrowni. Wiosenne roztopy przepełniły zbiornik, a poprzedniego dnia rozesłano ostrzeżenia do wszystkich gospodarstw w dolnym biegu rzeki niedługo miano zwiększyć zrzut wody, co podniosłoby jej poziom. Nie spodziewano się powodzi brzegi były wysokie, ale nisko położone łąki miały zostać zalane. Michał wiedział, iż warto jeszcze raz sprawdzić stację pomp może gdzieś poluzowała się obejma?

Kulejąc, z cichym skrzypieniem protezy w nodze, obszedł teren. Wszystko było w porządku. Już dzień wcześniej umocował rury i płot, ale dodatkowa kontrola nigdy nie zaszkodzi. Zdjął kaszkiet, przesunął dłonią po siwiejących, krótkich włosach, rozłożył mały koc na kamieniu i usiadł, masując kikut. Noga bolała każda zmiana pogody przypominała mu o niej. Zapalił papierosa i czekał. Uwielbiał patrzeć, jak otwierają śluzy. Najpierw słychać daleki pomruk, potem pojawia się ściana białej piany, aż w końcu runie potężna masa wody, porywając gałęzie, śmieci, zeszłoroczne liście. Rzeka jakby ożywała, pozbywając się tego, co stare.

Zdjął protezę, odłożył obok i mrużąc oczy, śledził powoli płynące po wodzie przewrócone drzewo utonie czy nie? W połowie drogi utknęło na mieliźnie. *Zaklinowało się* stwierdził Michał. Za dziesięć minut, gdy przybędzie woda, i tak je porwie. Ale wtedy dostrzegł coś dziwnego: między gałęziami miotało się małe stworzenie. Pochylił się to był kot. Szary, mokry, drżący, desperacko próbował wspiąć się wyżej. Teraz siedział już na najwyższej gałęzi, jakieś dwadzieścia metrów od brzegu, i kurczowo trzymał się pazurami.

Biedactwo pomyślał Michał. Dziesięć minut, otworzą śluzy nie przeżyje. gwałtownie zapiął protezę i ocenił odległość do drzewa. Szanse na ratunek były nikłe, ale nie mógł odejść. To spojrzenie przerażone, a jednak pełne nadziei już raz gdzieś na niego patrzyło.

Blisko trzydzieści lat wcześniej Michał służył jako kontraktowy żołnierz. Był sierżantem na gorącym punkcie, patrolując z młodym żołnierzem, Darkiem. Wspinając się pod górę wąską ścieżką, Darek wyprzedził go i dostał kulą snajpera w kolano. Kość roztrzaskała się, a on runął z krzykiem. Michał pamiętał jego wzrok niemą prośbę o pomoc i świadomość, iż każda próba ratunku może kosztować życie ich obu.

Bez namysłu strzelił w kierunku snajpera, by odwrócić uwagę, po czym rzucił się do Darka. Kule świszczały wokół, jedna drasnęła choćby hełm. Udało się wciągnął Darka za osłonę, podczas gdy drużyna zasłoniła ich dymem. Tej samej nocy on sam nadepnął na minę Od tamtej pory obu brakowało nogi: jednemu prawej, drugiemu lewej.

Michał zrzucił watówkę, chwycił koc i wszedł do lodowatej wody. Zimno paliło jak ogień, oddech zaparło mu w piersi, ale zawracać było za późno. Wlókł się ku drzewu, zaciśniętymi zębami tłumiąc dzwonienie. Był już przy płyciźnie. Z góry dobiegł narastający huk otwierano śluzy.

No chodź, kotku, nie bój się! warknął, wyciągając rękę.

Kot, jakby rozumiejąc, skoczył na niego, wbijając pazury w ramię. Ból przeszył go na wylot, ale tylko syknął: Wytrzymaj. Zawrócił, z trudem poruszając nogami. Zimno odbierało czucie, proteza ciążyła, siły go opuszczały. Szum wody stawał się głośniejszy fala była tuż za nimi. Michał wyczuł już brzeg, zrobił ostatni krok i stracił przytomność. Ostatnie, co widział: kot wyskakujący na ląd.

Ocknął się przy ognisku. Obok syczał czajnik, a kot już suchy grzał się przy płomieniach.

Proszę cię, wystarczy, żebyś został sam a już pakujesz się w tarapaty burknął znajomy głos. To był Darek, ten sam Darkuś, tylko z siwiejącymi skroniami. Ledwo cię wyciągnąłem za kołnierz.

Michał popijał gorącą herbatę, ogrzewając się pod watówką. Kot milcząco ocierał się o jego kolano.

Nie marudź, Darkuś uśmiechnął się. Wiedziałem, iż mnie nie zostawisz. Jak wtedy. Pogłaskał kota po grzbiecie. Teraz jesteśmy we trójkę dwóch kulawych i jeden czworonożny.

No tak kiwnął głową Darek. Ten już z tobą zostanie. Jak uratowałeś, to się przywiąże. Nie pozbędziesz się go, tak jak mnie.

Roześmiali się. Potem wstali i ruszyli z powrotem do stacji pomp jeden utykając na lewą nogę, drugi na prawą. A między nimi, ledwie dotykając mokrymi łapami ziemi, dreptał kot, nie odstępując na krok swojego wybawcy.

Idź do oryginalnego materiału