Po przyjeździe na działkę zobaczyłam, jak teściowa z mężem pokazują ją kupcowi, pewni, iż się nie zorientuję

2 dni temu

W sobotni poranek Ola postanowiła wpaść na swoją działkę za miastem, żeby sprawdzić, jak przetrwała zimę. Październikowe słońce świeciło jasno, choć w powietrzu już czuć było jesienny chłód. Wstała wcześnie, wypiła kawę, spakowała narzędzia i termos z herbatą. Działka leżała czterdzieści kilometrów od Warszawy, w małej wsi Jabłonowo. Kupiła ją pięć lat temu, jeszcze przed ślubem, za pieniądze uzbierane podczas pracy jako programistka. Wtedy ceny były jeszcze rozsądne udało się jej nabyć dwanaście arów z małym domkiem letniskowym. Wszystkie dokumenty były na jej nazwisko.

Przez te lata Ola urządziła sobie tam mały raj posadziła jabłonie, wiśnie, założyła warzywnik, naprawiła płot, pomalowała domek. Latem przyjeżdżała co weekend, grzebała w ziemi, odpoczywała od miejskiego zgiełku. Jej mąż, Krzysztof, rzadko tam bywał. Mówił, iż nie lubi ogrodnictwa, iż komary gryzą, iż nudno. Wolał zostać w mieście, spotykać się z kumplami, oglądać mecze. Ola nie nalegała. Działka była jej azylem, miejscem, gdzie mogła być sama ze sobą.

Ostatni raz była tam pod koniec sierpnia. Potem zaczęła się pracowita zawierucha, projekt za projektem, czasu brakowało. I teraz, w październiku, wreszcie znalazła wolny dzień. Postanowiła wpaść, sprawdzić, czy wszystko w porządku czy okna zamknięte, czy dach nie przecieka, czy nie wdarły się żadne zwierzęta. Trzeba było też zgrabić liście, przygotować teren do zimy.

Wsiadła do samochodu, włączyła radio i ruszyła w drogę. Jechała niecałą godzinę. Za oknem migały pola, laski, wsie z pochylonymi płotami. Jesień pomalowała drzewa na złoto i pomarańczowo, liście układały się dywanem przy drodze. Ola uwielbiała tę porę roku chłód, ciszę, zapach ognisk.

Gdy podjeżdżała do furtki, zauważyła obcy samochód zaparkowany obok. Szary SUV stał na poboczu, tuż przed wejściem na jej działkę. Ola zmarszczyła brwi. Kto to może być? Sąsiedzi jeździli starymi maluchami, a taki wypasiony wóz na pewno nie był stąd. Zatrzymała się, wysiadła i podeszła bliżej.

Przez kraty furtki zobaczyła Krzysztofa i jego matkę, Jadwigę, którzy oprowadzali po działce jakiegoś obcego mężczyznę w garniturze. Ola zamarła. Co oni tu robią? Krzysztof rano mówił, iż jedzie do kolegi pomagać przy remoncie. A teściowa? Ta nigdy tu nie przyjeżdżała, narzekała na zdrowie, na ciśnienie, na stawy. A teraz oboje spacerowali po jej ziemi w towarzystwie obcego faceta w eleganckim ubraniu.

Przypatrzyła się uważniej. Krzysztof pokazywał ręką w stronę starej jabłoni. Jadzia kiwała głową, coś mówiła, wymachiwała rękami. Nieznajomy notował coś w notesie, rozglądał się, oceniająco spoglądał na ziemię, płot i domek.

Jadzia właśnie żywiołowo opowiadała:
Tu można postawić dom, miejsce jest przestronne, wszystko wygodnie. Sąsiedzi spokojni, las niedaleko, rzeka dwa kilki dalej. Prąd podłączony, woda ze studni, czysta. Działka równa, fundament będzie bez problemu.

Ola słuchała i nie wierzyła własnym uszom. Teściowa reklamowała jej ziemię jak agent nieruchomości! Zachwalała coś, co choćby do niej nie należało. Coś, na czym nigdy wcześniej choćby nie była!

Krzysztof dodał:
Tak, dokumenty załatwimy szybko, transakcja bezproblemowa. Wszystko czyste, bez obciążeń. Cenę negocjujemy, ale jest uczciwa.

Ola zaci

Idź do oryginalnego materiału