— Po co się przejmujesz tą dziewczyną? Przecież nie jest z tobą spokrewniona!

5 dni temu

No słuchaj, muszę ci opowiedzieć tę historię. Taką prawdziwą, aż serce ściska. To opowieść Łucji, a ona sama mi ją przekazała – żebym mogła podzielić się dalej.

Wyszłam za mąż drugi raz. Mój pierwszy mąż, Jakub, zginął tragicznie – wracał do domu na motorze, stracił panowanie nad pojazdem. Miałam wtedy dwadzieścia sześć lat, a córeczka Kinga ledwo skończyła dwa latka. Dopiero zaczęliśmy życie, urządzaliśmy się. Wisiał na mnie kredyt mieszkaniowy, byłam na macierzyńskim, bez pracy i pomocy. Rodzice Jakuba od dawna nie żyli, a moi mieszkali we wsi pod Łodzią – sami ledwo wiązali koniec z końcem.

Ale, o dziwo, znalazł się ktoś blisko. To był Tomek – przyjaciel mojego zmarłego męża. Często nas odwiedzał, przynosił Kindze zabawki i owoce, pomagał w domowych sprawach. Na początku się dystansowałam – no bo jak to, ledwo owdowiałam. Ale z czasem jakoś się do niego przywiązałam. Stał się bliski. Nie wiem, czy ktoś mnie za to potępi, ale serce żywego ciągnie się do żywego. Jakuba nie zapomniałam i nigdy nie zapomnę – żyje w mojej córce. Ale życie toczy się dalej.

Po roku pobraliśmy się z Tomkiem. Jego rodzina nie była zachwycona. Matka, Wiesława, od razu dała do zrozumienia: *„Kobieta z dzieckiem nam nie potrzebna”*. Ale Tomek postawił na swoim. Powiedział, iż będziemy mieszkać razem – w ich dużym domu na obrzeżach Poznania, z ogrodem i szklarnią. A moje mieszkanie – żeby wynajmować, żeby były dodatkowe pieniądze.

Zgodziłam się. Naiwna byłam. Myślałam – rodzina, pomoc, oparcie. A w rzeczywistości… Już od pierwszych tygodni teściowa zaczęła dyrygować. *„Pozmywaj, zrób obiad, ogarnij warzywa”*. Na Kingę w ogóle nie zwracała uwagi – jakby jej nie było. Ani *„dzień dobry”*, ani *„jak się masz”*. choćby imienia nie wypowiadała. W domu córka czuła się jak cień.

Pracowałam od rana do nocy – w domu i w ogrodzie. Plecy bolały, dłonie w odciskach. A teściowa – wiecznie niezadowolona. I wtedy pewnego dnia usłyszałam rozmowę, której nigdy nie zapomnę:

*„Po co się z tą dziewczyną męczysz, Tomek?”* – mówiła jego matka. *„To nie twoje dziecko! Tylko pieniądze na nią marnujesz. Urodźcie już swoje, to będzie porządnie.”*

*„Mamo”* – odparł zirytowany – *„daj spokój! To moja rodzina, ja decyduję.”*

Udawałam, iż nic nie słyszałam. Ale serce mi się ścięło. Tamte sławy wbiły się głęboko.

A potem urodził się nasz syn – Kacper. Łudząco podobny do Tomka. Te same oczy, nos, choćby dołek w policzku. Wtedy teściowa rozkwitła. Całe dnie kręciła się wokół wnuka. A Kinga? Dla niej ciągle była niewidzialna. *„Nie dotykaj”*, *„nie podchodź”*, *„odsuń się od brata”*. Pewnego dnia tak mocno odepchnęła Kingę, iż ta się przewróciła. Wtedy straciłam cierpliwość.

*„Dość!”* – krzyknęłam. *„Ona nie jest workiem, śmieciem ani pomyłką! To moja córka, i musicie się z nią liczyć!”*

Wymieniłyśmy wtedy mnóstwo gorzkich słów. Ale po tamtej awanturze teściowa trochę się uciszyła. Kingę już tak nie atakowała. Ale miłości – to się nie doczekałyśmy.

A niedawno zdarzyło się coś jeszcze. Tomek miał wolne, wylegiwał się na kanapie. Zadzwonili ze szkoły: Kinga na wuefie zwichnęła nogę, zawieźli ją do szpitala. Podbiegłam do niego:

*„Jedziemy! Kinga jest w szpitalu!”*

A on tylko machnął ręką:

*„To nie moje dziecko. Po co mam marnować wolny dzień? Niech poleży, przejdzie jej.”*

Zrobiło mi się tak zimno. Tak obrzydliwie. Spakowałam Kacpra, wyszłam z domu i pobiegłam do sąsiada, który dorabiał jako taksówkarz. Zawiózł nas do szpitala. Na szczęście tylko zwichnięcie, nie złamanie. Opatrzyli, można wracać.

Ale nie do ich domu. Zadzwoniłam do lokatorów, żeby zwolnili moje mieszkanie. Za tydzień się wprowadzamy.

Wieczorem Tomek zadzwonił:

*„Gdzie jesteś z synem? Co się stało?”*

Odpowiedziałam spokojnie:

*„Nie wracamy już do was. Mam dwoje dzieci. jeżeli nauczysz się kochać je oboje – przyjdź. Ale tylko do MNIE.”*

Milczał. I się rozłączył.

Nie wiem, co postanowi. Ale ja już wiem jedno: lepiej być sama, niż żyć z kimś, kto nie widzi w mojej córce człowieka.

Idź do oryginalnego materiału