Pies był już prawie obojętny, szykował się do odejścia z tego okrutnego świata…

2 dni temu

Prawie już nie liczyła się dla niej nic zamierzała opuścić ten okrutny świat

Agnieszka Nowak od wielu lat mieszkała w małym domku na skraju wsi Jankowice. Gdy ktoś twierdził, iż jest samotna, wybuchała śmiechem. Czy ja naprawdę sama? odpowiadała z uśmiechem. Nie, proszę, mam wielką rodzinę!

Wiejskie kobiety kiwają głowami, ale gdy odwróciła się, wymieniały spojrzenia i muskowały czoło palcem. Jaką rodzinę? pomyślały nie ma męża, nie ma dzieci, tylko zwierzęta A właśnie te czteronożne i pierzaste uważała za najbliższych. Nie przejmowała się tym, co mówią ludzie, iż zwierzęta trzyma się wyłącznie dla pożytku: krowy dla mleka, kury dla jaj, psa dla stróża, kota dla myszy. W domu Agnieszki mieszkało pięć kotów i cztery psy, a wszystkie spały w cieple, nie w stodole, co wywoływało zdziwienie sąsiadów.

Swoje zdumienie wyrażali tylko po cichu, wiedząc, iż z dziwaczną kobietą nie da się dyskutować. Na wszelkie zarzuty jedynie się śmiała: Nie ważne, niech im wystarczy na ulicy, a nam przytulnie w domu.

Pięć lat temu los odbił się w jedną chwilę straciła męża i syna. Wracali z połowu, gdy na drodze przed nimi wystrzelił ciężarowy tir. Po chwili szoku Agnieszka zrozumiała, iż nie może dalej mieszkać w mieszkaniu, które przypominało o utraconych. Nie do zniesienia było przechodzić te same uliczki, wchodzić do znanych sklepów i spotykać się z współczującymi spojrzeniami.

Po pół roku sprzedała dom i wraz z kotem Duszą przeprowadziła się do Jankowic, kupując małe chatki na skraju pola. Lato spędzała przy ogródku, zimą pracowała w stołówce w ośrodku socjalnym. Z czasem do jej rodziny dołączyły kolejne zwierzęta: jedni prosili o datki przy dworcu, inni włóczyli się przy stołówce w poszukiwaniu jedzenia. Tak zebrali się mieszkańcy tej małej społeczności, kiedyś samotni, dziś pod opieką ciepłego serca Agnieszki, które leczyło ich stare rany, a one odwdzięczały się lojalnością i miłością.

Karmiła ich wszystkich, choć nie zawsze było to łatwe. Wiedząc, iż nie da się wziąć pod swój dach niekończącej się liczby zwierząt, wielokrotnie obiecywała sobie: nie przyjmuję już nikogo ale pewnego marca zima przybrała surowy charakter: kolczisty śnieg zakrył drogi, a nocą wiało lodowatym wiatrem.

Tamtego wieczoru Agnieszka pędziła na ostatni autobus do swojej wsi. Przed zmianą odwiedziła sklep, kupiła żywność dla siebie i zwierząt oraz wzięła pożywienie z stołówki. Ciężkie torby ciągnęły ręce, a ona szła, myśląc tylko o cieple domowym. ale serce, jak w baśni, było czujniejsze niż oczy: kilka kroków przed przystankiem zatrzymała się i odwróciła.

Pod ławką leżał pies. Patrzył prosto na Agnieszkę, ale wzrok miał przygasły, szklany. Jego ciało pokryte było śniegiem widocznie leżał tam już niejedną godzinę. Przechodnie mijali go w szalikach, nikt się nie zatrzymał. Czy naprawdę nikt tego nie zauważył? przemyślała.

Wewnątrz niej coś się skurczyło. Zapomniała o autobusie i własnych postanowieniach, podbiegła, rzuciła torby i wyciągnęła rękę. Pies zamrugał powoli. Dzięki Bogu, żywy! westchnęła z ulgą. Dobra, kochana, wstawaj

Zwierzę nie ruszało się, ale nie opierało się, gdy zaczęła ostrożnie wyciągać je spod ławki. Wydawało się, iż już mu było wszystko jedno był gotów odejść z tego okrutnego świata

Agnieszka nie potrafiła później przypomnieć sobie, jak zdołała nieść dwa ciężkie worki i jednocześnie trzymać psa w ramionach. Po wejściu do przystanku usiadła w dalekim kącie i energicznie ocierała i grzała drżące ciało znaleziska, przytulając kolejno jego zmarznięte łapki.

No co, kochana, już się podgrzewamy, musimy jeszcze do domu dojść mruczała do siebie. Zostaniesz naszą piątą psinką, żeby liczba była równa.

Z torby wyciągnęła kotlet i podała zmarzniętej gościnnie. Na początku odwróciła się obojętnie, ale po kilku chwilach, gdy trochę się ogrzała, zmieniła zdanie: wzrok ożył, nozdrza drgnęły i jedzenie zostało przyjęte.

Po godzinie kobieta już stała z Milą tak nazwała psa przy drodze, machając ręką, by zatrzymać samochód, bo autobus dawno odjechał. Z pasa zrobiła prowizoryczny obrożę z smyczy, chociaż nie była to konieczność: pies szedł przy jej stopach, przyciskając się do nóg. Po kilku minutach zatrzymał się pojazd.

Dziękuję bardzo! zaczęła Agnieszka. Nie martwcie się, wezmę psa na kolana, nic nie pobrudzi. Nie mam nic przeciwko, odparł kierowca. Niech usiądzie, nie jest mały.

Mila, drżąc, przytuliła się do właścicielki i razem cudownie usiedli na jej kolanach. Tak przyjemniej uśmiechnęła się Agnieszka.

Kierowca skinął głową i podkręcił ogrzewanie. Jedźcie w ciszy: kobieta, patrząc zamyślona na płatki śniegu w świetle reflektorów, tuliła nową podopieczną, a mężczyzna co chwilę rzucał spogląd na zmęczony, ale spokojny profil pasażerki. Domyślił się, iż pies została znaleziona i teraz zostaje odprowadzona do domu.

przy domu kierowca wysiadł, pomógł nieść torby. Ropa przy furtce była tak wysoka, iż mężczyzna musiał popchnąć ją ramieniem. Zardzewiałe zawiasy nie wytrzymały furtka przewróciła się na bok. Nic się nie stało westchnęła Agnieszka. Długo trzeba było to naprawić.

Z domu rozległ się wesoły szczek i miauk, a właścicielka pospieszyła do drzwi. Na podwórze wylała całą swoją różnokolorową kompanię. No więc, czekaliście na mnie? Oto nowa przedstawiła Milę, wyłaniającą się zza jej nóg.

Psy machały ogonami, wąchały torby, które trzymał mężczyzna. Co my tu robimy w mrozie? pomyślała Agnieszka. Wejdźcie do domu, jeżeli nie boicie się takiej wielkiej rodziny. Może herbata? Dziękuję, ale już późno odmówił gość. Nakarmcie swoje, one już tęsknią.

Następnego dnia, w okolicach południa, Agnieszka usłyszała pukanie w podwórzu. Założywszy kurtkę, wyszła i zobaczyła wczorajszego kierowcę. Naprawiał już nowe zawiasy przy furtce, obok leżały narzędzia. Dzień dobry! uśmiechnął się. Wiem, iż uszkodziłem furtkę, więc przyszedłem naprawić. Nazywam się Władysław, a pani? Agnieszka

Jej ogoniasta rodzina otoczyła gościa, węszyła i machała ogonami. Mężczyzna usiadł, by pogłaskać ich. Ola, wejdź do domu, nie marznij. Zaraz skończę i chętnie wypiję herbatę. Przy okazji mam ciasto w samochodzie i trochę smakołyków dla waszej wielkiej rodziny.

Idź do oryginalnego materiału