Ośmiornice na śniadanie :P

tenuieum2.blogspot.com 1 tydzień temu
na szczęście z parówek. Grillowanych w airfrajerze.


Nie, chyba nie polecam. Za to absolutnie polecam mrożone winogrona i uprzedzam: trzeba kontrolować ilość zjadanych jagódek, bo można się zaziębić jak nic.



Winogron z zamrażarki schładza lepiej niż lody, nawadnia i nacukrza. Daje kopa w upale.


A upał dziś straszny, choćby kosy śnięte siedzą na gałęziach.



Winniczki śpią.


Pachną lipy, powoje, powojniki.




Sójki się trochę tłuką, ale im też się nie chce.



Łabędzie pokładły się pokotem pod mostem.




I oświadczyły, iż do wieczora się nie ruszą.


Tymczasem Straszny De nie pojawił się na parafii i pogłoski krążą, iż jest chory. Hm, według jego kryteriów wierzący, zdaje się, nie chorują? :P Swoją drogą, kościół bez niego wypiękniał i stał się duuużo mniej stresujący. :P I tylko bym chciała, żeby nikt nigdy o mnie nie mówił, iż beze mnie Kościół wypiękniał.

Tak apropos żniwa i robotników. I ilości, i jakości.

BTW. Zauważam zjawisko, które nazwałam sobie roboczo "syndromem kukułczego pisklęcia". Kukułki są znane z podrzucania jajek do cudzych gniazd i z tego, iż własnych gniazd nie budują, to wiedzą (prawie) wszyscy - chociaż ostatnio zwątpiłam w istnienie rzeczy, które wiedzą wszyscy, przy okazji tłumaczenia pewnej pani, iż to, co stuka w drzewo, nazywa się dzięcioł. :P Do kukułek wracając - nie wszyscy wiedzą, co dalej dzieje się z podrzuconym jajkiem. Ano, leży sobie w cudzym gniazdku pomiędzy własnymi jajkami, jest wysiadywane, potem wylęgają się dzieci, wylęga się i kukułczy pisklak, zwykle większy niż reszta, i ten pisklak po kolei wyrzuca z gniazda własne dzieci wychowujących go ptaków, aż zostaje sam. Bo on jest jedynie dobry i tylko jego warto karmić, reszta nadaje się tylko do wyrzucenia.

Zaczyna brzmieć znajomo?

Czasem jedna gnida dworska robi taki porządek w swojej instytucji - w pracy, na parafii, w szkole, na uczelni, łerewer. W szkole to świetnie widać - przyszło pisklę kukułcze, mamy na roku trzech-czterech. Gnida skończyła i od razu na roku jest dziesięciu. Tia, na pewno gorszych, bo nie miał ich przecież kto wywalić. :P

Obyśmy pamiętali, iż jesteśmy na tym wielkim Pańskim żniwie zwykłymi robotnikami, takimi śmierdzącymi od potu i z brudnymi, podrapanymi łapskami. I nie zabawiali się w lepsze od innych i jedynie godne życia kukułcze pisklęta, od których jedni uciekają, a innych zabijamy. Bo przecież byli grzesznikami. Na których jakoś nie chciała zawalić się sama żadna wieża w Siloe, więc trzeba było trochę wieżą potrząsnąć... tylko troszkę i dla ich dobra. Przecież.


A z mamą dalej mi ciężko, teraz komentuje mój niewydarzony owocowo-kremowy deser, którego "mam już nigdy nie robić". I czuję się do d*, bo ten raz mi nie wyszedł. Nieważne, iż wcześniej setki razy mi wychodził, ważne, iż teraz klapł i nie nadaje się do niczego, i ten jeden raz rzutuje na wszystko. Bo przecież mama nie pamięta tych setek razy wcześniej, nigdy nie jadła dotąd takiego deseru. A ten jest niedobry.

Ano.

1255.

Idź do oryginalnego materiału