Głaskając zapytałem, jak się wabi? Starsza pani odpowiedziała: Kama. Zrobiło mi się jej strasznie żal, to przykre, iż ludzie źle traktują zwierzęta, które im bezgranicznie ufają. Nie każde ma takie szczęście, jak Kama, w jej przypadku ktoś dostrzegł jej cierpienie i zgłosił, gdzie trzeba, niestety nie zawsze tak jest.
Starsza pani zaprowadziła mnie do pokoju, w którym spędzę najbliższy tydzień, ucieszył mnie fakt, iż będę miał łazienkę tylko dla siebie, co prawda niewielką wchodzącą w metraż pokoju, ale fajnie mieć coś takiego na swoją wyłączność. Wcześniej gdziekolwiek nie byłem, z łazienką był problem, zawsze ktoś zdążył przede mną do niej wejść i siedzieć tam, co najmniej dwadzieścia minut, a mnie trafiał szlag, iż nie mogę się tak po prostu wysikać. Teraz nie będzie z tym problemu, co prawda druga połowa czerwca, to jeszcze nie sezon, ale wielu ludzi w tym okresie wybiera się nad morze właśnie z tego powodu. W willi pani Adamskiej, bo takie nazwisko nosiła, ta starsza pani, było już kilka osób, niektóre z tego co zdążyłem usłyszeć mówiły po angielsku. Dom był dwupiętrowy, dla gości był parter i pierwsze piętro, na drugim mieszkała pani Adamska. Musiała w ten dom dużo zainwestować, ale najwyraźniej się opłaciło, gdyż na klientów nie mogła narzekać, prawdopodobnie w okresie jest ich jeszcze więcej.
Rozpakowałem plecak, ciuchy włożyłem do szafy, żarcie, które zostało z podróży do lodówki. Potem szybki, odświeżający prysznic i czułem się jak nowonarodzony, miałem ochotę gdzieś pójść, Sopot Kamienny Potok wydawał się ciekawym miejscem, szczególnie dla takiego kogoś jak ja. Byłem świeżo upieczonym reżyserem, po łódzkiej filmówce i szukałem jakiegoś pomysłu, co prawda nie miałem, żadnych szans na zrealizowanie choćby niskobudżetowego filmu, ale jakiś interesujący scenariusz chodził mi po głowie, takie tam ambicje młodego człowieka, który pozostało pełen wiary w siebie.
Kiedy wyszedłem na plażę zobaczyłem słynny klif z Gdyni Orłowo, był niedaleko, może jakiś kilometr ode mnie, gwałtownie tam dotarłem, było trochę ludzi w większości w starszym wieku, bardzo zadowolonych z tego, iż człapią boso po mokrym piasku. Ja miałem na sobie adidasy i jakoś nie miałem ochoty ich ściągać, było dość chłodno, a poza tym nie czułem tej przyjemności, co reszta, być może coś takiego pojawi się z wiekiem. Niedaleko było molo i w pierwszej chwili chciałem tam iść, czując się trochę dziwnie, wśród tych bosych ludzi, chociaż to raczej ze mną było coś nie tak. W pewnej chwili przypomniałem sobie, iż gdzieś niedaleko tego klifu był słynny lokal: „U Maxima”, no i postanowiłem wejść na górę i poszukać tego słynnego miejsca, gdzie spotykali się prominenci dawnego systemu.
Nie było większego problemu ze znalezieniem tego komunistycznego night clubu, a raczej tego co z niego zostało. Zapytałem pierwszego, napotkanego człowieka, a on wskazał palcem, pokazując budynek w bardzo opłakanym stanie. Trudno było uwierzyć, iż za czasów świetności, odwiedzali ten lokal tacy ludzie jak: Polański, Wajda i wiele innych sław tamtych czasów. Płaciło się w dewizach, a jeden drink kosztował tyle, co przeciętna wypłata Kowalskiego. Niestety, czasy się zmieniły, komuny już dawno nie ma, a pozostałości po niej właśnie tak wyglądają, z jednej strony dobrze, z drugiej chciało by się wejść do lokalu z minionej epoki, okrytego złą sławą, który kojarzy mi się z piosenką: „Tańcz głupia tańcz”. prawdopodobnie tych głupich w latach świetności było wiele. prawdopodobnie byłby to dobry temat na scenariusz, tylko musiałbym trochę pochodzić, popytać ludzi, bliżej poznać temat, może są tu ludzie, którzy znają pewne historie związane z tym lokalem?
Jeżeli chodziło o pomysł na scenariusz, to chodziło mi po głowie coś niezwykłego, jakaś niecodzienna historia, może trochę kryminalna albo coś jeszcze innego, nie miałem na razie pomysłu. Robiąc kilka kroków do przodu, zauważyłem biały domek, a na nim tablicę, podszedłem bliżej i przeczytałem: Domek Żeromskiego, wszedłem do środka, mieściła się tam kawiarnia, całkiem przyjemny wystrój, postanowiłem zatrzymać się tu i napić kawy. Z tego co pisało na tablicy, swojego czasu pomieszkiwał tu Stefan Żeromski, trochę zrobiło mi się głupio, iż słabo znam jego twórczość, „Przedwiośnie”, „Ludzie bezdomni” tyle co w szkole. Nie miałem problemu z przeczytaniem tych lektur, wtedy podobały mi się, ale później gwałtownie o nim zapomniałem. Bardziej pociągali mnie inni pisarze, Dostojewski, Bułhakow, Marquez, ale zdecydowanie od książek wolałem film. Zamierzałem coś z tym zrobić, tylko na razie brakowało mi pomysłu. Coś z Żeromskiego nie wchodziło w grę, ale, mała czarna w jego domku jak najbardziej wskazana.
Starszy pan w białej koszuli i czarnej kamizelce, przyniósł mi kawę i zapytał czy jeszcze czegoś sobie życzę? Podziękowałem, po czym stwierdziłem, iż bardzo mi się tu podoba. Uśmiechnął się, mówiąc:
- Cieszy mnie to bardzo, o ile interesowałoby to pana, to dość często realizowane są tu różne imprezy kulturalne.
- Domyślam się, w domu pisarza, jak najbardziej takie imprezy powinny się odbywać. Niestety nie wiem czy na jakąś się załapię, będę tu tylko tydzień – odpowiedziałem, niespecjalnie mając ochotę, na jakieś wieczorki poetyckie, czy kameralne koncerty poezji śpiewanej.
- No tak, akurat w tym tygodniu nic się nie będzie działo.
- Pan jest właścicielem?
- Nie, to placówka muzealna kulturalna, zarządza nim Towarzystwo Miłośników Orłowa. Ja pracuję tutaj z nudów. Dziesięć lat jestem na emeryturze, długie lata pracowałem jako kelner albo barman i po paru latach bimbania zaczęło mi brakować kontaktu z ludźmi, żona już dawno zmarła, a córka od dwudziestu lat mieszka w Anglii.
- A gdzie pan wcześniej pracował? – zapytałem tak od niechcenia.
- A różnie, ale dziesięć lat, tutaj niedaleko u słynnego Maxima.
No i tego mi było trzeba, nareszcie ktoś kto może mi opowiedzieć o tamtych czasach.
- O!? niesamowite, byłem tam przed momentem, to już rudera, szkoda, iż legenda PRL -u tak się stoczyła.
- Ano szkoda. Co to były za czasy, niby komuna, a żyć nie umierać.
- Wie pan, chętnie bym posłuchał czegoś na ten temat, jestem…
Nie dokończyłem zdania, w tym momencie przyszło sporo osób, chyba dwie zaprzyjaźnione rodziny z dziećmi. Starszy pan przeprosił mnie i podszedł do klientów.
Niestety nie udało mi się już z nim pogadać, pojawili się następni klienci i starszy pan miał sporo pracy. Podszedłem do baru by zapłacić za kawę, mówiąc, iż jeszcze się tu pojawię. Kiwnął głową z uśmiechem, a ja wyszedłem z nadzieją, iż dowiem się czegoś ciekawego.
Statystyki: autor: Krokus — 24 kwie 2025, 15:28