Pamiętam, jak prawie zgodziła się sprzedać wszystko. A jednak zza drzwi dobiegło prawdziwe słowo
Jak to sprzedać?! wykrzyknęła z rozpaczy Zofia Andrzejewska, patrząc na syna. A gdzie ja będę mieszkać? W klatce schodowej? Na dworcu? Czy zamierzasz mnie wstawić w dom dla osób starszych?
Mamo, po co znowu zaczynasz westchnął Kacper.
Czy chcesz mi podać karton po pralce? podniosła głos, już podniesiona. Czyżbyś stracił rozum, Kacprze?!
Nie krzycz. Po prostu proponuję przedyskutować możliwości
Co tu przedyskutować?! Dom to nie rzecz, którą można sprzedać w potrzebie! gwałtownie podskoczyła od stołu. Tu się urodziłam, ty tu dorosłeś. A ty postanowiłeś wystawić go na sprzedaż!
W tym momencie do chaty bez pukania weszła sąsiadka, Lidia Wysocka.
Zosiu! Co ty tu siedzisz, jakbyś była wkopana? Sama mówiłaś, iż w tym roku zasadzisz wszystkie grządki. Bo zeszłej zimy ledwo nie zmarłaś! Gdzie twoje plany ogrodnicze?
Lidio, starałam się, szczerze spuściła wzrok Zofia. Sadzonki dopiero iż wyrosły, a ręka nie chce ich zniszczyć
Nic nie niszcz! Jeszcze miesiąc temu dałam ci numer Iwiego, rolnika z Łomianek! Przeorałby całą twoją pole i doprowadziłby do zbiorów! Posadziłabyś coś pożytecznego, a nie rozkoszowałaś się różami w swoich latach
Kacper mówił, iż może latem przyjedzie z przyjaciółmi. Szaszły, ognisko. A ja mam bezę, róże
To właśnie twoje róże! drwiła Lidia. W ciągu ostatnich pięciu lat twój syn przyjeżdżał trzykrotnie. I to z piwem, nie z grillem.
On pracuje. Ma wiele spraw
A pamiętasz zimę, kiedy zamieciło? Brak produktów, brak leków! Dobrze, iż wpadłam. A twój pracowity syn gdzie był? Nie da się choćby dodzwonić!
Zawsze przyjeżdża, gdy wołam
Zosiu, jesteś jak dziewczyna: wierzysz i czekasz. A czas płynie. Musisz myśleć głową, nie sercem. Grządki przydadzą ci się bardziej niż krzewy róż!
Może naprawdę założę grządki. Tam, gdzie już bocian zagnieździł
Tak, dobrze. Co słychać od córki?
Wszystko jak zwykle. Kacper od czasu do czasu pisze urodziny, Nowy Rok To wszystko.
Coraz rzadziej Kacper przychodzi, coraz mniej trosk. Nie chcę cię straszyć, ale dalej będzie tylko ciszej
Zofia Andrzejewska mieszkała w wsi Berzowo, niedaleko Wolina. Dzieci zostawiła samą dwadzieścia lat temu mąż zginął na drodze. Najstarszą córkę, Grażynę, urodziła pierwsza. Była rozważna, już w młodości potrafiła prać i gotować. Kacper przyszedł później, gdy matce było już ponad czterdzieści. Stał się jej pociechą. Między nimi piętnaście lat różnicy. Różne czasy, różne wychowanie.
Grażyna wyjechała najpierw.
Mamo, chcę wyjechać.
Za kogo? Za tego Romana z wsi? Nie pozwolę! Nie ma wykształcenia, nie ma wyrobu, nie ma kultury!
To moje życie, mamo. Mam już osiemnaście lat.
Widziałeś jego brzuch? Nie znajdziesz w nim duszy wszystko zatłuszczone!
Nie o wygląd chodzi, jest dobry, rozumny. W mieście dostał pracę.
I jedziesz z nim? A ja zostanę sama?
Będę się uczyć. I żyć.
Zofia płakała, błagała. ale Grażyna, spakowała walizkę i wyskoczyła przez okno, znikając. Żadnych listów, żadnych telefonów. Tylko rzadkie plotki przez znajomych.
Kacper długo mieszkał z matką. Założył przydomowy ogródek: altankę, huśtawkę, grill, trawnik, kwiaty. Żadnych grządek, żadnych ziemniaków.
Mamo, po co ci grządki? W Berzowie pojawił się sklep! Wszystko jest i ziemniaki, i cukinie, i zielenina. Po co ci schylać się po plecach?
U nas przyjęto, iż trzeba mieć własne
To było kiedyś! Teraz XXI wiek!
Zofia zgodziła się. Żyła skromnie, ale przytulnie. Kacper przynosił jedzenie, leki, woził do lekarzy. Potem poznał dziewczynę Mariannę. Wziął ją za żonę. Zofia przyjęła ją, ale nie dogadywały się charakterystycznie. Nie kryła niechęci do wiejskiego życia i zwłaszcza do teściowej.
Podczas kolejnej wizyty Kacper, jak zwykle, przytulił matkę, położył produkty, usiadł przy stole.
Mamo, chcę pogadać. Mam pomysł Bardzo opłacalny.
Znowu o biznesie?
Mamo, w Berzowie ziemia się rozchodzi! Chcą budować osiedle domków jednorodzinnych. Infrastruktura, wszystko jak trzeba. Gdyby sprzedać twój dom z działką, można kupić ładne kawalerki w Wolinie. A zostanie mi kapitał na start.
Poczekaj A ja? Gdzie będę mieszkać?
Mamo, nie zaczynaj. Można pomyśleć o domu opieki albo wynająć mieszkanie. Nie na ulicy!
Mnie w mieszkanie?! W podwórzu, gdzie każda jagoda jest rodzinna?! Co ty, serio?! To jest nasz rodzinny dom!
Mamo, to po prostu dom. Stary, niewygodny. Dopóki cena się trzyma trzeba sprzedać.
Nigdy! Zaciśnęła pięść. Dopóki żyję, dom pozostanie. I w testamencie cię nie wpiszę!
Kacper gwałtownie się odwrócił, chwycił klucze i wyszedł, nie żegnając się.
Zofia wyszła na podwórze. Na rabacie rosło krzew róż w półkwiecie. W jednej ręce trzymała łopatę, w drugiej topór. Postanowiła przekopać rabat pod ogród, ale nie ruszyła się z miejsca.
przez cały czas nie możesz? rozległo się zza płotu Lidia.
Brak sił. Nie w rękach, nie w duszy.
Już za późno! Sezon zmarnowany. A twój Kacper może już nie wrócić.
Co radzisz?
Pomyśl trzeźwo. Zrób wszystko prawnie dostaniesz kawalerkę w Wolinie. Blisko przychodnia, sklep, ciepło, sąsiedzi. Cywilizacja.
Zofia nie spała całą noc, rozmyślając. Rankiem wsiadła do autobusu i pojechała do Wolina, do Kacpra. Postanowiła ustąpić, porozmawiać spokojnie.
Weszła na trzecie piętro. Zatrzymała się przed drzwiami.
Z wnętrza rozległ się głos:
Wira, ona naprawdę nie chce sprzedawać! Uparta jak traktor!
Wtedy idź załaduj! Co mi ma robić biznes?! Stoimy na krawędzi, a ty się obijasz! Niech umrze w swoim Berzowie!
Zofia zadrżała. Potem, gniewna, zapukała mocno.
Mamo?! otworzył Kacper.
Dziękuję ci, synu, iż już mnie pogrzebałeś! jej głos drżał. Przyszłam, żeby pogadać, pogodzić się. A teraz wiedz: nie sprzedam! Nigdy! Lepiej zasieję w ziemi, niż oddam pod twój biznes!
Mamo
Znikaj stąd ze swoją zjawią! krzyknęła. Niech ich rodzice sprzedają mieszkania! A mój dom nie dotykaj!
Zofia odwróciła się i odeszła. Noc spędziła na dworcu. Rankiem wróciła do domu. Trzy dni leżała, potem wzięła topór, ale nie zdołała podejść do krzewu.
Rano w ogródku ktoś zapukał.
Kto tam?
Mamo, to ja. Grażyna.
Grażynko?! zamarła Zofia. Moja córeczka
Mamo, jak się masz?
Jakby głos się załamał.
Kacper dzwonił. Mówi, iż zwariowałaś, nie chcesz domu sprzedać. A ja mu mówię: idź sobie. Myślał, iż już wszystko wiesz A ja zrozumiałam czas wrócić.
Córko ale my
Kiedy to było? Ja mam troje dzieci. Teraz naprawdę cię rozumiem!
Dzieci?
Dwie córki i syn. A Roma już szczupły, sportowiec, pracuje w IT.
A ty?..
Przyjedziemy w weekend. Przyniosę ci jedzenie i wszystko, co potrzebne. Już nie jesteśmy daleko, mamo.
A grządki?
Nie potrzebujesz już grządek. Teraz masz wnuki.
Zofia zapłakała i objęła córkę.

20 godzin temu