od razu po pracy. Bo idzie zima i trzeba na potęgę sprzątać. A tu jak wychodzę z pracy, już jest ciemnawo.

Potem było już tylko ciemniej.

W ogrodowej ciemności błyszczały ostatnie marcinki

nagietki

rudbekie

i chryzantemki, które zresztą posadziłam w ramach czelendża.



A w ogrodzie coraz puściej i ciut mniejszy bałagan.


Kiedy wracałam, było już tak:

A na wieży obserwatorium spał smacznie Sebastian.

Na gzymsie nad zgięciem rynny taka szara kulka. Z Sebastianem jest ten kłopot, iż zasiada tam jak jest już ciemno i dobrego zdjęcia za Chiny nie zrobisz.

O Chinach mówiąc - zepsuła mi się kamerka w fotokarmniku i bodaj jest nie do uratowania. Kosztowała śmiesznie mało i to chyba był błąd. No nic, zastanowię się, co z tym zrobię.

Dzisiejsza kartka z kalendarza:



Po pierwsze, to Mojżesz podobno znaczy "wydobyty z wody". Tadaaaaam. Każdy chrześcijanin jest wydobyty z wody, ergo: każdy ochrzczony jest Mojżeszem.
Po drugie. Bóg słyszy jęk cierpiących i Jest wierny. Na Swoich warunkach, na Swój nieludzki sposób (ilu chłopców jeszcze zdążyli wymordować?) i w Swoim czasie. Tu reakcją Boga jest krzew ognisty (dyptam? :). A jeżeli nie dyptam, to Miriam, nosząca Pana i nie ulegająca spaleniu. Ergo: reakcją Boga na ludzkie cierpienie jest obietnica mesjańska.
Po trzecie. Imię Boga. Pada właśnie w sytuacji cierpienia, kiedy wszystko w człowieku krzyczy, iż Boga nie ma, bo gdyby był, zrobiłby coś. A Bóg, proszsz, oświadcza z całą mocą: Jestem.
No i dlatego właśnie chrześcijanie czekają na Mesjasza. Aż Przyjdzie.







