Obce Wiejskie Domostwo: Urok i Tajemnica Zagranicznego Dworku

4 godzin temu

Rok temu Kowalscy kupili dom letniskowy. Po przekroczeniu pięćdziesiątki, Piotr poczuł silną potrzebę posiadania drugiego domu. Wspomnienia z dzieciństwa na wsi przywiodły mu na myśl rodzinny dom i ogrodnictwo.

Mały domek, choć skromny, był dobrze utrzymany. Piotr przemalował drewnianą chatę, naprawił ogrodzenie i wymienił furtkę.

Ziemi starczyło na kartofle i trochę warzyw, ale sad pozostawiał wiele do życzenia kilka drzew i żadnych krzewów, poza malinami w jednym rogu.

„Nie martw się, kochanie, z czasem się wyposażymy” powiedział Piotr, zabierając się do pracy.

Ewa krzątała się między grządkami, aprobując plany męża.

Z jednej strony sąsiedzi byli mili, choć rzadko ich odwiedzali, dbali o swoją działkę. Ale po drugiej stronie panował kompletny chaos. Płot się przechylał, a wszystko zarastało wysoką trawą.

Ta trawa była prawdziwą zmorą Kowalskich przez całe lato.

„Piotr, to nie do zniesienia, ta trawa zarasta nasz ogród, wygląda na to, iż niedługo przejmie całą działkę.”

Piotr chwytał wtedy motykę i z zapałem walczył z chwastami. Ale one wydawały się niewyczerpane i wciąż wracały.

„Ewa, spójrz tylko, ich grusze będą w tym roku dobre” mówił Piotr, patrząc na zarośnięty ogród sąsiadów.

„A ta morela to prawdziwy skarb” odparła Ewa, wskazując drzewo obiecujące obfite zbiory. Niektóre gałęzie sięgały choćby ich działki.

„Chciałbym choć raz zobaczyć tych właścicieli” westchnął Piotr z żalem. „Może chociaż po zbior przyjadą.”

Wiosną Piotr nie mógł się powstrzymać i podlał drzewa sąsiadów wężem szkoda było patrzeć, jak cierpią z powodu upałów.

Ale teraz ta uporczywa trawa nie dawała im spokoju.

„Mogli chociaż raz w lecie skosić tę trawę” narzekała Ewa.

Kiedy następnym razem przyjechali, Kowalscy byli zachwyceni morelami. W tej okolicy nikogo to nie dziwiło, wielu je uprawiało, ale na opuszczonej działce

„Nie, skoszę tę trawę” oznajmił Piotr. „Nie mogę patrzeć, jak to miejsce dusi się w chwastach.”

„Patrz, Piotr” powiedziała Ewa, wskazując gałęzie uginające się pod ciężarem moreli zwisających nad ich ogrodem.

Piotr przyniósł małą drabinkę. „Zbierzmy chociaż te, zanim zgniją, nikt się tu nie pojawia.”

„To jednak cudze” zauważyła Ewa ostrożnie.

„I tak by się zmarnowały” odparł i zaczął zbierać najdojrzalsze owoce.

„To może pójdźmy nazbierać malin dla wnuków” zaproponowała Ewa. „Skosiłeś trawę, to uczciwa wymiana za pracę.”

„Wygląda na to, iż moglibyśmy zebrać wszystko, nikt się tym miejscem nie zajmuje, przylega do naszej działki jak sierota, nikogo to nie obchodzi.”

W pracy, podczas przerwy, Piotr dołączył do rozmowy kolegów. Kierowcy rozmawiali w kółku, dzieląc się życiowymi doświadczeniami.

„Ktoś mi się wkrada do ogrodu, gdy tylko się odwrócę, już dwa razy otrząsali moje drzewa” narzekał Zbigniew Nowak, który szykował się do emerytury.

Słysząc to, Piotr poczuł, jak pot występuje mu na czole. Przypomniał sobie, jak niedawno zbierał morele z żoną, a gruszki też zapowiadały się obficie.

„Gdzie masz tę działkę?” odważył się zapytać Piotr, obawiając się odpowiedzi.

„Tam, w ogrodach działkowych koło Łodzi.”

„Ach” westchnął Piotr. „Nasza jest wyżej.”

„U was zawsze wszystko dojrzewa trochę wcześniej” przyznał Zbigniew. „U nas później, ale i tak przychodzą i kradną, choćby wykopali kilka ziemniaków, aż mam ochotę zastawić pułapkę.”

„Zastawić pułapkę? To może cię wpakować w kłopoty” powiedział jeden z mężczyzn. „Skończysz w więzieniu.”

„A kradzież jest dozwolona?” oburzył się Zbigniew.

Wracając do domu, Piotra ogarnęły wspomnienia tamtego dnia, gdy zbierali u sąsiadów. choćby jeżeli to nie była działka kolegi, gryzły go wyrzuty sumienia.

W dzieciństwie było inaczej. Zdarzało mu się biegać po cudzych ogrodach, ale tylko dla zabawy, dwa czy trzy razy.

Tu chodziło o sąsiadów, których część zbioru moreli zebrali. A teraz patrzyli łakomie na gruszki.

Oczywiście, Piotr posadził młode drzewka, które z czasem urosną. Ale ta morela sąsiadów szkoda było ją zostawić.

„Nikt nie przyjedzie” próbowała go uspokoić Ewa. „Skoro nie było ich cały rok, to i teraz się nie pojawią.”

„Ale czuję się jak złodziej” dręczył się Piotr.

„Chcesz, żebym wyrzuciła morele?” spytała żona. „Właściwie to już połowę dałam dzieciom” dodała, tłumacząc się.

„Zostaw, już za późno.”

Tak Kowalscy spędzili lato, pielęgnując sąsiednią działkę, walcząc z chwastami. Obserwowali gruszki, mając nadzieję, iż pojawią się prawdziwi właściciele.

Ale gdy owoce w końcu spadły, Ewa zebrała kilka do fartucha.

Jesienią, po uporządkowaniu swojej działki, spojrzeli po raz ostatni na sąsiednią. Wydawało się, iż choćby płot ma skargę w spojrzeniu, jakby prosił, by wyprostować jego pochylone deski.

Przy furtce leżały śmieci, resztki tymczasowej budowli zgniłe drewno, potłuczone szkło, strzępy tkanin ale choćby wśród tych odpadków kilka późnych kwiatów próbowało się przebić.

Tej zimy, wspominając letnie dni, Piotr poczuł słodką nostalgię za domem letniskowym.

Z nadejściem wiosny, przy pierwszych źdźbłach trawy, Kowalscy pojechali na działkę.

„W tym roku myślisz, iż właściciele wrócą?” spytała Ewa, mówiąc o opuszczonej parceli.

Piotr westchnął z żalem. „Biedny ogród, a te drzewa, co za marnotrawstwo”

Gdy przyszła pora na orkę, Piotr wezwał traktorzystę.

Cały czas nie mógł powstrzymać się od zerkania na sąsiednią działkę. On i Ewa już usunęli wysokie chwasty, żeby nie rozprzestrzeniały się dalej, ale ziemia też potrzebowała wzruszenia

„Słuchaj, stary, a może byś

Idź do oryginalnego materiału