Małżeństwo Kowalskich kupiło działkę pod Krakowem rok temu. Paweł, po pięćdziesiątce, miał silną chęć posiadania kawałka ziemi, szczególnie iż jego dzieciństwo na wsi przypominało mu o rodzinnym domu i ogrodzie.
Działka była zadbana, choć niewielka. Drewniany domek pomalowali, poprawili płot, wymienili furtkę.
Na ziemniaki i warzywa ziemi było pod dostatkiem, ale sad pozostawiał wiele do życzenia: mało drzew, a te stare i żadnych krzewów poza niewielką maliną.
– Nic nie szkodzi, Kaśka, wszystko w swoim czasie – powiedział Paweł i zabrał się do pracy.
Katarzyna krzątała się po grządkach, przytakując mężowi.
Z jednej strony mieli świetnych sąsiadów, choć rzadko bywali, to jednak dbali o działkę. Z drugiej strony rezydowała zaniedbana posesja. Płot przekrzywiony, trawa sięgała kolan.
I to właśnie ta trawa była zmorą Kowalskich przez całe lato.
– Pawle, to niemożliwe, ta trawa zarasta cały nasz ogródek – skarżyła się Katarzyna.
Paweł łapał za motykę i z zapałem ruszał do walki z chwastami. Ale trawa zawsze znajdowała sposób, żeby się przedostać przez płot.
– Kasiu, ale to mają dobre grusze – zauważył Paweł, patrząc na sąsiedzki sad, zarośnięty trawą.
– Spójrz tylko na ich morele – wykrzyknęła Katarzyna, pokazując drzewo, które obiecywało obfitość owoców, a jego gałęzie przechylały się na działkę Kowalskich.
– Chciałbym kiedyś zobaczyć tych właścicieli – westchnął Paweł. – Może chociaż przyjadą na zbiór owoców.
Już wiosną Paweł nie wytrzymał i podlewał sąsiedzkie drzewa, bo szkoda było, żeby uschły.
Teraz jednak trawa nie dawała spokoju.
– Mogliby przynajmniej raz w lecie skosić tę trawę – złościła się Katarzyna.
Kiedy po raz kolejny przyjechali na działkę, Kowalscy zaniemówili, widząc urodzaj moreli. Dla Małopolski to już nie nowość, iż morele rosną, ale na opuszczonej działce…
– Nie wytrzymam, jednym cięciem skoszę im tę trawę – powiedział Paweł. – Nie mogę patrzeć, jak działka dusi się od chwastów.
– Popatrz, Paweł – Katarzyna pokazała na gałązki morelowe zwisające aż do ich ogródka.
Paweł przyniósł drabinkę. – Zbierzmy chociaż te owoce, bo nikt tu się nie pojawił całe lato.
– Oj, ale to cudze – z obawą zauważyła Katarzyna.
– I tak się zmarnują – powiedział, zaczynając zrywać dojrzałe owoce.
– To może i malin wnukom nazbieramy – zapytała żona – skoro skosiłeś tam trawę, to w zamian za pracę.
– Wygląda na to, iż wszystko można zebrać, nikomu nie potrzebna ta działka – wtrącił Paweł.
W pracy Paweł, korzystając z chwili przerwy, rozmawiał z mężczyznami.
– A na moją działkę ktoś złodziej chadza, dwa razy już potrząsał drzewem – powiedział jeden z kolegów, który niedługo miał przejść na emeryturę.
Paweł aż się spocił, przypominając sobie, jak ostatnio z Katarzyną zbierali morele, a zaraz gruszki będą.
– Gdzie masz tę działkę? – zapytał Paweł, drżąc, czekając na odpowiedź.
– Tam na dole, gdzie ogródki przy Strzeleckiej.
– Aaa – westchnął Paweł z ulgą – u nas na górze.
– U was wcześniej dojrzewają owoce – zauważył znajomy. – A u mnie zawsze ktoś podkrada, niedawno kilka krzaków ziemniaków wykopali.
Paweł wrócił do domu niespokojny, ciągle myślał o rozmowie. Choć działka z morelami nie była kolegi, sumienie go gryzło.
Pewnie, kiedyś w dzieciństwie bawiło się w cudzych sadach, ale to było tylko chwilowe.
Teraz, spojrzawszy na sąsiednią działkę i zbierając część plonów, czuł się winny.
– Przecież nikt nie przyjedzie – uspokajała Katarzyna. – jeżeli cały rok się nie pojawili, to już chyba nie przyjadą.
– Czuję się jak złodziej… – martwił się Paweł.
– To może wyrzucę te morele? – zapytała żona. – Chociaż może być trudno, bo dzieciom już połowę oddałam – powiedziała z wymówką.
– Zostaw… już teraz bez sensu.
Latem Kowalscy męczyli się z sąsiednią działką, próbując zapanować nad trawą. Zaglądali w stronę gruszy, czekając na przyjazd właścicieli. Gdy owoce spadły na ziemię, Katarzyna zebrała kilka do fartucha.
Jesienią, po uporządkowaniu swojej działki, spojrzeli na sąsiednią. Wydała się im samotna. Przy bramie leżała sterta śmieci, prawdopodobnie pozostałości po rozebranej szopie. Zgniłe deski, szkło, jakieś szmaty… ale choćby obok śmieci próbowały zakwitać jesienne kwiaty.
__________
Zimą, wspominając letnie dni, Paweł tęsknił za działką.
Wraz z nadejściem wiosny, gdy pojawiła się pierwsza zieleń, pojechali sprawdzić działkę.
– Ciekawe, czy w tym roku przyjadą właściciele? – spytała Katarzyna, mając na myśli opuszczoną działkę.
Paweł westchnął z żalem. – Szkoda ziemi, szkoda drzew…
Gdy nadszedł czas orki pod uprawy, Paweł zadzwonił po ogłoszeniu i wezwał człowieka do pomocy, pokazując co trzeba zrobić.
Cały czas spoglądał na sąsiedni ogród. Wielką trawę z Katarzyną usunęli, by się nie rozrastała, jeszcze byłoby dobrze, żeby zaorać ziemię…
– Słuchaj, może zaoramy też sąsiednią działkę, ja zapłacę – poprosił Paweł.
– Pawle, zwariowałeś? – spytała Katarzyna, zaskoczona. – Przecież to cudza działka.
– Nie mogę patrzeć na to zarośnięte pole…
– I co, tak będziemy dbać o cudzą działkę? – zapytała racjonalnie żona.
– Później trzeba będzie zajrzeć do urzędu, dowiedzieć się, czyja to jest działka – zdecydował Paweł.
_________
W biurze działkowym kobieta, z okularami na nosie, przeglądała spis. – Jak mówiliście adres – Leszczynowa 45?
– Tak, ten adres – odpowiedziała Katarzyna. – Przynajmniej trawę by skosili, ten sad bez opieki marnieje.
– Już po wszystkim – powiedziała kobieta – właściciele się zrzekli, teraz należy do gminy.
– To co, bezpańska teraz? – zapytał Paweł.
– Wynika na to. Właściciele byli starsi, zmarli. Najbliższy krewny, siostrzeniec, złożył rezygnację, nie miał czasu – kobieta spojrzała na Kowalskich – chcecie kupić?
– Co, działkę?
– Tak. Możecie ją wykupić, stosunkowo tanio. Są wszystkie dokumenty.
– No co, Kasiu, bierzemy działkę, skoro wszystko zgodnie z prawem?
– Damy radę?
– Zadbamy, przekażemy dzieciom, niech przywożą wnuki.
____________
– Kłopotów nie było, kupiliśmy świnkę – zaśmiała się Katarzyna, gdy przyjechali na działkę.
– Można powiedzieć, iż działkę adoptowaliśmy, teraz jest nasza – powiedział Paweł.
– No cóż, wywiozę śmieci, przyda się przyczepa, pozbędziemy się chwastów, odnowimy sad, a potem wymienię płot.
__________
Latem Paweł podziwiał korony drzew i kwiaty, które posadziła żona. Ziemia po sąsiedniej działce jakby odetchnęła, łapiąc promienie słoneczne, chłonęła krople deszczu.
– Zobacz, nasza sierotka wypiękniała – cieszył się Paweł.
W weekend przyjechały dzieci: córka Ania, zięć Piotr i wnuki. Starsi Michał i Szymon biegli do auta, a najmłodsza Ania stanęła przy kwietnej rabatce, gdzie sfotografował ją dziadek Paweł.
– Podoba mi się tutaj – powiedział zięć Piotr, rozwijając wąż do podlewania ziemniaków. – Może i agrest zasadzimy?
– To już na przyszły rok – rzekł Paweł. – Tu zostawimy trawniczek dla dzieci do zabawy.
– basen kupię – obiecał Piotr, patrząc na płot. – A co, wymieniamy płot?
– Wymieniamy – zgodził się Paweł – działka jest teraz nasza. Wygląda, jakby sama do nas chciała, teraz promienieje … i malin będzie w tym roku sporo.