O dzieciach obiecanych Wodnikowi

astronomiafinansowa.blogspot.com 1 tydzień temu

W pewnym zamku mieszkał król ze swą małżonką. Życie ich było pełne smutku, ponieważ nie mieli dzieci, a więc i radości na stare lata.

Pewnego razu król wyruszył w podróż morską, a jego okręt, po wielu miesiącach podróży utknął w miejscu.

Naradzano się i robiono co tylko było możliwe. Nic wszakże nie pomagało i w końcu śmierć zaczęła grozić żeglarzom. Wtedy z morza wyłonił się Wodnik i tak rzekł do króla:

Jeśli dasz mi to, co urodziło się w twoim domu, to pomogę ci zepchnąć okręt. Inaczej zginiesz tu marnie.

Król rozmyślał: - jeśli moja piękna klacz urodziła źrebaka, to dam go chętnie, bo cóż innego mogło się urodzić?

I przyrzekł Wodnikowi dać mu to, co urodziło się w domu. Wtedy okręt ruszył z miejsca i żeglarze gwałtownie wrócili do domu, bo dalszej podróży już im się odechciało.

Na spotkanie króla wyszła szczęśliwa żona i stała na przystani trzymając w objęciach dwoje dzieci – dziewczynkę i chłopca, które się tymczasem urodziły.

Rozradował się król wielce, iż został ojcem, jednak euforia trwała krótko, ponieważ zaraz przypomniał sobie o Wodniku i przyrzeczeniu.

Nic nie powiedział atoli żonie, martwił się jakiś czas okrutnie, aż z tego wszystkiego sczerniał i schudł. W końcu wpadł na pomysł ukrycia dzieci, co też wykonał.

Minął czas jakiś i do króla zgłosił się Wodnik.

- Dasz mi już to, co przyrzekłeś?

Król zaproponował źrebię, ale Wodnik nie chciał o tym rozmawiać i żądał tego, co urodziła królowa.

Król kupił wówczas we wsi chłopca i dziewczynkę i dał je Wodnikowi.

Wodnik zaniósł dzieci do Wodnikowego Domu, a tam zaczął je przepytywać:

- Powiedzcie, co jest najsłodsze.

- Miód – powiedziały dzieci.

- A co jest najbardziej miękkie ze wszystkich rzeczy?

- Najbardziej miękka jest puchowa poduszka.

- A co jest najtwardsze?

- Kamień.

- A co jest najgęstsze ze wszystkich gęstych rzeczy?

- Smoła.

- Nie, wy nie jesteście królewskimi dziećmi – orzekł Wodnik, odprowadził dzieci do zamku, a sam zaczął szukać kryjówki prawdziwych królewiątek.

Szukał tu i tam, szukał wszędzie. Aż wreszcie sroka zdrajczyni wskazała kryjówkę.

Wodnik wypytał dzieci:

- Co jest najsłodsze?

- Mleko matki – usłyszał,

- Co jest najbardziej miękkie ze wszystkich miękkości?

- Matczyne łono.

Gdy to Wodnik usłyszał, był już pewien, iż ma przed sobą królewskie dzieci, zabrał je do Wodnikowego Domu, a tam uczynił z nich sługi.

Mijały lata, a oni żyli we trójkę. Dzieci dorosły i martwiły się jak tu wrócić do swoich rodziców. Dziewczyna wszakże martwiła się jakby mniej, przyzwyczaiła się bowiem do Wodnika i żyła z nim jak żona z mężem.

To z kolei jeszcze bardziej martwiło chłopca, który stawał się coraz smutniejszy.

Pewnego razu wstał o północy, wyszedł za tylne wrota chałupy i gorzko zapłakał nad swoim losem.


Nadbiegł wilk i spytał:

- Czemu płaczesz chłopcze? jeżeli chcesz stąd odejść, to wsiadaj na mój grzbiet.

- Ale ja mam siostrę!

- To przyprowadź ją, oboje was wyzwolę.

Chłopak wszedł do izby – siostra spała z Wodnikiem. Ściągnął ją z łóżka i oboje wskoczyli na grzbiet wilka.

Wilk powiedział: - Jeśli zobaczysz jak Wodnik nas goni, powiedz mi. I popędził, jak tylko mógł najprędzej.

Pędzili jakiś czas, gdy chłopiec krzyknął:

- Już idzie!

Wilk zatrzymał się i powiedział do chłopca:

- Weź teraz krzemień, który jest pod moim ogonem, wsadź go w ziemię i wypowiedz zaklęcie: - Niech się wzniesie krzemienna góra!

Chłopiec wykonał polecenie wilka i natychmiast wyrosła krzemienna góra, wyrosła pod samo niebo i zatarasowała przed Wodnikiem drogę.

Wodnik przekonał się, iż nie wdrapie się na górę i rzekł gniewnie:

Muszę wrócić do domu po oskard i wiertło – przewiercę tę górę.

Wrócił prędko do domu, przyniósł oskard i wiertło, przewiercił górę, przeczołgał się tunelem i już miał pogonić za uciekinierami, kiedy przypomniał sobie o swoich narzędziach leżących na drodze, które ktoś mógł ukraść. Kopał więc dół, aby ukryć je w ziemi, a wtedy zaczęła śpiewać sikora:

Ti ti ti, ja, mała sikora

do patrzenia jestem skora.

Stary tu coś ukrywa

ja widziałam i powiem wam.

- Ach ty pleciugo – zakrzyknął Wodnikmuszę doprawdy zanieść narzędzia do domu, inaczej ktoś je tu znajdzie.

Ruszył natychmiast do domu, po czym wrócił i pognał za uciekinierami. Dopadł ich w końcu i zaprowadził do swej chałupy, gdzie żyli jak dawniej. Dziewczyna wyraźnie polubiła życie z Wodnikiem, ale chłopak czuł się jeszcze bardziej żałośnie niż przedtem.


Pewnego razu znowu siedział za chałupą i płakał gorzko, gdy pojawił się czarny szerokogłowy niedźwiedź:

- Czy nie chciałbyś stąd uciec? – zapytał.

- Chętnie! Ale mam siostrę.

- To dawaj ją!

Dziewczyna i Wodnik jak zwykle leżeli na łóżku, chłopak wziął siostrę na ręce i zaniósł na grzbiet niedźwiedzia.

Niedźwiedź ruszył drobnym krokiem mówiąc:

- kiedy zobaczycie Wodnika, powiedzcie mi.

Nie uciekli jeszcze daleko, gdy dał się słyszeć tupot za nimi.

- Już idzie! – krzyknął chłopiec.

- Nie trwóżcie się – powiedział niedźwiedź zatrzymując się – weźcie spod mego ogona szczotkę, rzućcie ją za siebie i powiedzcie: - Niechaj wyrośnie grzbiet górski do samego nieba!

Siostra się nie kwapiła, więc chłopak zrobił jak niedźwiedź pouczył. Zaraz wyrósł grzbiet górski do samego nieba, po czym powtórzyła się historia z Wodnikiem, oskardem, wiertłem i sikorką.

Wodnik musiał znowu wrócić do domu, zostawić tam narzędzia, po czym dogonił uciekinierów i zapowiedział, iż jeśli jeszcze raz uciekną, to ich zje.

Wrócili do Domu Wodnika i żyli jak przedtem.

Którejś nocy chłopak nie wytrzymał i znowu płakał z żalu za chałupą. Przydreptał lis:


- Nie uciekłbyś stąd na moim grzbiecie?

- Uciekłbym, ale mam siostrę, poczekaj, pójdę po nią.

Dziewczyna jednak, przytulona do Wodnika, tym razem nie chciała uciekać, chłopak musiał więc użyć siły.

Wsiedli na lisa i uciekają.

Lis zapowiedział: - gdy usłyszycie Wodnika, dajcie znać.

Pomimo tego, iż lis biegł szybko, na horyzoncie pojawił się goniący ich Wodnik,

- Nadchodzi! – krzyknął chłopak.

- Pod moim ogonem jest krzesiwo – odezwał się lis – rzuć je za siebie, a zobaczysz co się stanie.

Chłopak rzucił krzesiwo i oto powstał ogromny wodospad, którego Wodnik w żaden sposób nie mógł sforsować. Stanął na krawędzi wodospadu i płakał, wyjąc przy tym jak wilk, ale uciekinierom nie mógł już nic zrobić, bo odgrodzili się od niego na amen.

Widząc, iż nic już im nie zagraża, chłopak z siostrą zeszli z lisa i wybudowali sobie blisko wodospadu dom, w którym zamieszkali. Po jakimś czasie, gdy dom był już dobrze zagospodarowany, przyszedł wilk, aby zobaczyć to nowe mieszkanie.

- Czy nie przyjąłbyś mnie na towarzysza swych zabaw? – zapytał chłopaka.

- Czemu nie? I przyjął wilka za towarzysza.

Potem przyszedł niedźwiedź w odwiedziny i też został w towarzystwie. Jako ostatni przyszedł lis, którego chłopak przyjął najchętniej, bo przecież to jemu zawdzięczał ocalenie.

Któregoś dnia tylko dziewczyna została w domu, a całe towarzystwo poszło zabawić się w lesie.

Cniło jej się do Wodnika, pobiegła więc do wodospadu i zaczęła rzucać do niego kamienie. Rzucała bez przerwy, aż woda się uspokoiła i Wodnik mógł się do niej przedostać. Zaprowadziła go do domu brata, gdzie spali jak mąż z żoną, ale gdy nastał dzień Wodnik zamienił się w igłę, którą dziewczyna ukryła w ścianie, aby brat jej nie znalazł.

O brzasku wróciła ekipa z bratem na czele. Zwierzęta natychmiast wyczuły obcego w domu i zaczęły drapać ściany z belek, szukając intruza.

Dziewczyna się przeraziła: - Uspokój bracie swych towarzyszy bo zrujnują nam dom!

Chłopak krzyknął na zwierzęta, a one zaprzestały poszukiwań.

Nazajutrz chłopak wybrał się wraz z kompanami ponownie do lasu, aby zostać tam na noc.

Wodnik natenczas wrócił do swej postaci i legł z dziewczyną w łożu. O brzasku zamienił się w igłę, którą dziewczyna ukryła tym razem w pościeli.

Wróciło towarzystwo z lasu, poczuli obcy zapach, zaczęli szukać w pościeli, dziewczyna udała chorą i poprosiła: - uspokój zwierzęta bracie, bo całkiem nam pościel zniszczą i wyślij kochany braciszku swych towarzyszy, aby zza dziewięciu żelaznych drzwi przynieśli mi maść na moje boleści.

Chłopak uwierzył po raz kolejny słowom siostry i wysłał zwierzęta po maść. Wtedy drzwi się za nimi zatrzasnęły odcinając drogę powrotną. Wodnik się pojawił, złapał chłopaka i rzekł: - teraz ciebie zjem.

Rozpoczęły się przygotowania, aby uśmiercić biednego chłopaka: - siostra napaliła porządnie w piecu, przygotowała ogromną patelnię i zaczęła obierać cebulę potrzebną do przysmaczenia pieczystego. Wodnik tymczasem zaprowadził chłopaka do sauny, aby ten nieco skruszał przed pieczeniem.

Tymczasem zwierzęta kopały w ziemi przejścia po kolejnymi żelaznymi drzwiami, aby przyjść przyjacielowi z pomocą.

Chłopak siedział w saunie, Wodnik co pewien czas sprawdzał czy już dostatecznie skruszał, aż orzekł, iż starczy: - jesteś już dość kruchy, można cię upiec. I chciał chłopaka chwycić, ale ten się wyrwał i skoczył na ścianę sauny, bo usłyszał, iż na dachu sauny usiadła sroka i zajazgotała: - synu królewski wytrzymaj jeszcze trochę, przyjaciele twoi są tuż tuż!


Chłopak wyrywał się ze szponów Wodnika i kiedy wydawało się, iż już jest po nim, nadbiegły zwierzęta i podarły Wodnika na wąskie paski.

Na wszelki wypadek, aby Wodnik się nie odrodził, spalili na popiół saunę razem z popaskowanym Wodnikiem.

Syn królewski nagrodził swych towarzyszy za uratowanie od śmierci, wydając wspaniałą ucztę na złotych i srebrnych talerzach, na które siostra nakładała same smakołyki.

Kiedy towarzystwo najedzone i napite usnęło, dziewczyna poszła na spalenisko, przeszukała starannie popiół i znalazła w końcu jedną nadpaloną kość z Wodnika. Zabrała ją do domu i wsunęła pod poduszkę, na której spał brat. Wówczas kość wbiła się w głowę chłopaka i chłopak umarł. Wtedy siostra wzięła zwłoki brata i zakopała w ziemi.

W ten sposób zemściła się za spalenie Wodnika.

Kiedy zwierzęta się obudziły, zaczęły węszyć i odkryły zapach ziemi. Odkopały zwłoki, ogarnęła ich wielka żałość, zaczęły rozpaczać, ale i deliberować: - Musimy go przywrócić do życia.

Obejrzeli starannie nieboszczyka i odkryli w jego głowie kość Wodnika.

Niedźwiedź rzekł wtedy: - oprę głowę na tej kości, może ona przeskoczy do mojej głowy.

I tak uczynił, kość przeskoczyła do głowy niedźwiedzia, chłopak ożył, a teraz niedźwiedź był umarty.

Powiedział wilk: - to na mnie kolej, ja przyłożę głowę do kości, pewnie ona przeskoczy w moją głowę, dzięki czemu niedźwiedź ożyje. I rzecz wykonał.

Teraz wilk był nieżywy, a niedźwiedź wstał.

Lis to wszystko pilnie obserwował i pomyślał: - nie bez przyczyny nazywają mnie chytrusem, już ja coś wykombinuję z tą przeskakującą kością.

Przykląkł i oparł swoją głowę o głowę wilka. Kość jakby tylko na to czekała – jak nie wystrzeli z głowy wilka mierząc w lisa! Ale lis był na to przygotowany i się uchylił. Kość świsnęła mu tylko koło ucha i wbiła się w wielki świerk, który ma się rozumieć natychmiast obumarł.

- A niech sobie obumiera, w lesie jest dużo innych – podsumował lis, radując się, iż jemu się to nie przytrafiło.

Tymczasem i wilk się obudził, a wszyscy byli choćby bardziej żywsi niż przedtem. Poszli wespół do domu, poczynili przygotowania, zabrali siostrę, po czym ruszyli do domu rodzinnego, bo czas był na to już najwyższy.

Kiedy uszli już kawał drogi, natknęli się na stary kościół, który był tak stary, iż jego dach już się zapadł. W kościele znajdował się ksiądz, jak to nieraz bywa w kościele, oraz dwoje starych ludzi, którzy modlili się do Boga. Byli to rodzice chłopaka, a byli już tak starzy, iż nie byli w stanie rozeznać co jest co.

Królewicz wyjął wtedy z zanadrza buteleczkę Wody Życia i skropił nią głowy rodziców.

Król i królowa natychmiast pojaśnieli, zrobili się młodzi, piękni, pełni wigoru i od razu poznali swe dzieci. Zapanowała ogólna radość, a potem wszyscy udali się do zamku królewskiego, gdzie chłopak opowiedział ojcu co przecierpiał, kończąc słowami: - Dzięki mojej siostrze byłem już pod ziemią!

Siostra się nie odzywała, spuściła jeno głowę.

Ojciec słuchał opowieści stopniowo czerwieniejąc na twarzy, po czym rzekł: - Mój synu kochany, rozgniewałem się ja bardzo słuchając ciebie. Toż to sama zgroza! Oto okazuje się, iż królewska córka zachowała się niestety jak zwykła blać, czy też kurew jakaś!

Po czym rozkazał wyprowadzić dziewczynę przed bramę, gdzie ją zastrzelono.

Na wszelki wypadek z armaty.

Idź do oryginalnego materiału