Nowa książka o Romanie Kirsteinie. Na spotkanie autorskie przyszły tłumy

4 tygodni temu

Wśród publiczności było wielu działaczy pierwszej „Solidarności” na czele ze Zbigniewem Bujakiem i Stanisławem Jałowieckim. Obecni byli żona i dorosłe dzieci Romana Kirsteina. Fragmenty książki czytał Andrzej Czernik, dyrektor Teatru Ekostudio w Opolu.

– Wszystkim, jak tu jesteśmy. zamarzyła nam się w 1980 roku wolna Polska. I to się ziściło – mówił, rozpoczynając spotkanie, prof. Nierenberg – Ale głównym bohaterem książki Mariana Buchowskiego jest Roman Kirstein [był przewodniczącym Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego „Solidarności” w Opolu, wiceprzewodniczącym Zarządu Regionu Śląsk Opolski „S” i delegatem na I Krajowy Zjazd Delegatów NSZZ „S” Gdańsku – przyp. red.]. Postać niezwykle skromna i fantastyczna. Poczytuję sobie za honor, iż miałem okazję go poznać, a choćby Romek trochę darzył mnie przyjaźnią. Pogoda ducha, która zawsze Romkowi towarzyszyła jest tym przesłaniem, które i nam towarzyszy.

Roman Kirstein w książce – wspomnienia, wspomnienia

– Może ktoś z państwa pamięta, telewizja chyba ze trzy razy pokazywała, jak Mieczysław Rakowski, ówczesny wicepremier pojechał do kolebki już zdelegalizowanej „Solidarności” – wspominał Marian Buchowski. – Spotkanie było bardzo burzliwe. Rakowski bardzo się pocił i zdjął marynarkę. Zapytał, czy może zdjąć krawat. A któryś tam krzyczy: Przyda się! A do wieszania? Zapytał Rakowski i zaczął jechać. Kłóciliśmy się o to z Romkiem. Ja mówiłem, iż Rakowski wykazał się odwagą. Romek używał określenia: Twój Rakowski.

– Spieraliśmy się też o pismo „Polityka”, w którym trochę drukowałem [Mieczysław Rakowski był do 1982 redaktorem naczelnym – przyp. red.] – kontynuował autor książki. – Ono było chyba w bloku KDL najlepsze. Mówiłem Romkowi, iż też je przecież czytał i nie mył rąk po lekturze. Dopiero po latach dowiedziałem się, iż ten Rakowski nie był wcale taki odważny. Na sali siedziało 50 komandosów przebranych za robotników i chyba 80 pracowników Służby Bezpieczeństwa.

Kandydat „Solidarności” wojewodą?

Publiczność przyjmowała brawami fragmenty książki czytane przez Andrzeja Czernika, a będące świadectwem czasów pierwszej „S”. Jeden z nich dotyczył kandydowania Stanisława Jałowieckiego na wojewodę opolskiego.

„Partia nie zaproponuje kandydata, tylko wystawi” – Andrzej Czernik cytował fragment dyskusji w siedzibie „S”. „A my nie powinniśmy wystawić? – zapytał Kirstein. Komitet Wojewódzki PZPR „pobłogosławił” aż trzech partyjnych kandydatów. 17 kwietnia 1981 roku, tuż przed wyborami wojewody opolski MKZ, któremu przewodniczy Kirstein zgłasza kandydaturę Stanisława Jałowieckiego, doktora socjologii i szefa „S” w Instytucie Śląskim. Jego kandydaturę wymyślił Romek. Chętnie korzystał z intelektualnej i organizatorskiej aktywności Jałowieckiego. Pomysł nie wszystkim w MKZ się podobał, ale kandydatura przeszła jednogłośnie. (…)

„Lansowanie kandydatury Staszka utrudniał jego image. Służba Bezpieczeństwa pisała w swoich papierach: Jałowiecki nie przywiązuje wagi do osobistego wyglądu. Ubrany jest często niechlujnie. W znoszone jeansy, trykotowe koszulki i różnego rodzaju kurtki szyte w stylu wojskowym – czytał Andrzej Czernik. – Zapewnialiśmy wojewódzkich rajców, iż Jałowiecki ma pewnie gdzieś w piwnicy ukryty garnitur ślubny, a może i krawat, więc w czasie wyborczej sesji będzie wyglądał regulaminowo. Jakiś życzliwy dla „S” radny podpowiedział, iż jakby co, można porządny garnitur dla Jałowieckiego pożyczyć w rekwizytorni teatru. (…) Głosowanie radnych na wojewodę wygrał docent dr Zbigniew Mikołajewicz, ekonomista z WSP. Jałowiecki był drugi z niewielką różnicą głosów. Wynik świadczył, iż na kandydata „S” postawiło wielu partyjnych radnych”. Niebawem nowym pierwszym sekretarzem KW w Opolu został wysoki, prawie dwumetrowy Eugeniusz Mróz. Wojewoda Mikołajewicz był niskiego wzrostu. Ale nie dlatego lud dał nowemu wojewodzie ksywkę „Przymrozek”.

Roman Kirstein był przyzwoity, uczciwy, prawy

Podczas spotkania rozmawiano także o działalności, jaką Roman Kirstein prowadził już po przełomie ustrojowym.

– Najpierw jest akolitą PiS-owskim a potem mu się to nie podoba – wspomina prof. Nierenberg. – Przenosi się w drugą stronę. Jest też mężem opatrznościowym, nie będę wymieniał jakich, lokalnych polityków opolskich. Największą zaletą każdego człowieka jest to, iż potrafi przyznać się do błędu. Romek, jak się pomylił, to mówił: „Tak, pomyliłem się”. To było w Romku najpiękniejsze.

– Wątek związany z Porozumieniem Centrum był przyczyną jednego z naszych nieporozumień – dodał Marian Buchowski. – Było ich kilka. Nie odzywaliśmy się do siebie długie miesiące po wywiadzie Romka dla „GW” o prof. Niciei. (…) Romek do PC trafił, bo to był taki czas, iż – jest u mnie taki rozdział – Lech Wałęsa był faworytem braci Kaczyńskich. A Romek był pod urokiem Lecha Wałęsy.

W dyskusji wracał wątek przyzwoitości, uczciwości i prawości Romana Kirsteina.

– W Romku nie było zgody na podłość, nieprzyzwoitość, na nieuczciwość, na marne ludzkie postępki – podkreślił Bogusław Nierenberg.

– Romek był przyzwoity – potwierdzał Marian Buchowski. – On chodził do kościoła, ja nie chodziłem. Ale gdybyśmy mieli się uczciwie wyspowiadać, to moja spowiedź byłaby znacznie dłuższa, a pokuta sroższa. Trochę podśmiewałem się z Romka i na któreś urodziny – Romek jest moim rówieśnikiem, rocznik 1943 – napisałem mu taką laurkę: Nie grzeszyłeś Kirsteinie przewlekle, żałuj, bo nie będziesz w piekle. Doszczętnie zresocjalizowany do nieba zostaniesz wygnany. By mimo niebiańskich anielic trudu wiecznie umierać z nudów.

Podziękowania autorowi za jego książkę wyrazili Stanisław Jałowiecki i – w imieniu rodziny – Piotr Kirstein.

***

Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.

Idź do oryginalnego materiału