Nieznana chatka

10 godzin temu

Działkę Nowakowie nabyli rok temu. Po pięćdziesiątce Janowi bardzo zależało, by mieć swój kawałek ziemi. Wspomnienia z dzieciństwa na wsi przypominały mu o domu rodzinnym i ogródku.

Parcelę kupili zadbaną, choć niewielką. Drewniany domek odmalowano, ogrodzenie naprawiono, a furtkę wymieniono.

Ziemi na ziemniaki i inne warzywa starczyło, ale sad nie prezentował się najlepiej: drzew mało i stare, a krzaków brak, może jedynie mały zagajnik malinowy.

– Nie martw się, Haniu, wszystko w swoim czasie, wszystko zrobimy – powiedział Jan i zabrał się do pracy.

Hanna chodziła między grządkami, zgadzając się z mężem.

Z jednej strony – życzliwi sąsiedzi, rzadko przyjeżdżają, ale dbają o dom. A z drugiej strony – porzucona działka, z pokrzywionym płotem i zarośnięta chwastami.

I to właśnie ta trawa męczyła Nowaków całe lato.

– Jaś, no przecież, to nie do wytrzymania, chwasty pchają się do nas na działkę, ledwo trzymają się na granicy.

Jan chwytał motykę i z wściekłością rzucał się na chwasty. Ale one przez cały czas znajdowały sposób, by się przedostać, jakby specjalnie.

– Hania, ale gruszki to będą mieli świetne – zauważył Jan, patrząc na ich sad zarośnięty trawą.

– A popatrz na morele, ile ich jest! – wskazała Hanna obfite drzewo, którego gałęzie zwisały na teren Nowaków.

– Ciekawe, czy kiedyś zobaczymy właścicieli, – z westchnieniem zastanowił się Jan. – Może przynajmniej na zbiory przyjadą.

Na wiosnę Jan nie wytrzymał i podlewał sąsiednie drzewa, bo szkoda mu było, żeby uschły w upale.

A teraz te chwasty, od których nie było ucieczki.

– No mogli by chociaż raz w kosić trawę w ciągu lata – narzekała Hanna.

Przyjechali następnym razem na działkę i zaskoczył ich widok moreli. Na Mazowszu to nie dziwne, wielu ma morele, ale żeby na opuszczonej działce…

– Nie, jednak skoszę im tę trawę – powiedział Jan – nie mogę patrzeć, jak ta działka dławi się chwastami.

– Ja-siu, patrz no – Hanna wskazała na zwisające gałęzie morelowego drzewa – prosto do nas do ogródka.

Jan przyniósł drabinę. – Zbierzmy przynajmniej te, bo się zmarnują, nikt się nie pokazuje na tej działce.

– Oj, ale to przecież cudze – zaniepokoiła się Hanna.

– I tak się zmarnuje – i Jan pierwszy zerwał dojrzałe owoce.

– No, to może jeszcze maliny dla wnuków zbierzemy – zasugerowała żona, – w końcu kosiłeś tam trawę, więc jakby za pracę.

– Wygląda na to, iż wszystko można zebrać, nikomu ta działka niepotrzebna, przywarła do naszej jak sierota – nikt się nią nie przejmuje.

Na pracy w wolnej chwili Jan przystanął na pogawędkę z kolegami. Kierowcy zebrali się w kółko, żeby podzielić się swoimi doświadczeniami.

– A u mnie na działce ktoś się kręci, już dwa razy całe drzewko potrząśnięte – powiedział Krzysztof Kowalski, co to już niedługo na emeryturę idzie.

Jan spocił się z wrażenia, przypomniał sobie, iż ostatnio z żoną zbierali morele, a tam przecież gruszki obiecują niezły zbiór.

– A gdzie masz działkę? – zdecydował się zapytać Jan, bojąc się odpowiedzi.

– No przecież w dół, gdzie ogródki działkowe bartnicze.

– A-haaa – odetchnął Jan – rozumiem. A my mamy w górze.

– No to u was wcześniej dojrzewa – powiedział znawczy Krzysztof. – A u nas później, ale kradną bezwstydnie, już kilka krzaków ziemniaków wykopali, nic tylko pułapki stawiać.

– Na temat pułapek – niebezpieczne – zauważyli koledzy – można za to siedzieć.

– A kraść można? – oburzył się Krzysztof.

W domu Jan przyjechał w krańcowym zamyśleniu, ciągle myśląc o tej rozmowie. Chociaż działka z morelami nie jego kolegi, ale ciągle sumienie go dręczyło.

Zdarzało się, iż w dzieciństwie biegali po cudzych sadach, – ale to za dzieciaka było. I to zaledwie parę razy.

A tu sąsiednia działka, z której część zbiorów zebrali. I jeszcze na gruszki nastawiają się.

Nie, Jan oczywiście zasadził młode drzewka – z czasem wyrosną. Ale sąsiednie morele… szkoda, marnują się.

– Nikt nie przyjedzie – uspokajała Hanna, – skoro przez cały rok się nie pokazali, to i nie przyjadą.

– Ale tak się czuję, jakbyśmy coś ukradli – martwił się Jan.

– Chcesz, to wyrzucę te morele? – zapytała żona. – chociaż, już dzieciom połowę dałam – powiedziała, tłumacząc się.

– Zostaw, co już teraz robić.

I tak Nowakowie męczyli się całe lato z cudzą działką, pozbywając się chwastów. Obserwowali gruszę, czekając na przyjazd prawowitych właścicieli. A kiedy owoce spadły na ziemię, Hanna poszła i zebrała kilka w fartuch.

Jesienią, uporządkowawszy swoją działkę, zostawili wszystko w porządku, spojrzeli na sąsiednią. I zdawało się, iż choćby płot żałośnie patrzył, jakby prosił, by podeprzeć krzywe deski. Obok furtki leżała sterta śmieci, widać, iż była tam tymczasowa budowa, no i ją rozebrali, pozostawiając po sobie bałagan. Zgniłe deski, szkło, jakieś szmaty… ale choćby obok śmieci próbowały zakwitnąć późne jesienne kwiaty.

_________

Zimą, wspominając letnie dni, Jan tęsknił za działką.

Na wiosnę, kiedy pojawiły się pierwsze zielone trawy, pojechali, by spojrzeć na teren.

– Ciekawe, czy w tym roku przyjadą właściciele? – zapytała Hanna, mając na myśli opuszczoną działkę.

Jan z żalem westchnął. – Szkoda ziemi, drzew szkoda.

Kiedy nadszedł czas orki, zadzwonił po ogłoszeniu, wzywając człowieka, i pokazał zakres prac.

I cały czas zerkał na sąsiedni ogród. Duże chwasty usunęli z Hanną, żeby się nie rozrastały, jeszcze tylko tę ziemię zaorać…

– Słuchaj, przyjacielu, a może zaoramy i tę sąsiednią działkę, ja zapłacę – poprosił Jan.

– Jasiek, co ty? – zapytała Hanna – działka przecież cudza.

– Nie mogę patrzeć na to zarośnięte pole…

– I co, tak będziemy opiekować się cudzą działką? – zadała rozsądne pytanie żona.

– Poczekaj, po obiedzie nie wrócimy do domu, tylko zajrzymy do ogródków działkowych, trzeba dowiedzieć się, czyja to działka, mam już dość tego chwastu, no i szkoda sadu…

_________

W ogródkach działkowych kobieta, przesuwając okulary na koniec nosa, przeglądała zapisaną księgę. – Jak mówicie, adres to Brzozowa 45?

– Tak, ten adres – odpowiedziała Hanna. – Mogliby przynajmniej usunąć trawę, no i zbiory, szkoda, mają taki sad, bez opieki się zmarnuje.

– No to już wszystko jasne – powiedziała kobieta – właściciele się zrzekli, ziemia teraz należy do gminy.

– Czyli jest niczyja? – zapytał Jan.

– Na to wychodzi. Tam właściciele starzy byli, zmarli. Najbliższy krewny – siostrzeniec, zrezygnował od razu, czasu nie ma, – kobieta spojrzała na Nowaków, – weźmiecie?

– Co wziąć? Czy działkę?

– No tak. Możecie ją wykupić, kilka was wyniesie. Dokumenty wszystkie są.

– No co, Hania, weźmiemy działkę, skoro wszystko zgodnie z prawem?

– A damy radę?

– Uporządkujemy, dzieciom oddamy, niech wnuki przyjeżdżają.

____________

– Nie było problemu, kupiliśmy prosię – zaśmiała się Hanna, gdy przyjechali na działkę.

– Można powiedzieć, iż zaadoptowaliśmy działkę, teraz jest nasza – powiedział Jan.

– No co, śmieci zaraz wywiozę, przyczepa jest, resztki chwastów usunę, uwolnimy sad od zarośli a potem wymienię płot.

__________

Latem Jan podziwiał korony drzew i kwiaty, które posadziła żona. Ziemia na byłej sąsiedniej działce jakby się obudziła, wyciągała do słońca i chciwie wchłaniała duże krople deszczu.

– Zobacz, nasza sierotka ożyła – cieszył się Jan.

W weekend przyjechały dzieci: córka Kasia, zięć Olek i wnuki. Starsi Michał i Szymek pobiegli do samochodu, a najmłodsza Ola zamarła przy kwietniku, tam też sfotografował ją dziadek Jasiek.

– Podoba mi się to – powiedział zięć Olek i podał wąż, by podlać ziemniaki. – Można jeszcze założyć agrest – zaproponował.

– To już sami w przyszłym roku, – powiedział Jan. – Tu można zostawić dzieciom miejsce na trawnik, by się bawiły.

– Kupię im basen – obiecał Olek. Potem spojrzał na płot. – No co, zabieramy się za pracę? Wymieniamy ogrodzenie?

– Wymieniamy, – zgodził się Jan, – działka teraz nasza. Wydaje się, jakby sama do nas przyszła, a teraz wesoła… i malin w tym roku będzie sporo…

Idź do oryginalnego materiału