Działkę Nowakowie nabyli rok temu. Po pięćdziesiątce Janowi bardzo zależało, by mieć swój kawałek ziemi. Wspomnienia z dzieciństwa na wsi przypominały mu o domu rodzinnym i ogródku.
Parcelę kupili zadbaną, choć niewielką. Drewniany domek odmalowano, ogrodzenie naprawiono, a furtkę wymieniono.
Ziemi na ziemniaki i inne warzywa starczyło, ale sad nie prezentował się najlepiej: drzew mało i stare, a krzaków brak, może jedynie mały zagajnik malinowy.
– Nie martw się, Haniu, wszystko w swoim czasie, wszystko zrobimy – powiedział Jan i zabrał się do pracy.
Hanna chodziła między grządkami, zgadzając się z mężem.
Z jednej strony – życzliwi sąsiedzi, rzadko przyjeżdżają, ale dbają o dom. A z drugiej strony – porzucona działka, z pokrzywionym płotem i zarośnięta chwastami.
I to właśnie ta trawa męczyła Nowaków całe lato.
– Jaś, no przecież, to nie do wytrzymania, chwasty pchają się do nas na działkę, ledwo trzymają się na granicy.
Jan chwytał motykę i z wściekłością rzucał się na chwasty. Ale one przez cały czas znajdowały sposób, by się przedostać, jakby specjalnie.
– Hania, ale gruszki to będą mieli świetne – zauważył Jan, patrząc na ich sad zarośnięty trawą.
– A popatrz na morele, ile ich jest! – wskazała Hanna obfite drzewo, którego gałęzie zwisały na teren Nowaków.
– Ciekawe, czy kiedyś zobaczymy właścicieli, – z westchnieniem zastanowił się Jan. – Może przynajmniej na zbiory przyjadą.
Na wiosnę Jan nie wytrzymał i podlewał sąsiednie drzewa, bo szkoda mu było, żeby uschły w upale.
A teraz te chwasty, od których nie było ucieczki.
– No mogli by chociaż raz w kosić trawę w ciągu lata – narzekała Hanna.
Przyjechali następnym razem na działkę i zaskoczył ich widok moreli. Na Mazowszu to nie dziwne, wielu ma morele, ale żeby na opuszczonej działce…
– Nie, jednak skoszę im tę trawę – powiedział Jan – nie mogę patrzeć, jak ta działka dławi się chwastami.
– Ja-siu, patrz no – Hanna wskazała na zwisające gałęzie morelowego drzewa – prosto do nas do ogródka.
Jan przyniósł drabinę. – Zbierzmy przynajmniej te, bo się zmarnują, nikt się nie pokazuje na tej działce.
– Oj, ale to przecież cudze – zaniepokoiła się Hanna.
– I tak się zmarnuje – i Jan pierwszy zerwał dojrzałe owoce.
– No, to może jeszcze maliny dla wnuków zbierzemy – zasugerowała żona, – w końcu kosiłeś tam trawę, więc jakby za pracę.
– Wygląda na to, iż wszystko można zebrać, nikomu ta działka niepotrzebna, przywarła do naszej jak sierota – nikt się nią nie przejmuje.
Na pracy w wolnej chwili Jan przystanął na pogawędkę z kolegami. Kierowcy zebrali się w kółko, żeby podzielić się swoimi doświadczeniami.
– A u mnie na działce ktoś się kręci, już dwa razy całe drzewko potrząśnięte – powiedział Krzysztof Kowalski, co to już niedługo na emeryturę idzie.
Jan spocił się z wrażenia, przypomniał sobie, iż ostatnio z żoną zbierali morele, a tam przecież gruszki obiecują niezły zbiór.
– A gdzie masz działkę? – zdecydował się zapytać Jan, bojąc się odpowiedzi.
– No przecież w dół, gdzie ogródki działkowe bartnicze.
– A-haaa – odetchnął Jan – rozumiem. A my mamy w górze.
– No to u was wcześniej dojrzewa – powiedział znawczy Krzysztof. – A u nas później, ale kradną bezwstydnie, już kilka krzaków ziemniaków wykopali, nic tylko pułapki stawiać.
– Na temat pułapek – niebezpieczne – zauważyli koledzy – można za to siedzieć.
– A kraść można? – oburzył się Krzysztof.
W domu Jan przyjechał w krańcowym zamyśleniu, ciągle myśląc o tej rozmowie. Chociaż działka z morelami nie jego kolegi, ale ciągle sumienie go dręczyło.
Zdarzało się, iż w dzieciństwie biegali po cudzych sadach, – ale to za dzieciaka było. I to zaledwie parę razy.
A tu sąsiednia działka, z której część zbiorów zebrali. I jeszcze na gruszki nastawiają się.
Nie, Jan oczywiście zasadził młode drzewka – z czasem wyrosną. Ale sąsiednie morele… szkoda, marnują się.
– Nikt nie przyjedzie – uspokajała Hanna, – skoro przez cały rok się nie pokazali, to i nie przyjadą.
– Ale tak się czuję, jakbyśmy coś ukradli – martwił się Jan.
– Chcesz, to wyrzucę te morele? – zapytała żona. – chociaż, już dzieciom połowę dałam – powiedziała, tłumacząc się.
– Zostaw, co już teraz robić.
I tak Nowakowie męczyli się całe lato z cudzą działką, pozbywając się chwastów. Obserwowali gruszę, czekając na przyjazd prawowitych właścicieli. A kiedy owoce spadły na ziemię, Hanna poszła i zebrała kilka w fartuch.
Jesienią, uporządkowawszy swoją działkę, zostawili wszystko w porządku, spojrzeli na sąsiednią. I zdawało się, iż choćby płot żałośnie patrzył, jakby prosił, by podeprzeć krzywe deski. Obok furtki leżała sterta śmieci, widać, iż była tam tymczasowa budowa, no i ją rozebrali, pozostawiając po sobie bałagan. Zgniłe deski, szkło, jakieś szmaty… ale choćby obok śmieci próbowały zakwitnąć późne jesienne kwiaty.
_________
Zimą, wspominając letnie dni, Jan tęsknił za działką.
Na wiosnę, kiedy pojawiły się pierwsze zielone trawy, pojechali, by spojrzeć na teren.
– Ciekawe, czy w tym roku przyjadą właściciele? – zapytała Hanna, mając na myśli opuszczoną działkę.
Jan z żalem westchnął. – Szkoda ziemi, drzew szkoda.
Kiedy nadszedł czas orki, zadzwonił po ogłoszeniu, wzywając człowieka, i pokazał zakres prac.
I cały czas zerkał na sąsiedni ogród. Duże chwasty usunęli z Hanną, żeby się nie rozrastały, jeszcze tylko tę ziemię zaorać…
– Słuchaj, przyjacielu, a może zaoramy i tę sąsiednią działkę, ja zapłacę – poprosił Jan.
– Jasiek, co ty? – zapytała Hanna – działka przecież cudza.
– Nie mogę patrzeć na to zarośnięte pole…
– I co, tak będziemy opiekować się cudzą działką? – zadała rozsądne pytanie żona.
– Poczekaj, po obiedzie nie wrócimy do domu, tylko zajrzymy do ogródków działkowych, trzeba dowiedzieć się, czyja to działka, mam już dość tego chwastu, no i szkoda sadu…
_________
W ogródkach działkowych kobieta, przesuwając okulary na koniec nosa, przeglądała zapisaną księgę. – Jak mówicie, adres to Brzozowa 45?
– Tak, ten adres – odpowiedziała Hanna. – Mogliby przynajmniej usunąć trawę, no i zbiory, szkoda, mają taki sad, bez opieki się zmarnuje.
– No to już wszystko jasne – powiedziała kobieta – właściciele się zrzekli, ziemia teraz należy do gminy.
– Czyli jest niczyja? – zapytał Jan.
– Na to wychodzi. Tam właściciele starzy byli, zmarli. Najbliższy krewny – siostrzeniec, zrezygnował od razu, czasu nie ma, – kobieta spojrzała na Nowaków, – weźmiecie?
– Co wziąć? Czy działkę?
– No tak. Możecie ją wykupić, kilka was wyniesie. Dokumenty wszystkie są.
– No co, Hania, weźmiemy działkę, skoro wszystko zgodnie z prawem?
– A damy radę?
– Uporządkujemy, dzieciom oddamy, niech wnuki przyjeżdżają.
____________
– Nie było problemu, kupiliśmy prosię – zaśmiała się Hanna, gdy przyjechali na działkę.
– Można powiedzieć, iż zaadoptowaliśmy działkę, teraz jest nasza – powiedział Jan.
– No co, śmieci zaraz wywiozę, przyczepa jest, resztki chwastów usunę, uwolnimy sad od zarośli a potem wymienię płot.
__________
Latem Jan podziwiał korony drzew i kwiaty, które posadziła żona. Ziemia na byłej sąsiedniej działce jakby się obudziła, wyciągała do słońca i chciwie wchłaniała duże krople deszczu.
– Zobacz, nasza sierotka ożyła – cieszył się Jan.
W weekend przyjechały dzieci: córka Kasia, zięć Olek i wnuki. Starsi Michał i Szymek pobiegli do samochodu, a najmłodsza Ola zamarła przy kwietniku, tam też sfotografował ją dziadek Jasiek.
– Podoba mi się to – powiedział zięć Olek i podał wąż, by podlać ziemniaki. – Można jeszcze założyć agrest – zaproponował.
– To już sami w przyszłym roku, – powiedział Jan. – Tu można zostawić dzieciom miejsce na trawnik, by się bawiły.
– Kupię im basen – obiecał Olek. Potem spojrzał na płot. – No co, zabieramy się za pracę? Wymieniamy ogrodzenie?
– Wymieniamy, – zgodził się Jan, – działka teraz nasza. Wydaje się, jakby sama do nas przyszła, a teraz wesoła… i malin w tym roku będzie sporo…