Niespodziewana miłość, niespodziewane problemy

10 godzin temu

Miłość przyszła niespodziewanie, ale coś poszło nie tak

Pewnego wieczoru Weronika wracała z pracy, jak zwykle przez mały park, gdy nagle spod krzaków wytoczył się malutki szczeniak. Był pulchny i okrąglutki jak pączek.

Ojej, skąd ty się tu wziąłeś, ty ślicznotko? zdziwiła się, pochylając nad nim.

Szczeniak piszczał radośnie, merdał malutkim ogonkiem i turlał się po jej butach. Wzięła go na ręce, a on spojrzał na nią tak wiernie i smutno, iż nie mogła go tam zostawić.

Weronika wróciła do domu ze szczeniakiem na rękach, otworzyła mieszkanie i postawiła go na podłodze. Malec zaczął eksplorować nowe lokum.

No i co ja z tobą zrobię? Nie mam żadnego doświadczenia z psami… ojej, trzeba ci jeszcze imię wymyślić. Zastanawiała się, jak go nazwać, nie wiedząc nawet, jakiej jest rasy i czy urośnie duży, czy pozostanie mały. Tymczasem szczeniak buszował po mieszkaniu. Postanowiła go znaleźć, ale od razu go nie zauważyła.

Hej, gdzieś się schowałeś, hej, Brysiu! zawołała, a on wyturlał się spod szafki, na której stał telewizor. Ojej, więc jednak Bryś! Skoro się odezwałeś, to będziesz naszym Brysiem-Bryszkiem, a jak urośniesz duży, to Brysio.

Szczeniak był głodny i popiskiwał. Weronika weszła do kuchni, a on za nią. Otworzyła lodówkę, ale nie znalazła nic odpowiedniego dla psa.

Trzeba chociaż mleka kupić pomyślała a najlepiej pójść do sklepu zoologicznego, akurat jest naprzeciwko, poradzić się.

Dobrze, Brysiu, idę do sklepu. Jesteś głodny, zaraz wrócę, czekaj pomachała mu ręką i wyszła, ostrożnie zamykając drzwi. Szczeniak też chciał wyjść.

W sklepie zoologicznym Weronika zwróciła się do sprzedawcy, opisując swoją sytuację.

Nie mam pojęcia, czym go karmić, wzięłam na siebie taką odpowiedzialność.

Nic strasznego, poradzi pani sobie. Wszystko pani wyjaśnię, a internet też pomoże.

Do domu wróciła z torbami pełnymi karmy dla szczeniąt, zgodnie z zaleceniami. Z każdym dniem Bryś rósł, a Weronika uczyła się, jak dbać o psa. Już choćby wyprowadzała go na smyczy, bojąc się, iż ucieknie.

Brysiu, nie wolno! Brysiu, fe! wydawała komendy.

Najbardziej martwiła się jednak, gdy była w pracy:

Co tam Bryś może narz

Idź do oryginalnego materiału