Nieoczekiwana miłość, która wzięła zły obrót

polregion.pl 1 godzina temu

Miłość przyszła niespodziewanie, ale coś poszło nie tak

Pewnego wieczoru Zosia wracała z pracy, jak zwykle przez mały park, gdy nagle z krzaków wyskoczył maleńki szczeniak. Był pulchny i okrąglutki jak pączek.

Ojej, skąd ty się wziąłeś, taki śliczny? zdziwiła się, pochylając nad nim.

Szczeniak piszczał, merdał malutkim ogonkiem i wtykał nos w jej trampki. Wzięła go na ręce, a on spojrzał na nią tak oddanie i smutno, iż nie mogła go tam zostawić.

Zosia wróciła do domu ze szczeniakiem na rękach, otworzyła mieszkanie i postawiła go na podłodze. Malec natychmiast zaczął eksplorować nowe terytorium.

No i co ja z tobą zrobię? Nie mam przecież doświadczenia z psami… O rany, trzeba ci jeszcze imię wymyślić. Zastanawiała się, jak go nazwać, nie wiedząc nawet, jakiej jest rasy i czy wyrośnie na dużego psa. Tymczasem szczeniak buszował po mieszkaniu. Postanowiła go znaleźć, ale od razu go nie zauważyła.

Hej, gdzieś się schował, hej, Puszek! zawołała, a on wytoczył się zza szafki, na której stał telewizor. O, to ty jesteś Puszek? Odpowiadasz na imię, no to będziesz u nas Puszkiem-Puszkiem, a jak urośniesz duży, to Puszysław.

Szczeniak był głodny i popiskiwał. Zosia poszła do kuchni, a on za nią. Otworzyła lodówkę, ale nie znalazła nic odpowiedniego dla psa.

Trzeba chociaż mleka kupić pomyślała. A najlepiej pójść do zoologiku naprzeciwko, poradzić się.

Dobrze, Puszek, idę do sklepu, jesteś głodny, zaraz wrócę, czekaj pomachała mu ręką i wyszła, uważnie zamykając drzwi. Szczeniak też chciał wyjść.

W zoologiku Zosia zwróciła się do sprzedawcy, opisując swoją sytuację.

Nie mam pojęcia, czym go karmić, a tu taka odpowiedzialność.

Nic się nie martw, dasz radę, wszystko ci wytłumaczę, a internet też pomoże.

Wróciła do domu z torbami pełnymi psiej karmy. Z dnia na dzień szczeniak rósł, a Zosia coraz lepiej wiedziała, jak się nim zajmować. choćby wyprowadzała go na smyczy, bo bała się, iż ucieknie.

Puszek, nie wolno. Puszek, fe! wydawała komendy.

Najbardziej martwiła się jednak, gdy była w pracy:

Co tam Puszek może narozrabiać? Co tym razem pogryzie?

Puszek wyrósł na dużego Puszysława. Nie był olbrzymem, ale sporym psem, najwyraźniej mieszańcem, brązowym i krótkowłosym. Sąsiadka Bronisława, która miała rasową owczarka i znała się na psach, stwierdziła:

Zosiu, pewnie ma w sobie coś po labradorze, ale nie wiadomo co.

No i dobrze, jaki jest, taki jest odpowiedziała Zosia z uśmiechem. To nie ja go wybrałam, on mnie wybrał.

Minął rok, wciąż nazywała go Puszkiem, a gdy była surowa Puszysławem. Był posłuszny, wykonywał wszystkie polecenia. Rano i wieczorem z powagą wyprowadzał swoją panią Zosia wszystkim mówiła, iż to on ją wyprowadza, a nie ona jego.

Puszysław, przez ciebie choćby w weekend nie mogę się wyspać. Budzisz mnie jak zegarek. Eh, ty, mój żywy budzik głaskała go po głowie i grzbiecie.

Za to Puszysław uwielbiał weekendy. W południe szli na spacer do parku, nad jezioro, gdzie było wybieg

Idź do oryginalnego materiału