
Przedstawiciele władz poinformowali, iż reagowali na incydenty z udziałem niedźwiedzi grizzly, niedźwiedzi czarnych, pum, łosi, owiec gruborogich i jeleni podczas szczytu G7, który odbył się w Kananaskis w Albercie.
Podczas gdy światowi przywódcy debatowali o gospodarce, bezpieczeństwie i klimacie w zaciszu luksusowego kurortu Kananaskis w Albercie, tuż poza zasięgiem kamer toczyła się inna, cicha operacja – starcie dyplomacji z dziką naturą. I choć nikt nie usłyszał ryku niedźwiedzia, gotowość służb była równie poważna, co obecność liderów G7.
Kananaskis – oszałamiająco piękne, ale i wymagające miejsce – to nie tylko sceneria dla konferencyjnych przemówień. To również teren, na którym żyją setki dzikich zwierząt: niedźwiedzie grizzly i czarne, pumy, łosie, jelenie, owce gruborogie. I to właśnie one stały się jednym z największych logistycznych wyzwań tegorocznego szczytu.
– Nasze zespoły musiały reagować na blisko 200 incydentów z udziałem dzikich zwierząt – relacjonuje Bryan Sundberg z Alberta Forestry and Parks. – Połowa z nich dotyczyła niedźwiedzi. Na szczęście wszystkie były niegroźne i obyło się bez przenosin czy szkód.

Robotnik używa ładowarki kołowej do przesuwania kamieni przed Pomeroy Kananaskis Mountain Lodge, gdzie w Kananaskis w Albercie odbyło się spotkanie przywódców G7.
Nie było więc dramatycznych konfrontacji, ale działania były poważne. Zespoły ochrony przyrody stosowały klasyczne metody – hałas, obecność pieszo – a także nowoczesne technologie: drony RCMP, kamery termowizyjne, a choćby specjalnie szkolone psy, tzw. „psy niedźwiedzie”.
– Nasze działania były w pełni skuteczne, a zwierzęta usuwały się w sposób bezpieczny i naturalny – potwierdza Sheena Campbell z ministerstwa bezpieczeństwa prowincji.
Między człowiekiem a naturą
Teren Kananaskis nie jest nowicjuszem, jeżeli chodzi o organizację międzynarodowych wydarzeń – to tu w 2002 roku również odbywał się szczyt G8. Wtedy jednak skończyło się tragicznie dla jednego z niedźwiedzi, który został uśpiony po tym, jak zbliżył się zbyt blisko terenu spotkania i spadł z drzewa.

Nick De Ruyter, dyrektor programu Wild Smart w Instytucie Biosphere w Bow Valley, powiedział, iż brak poważnych incydentów z udziałem dzikich zwierząt podczas szczytu G7 świadczy o tolerancji i zdolności adaptacji lokalnej fauny.
Tym razem przygotowania były bardziej zaawansowane. – Organizacja tak dużego wydarzenia w środku dzikiego regionu to złożone zadanie – mówi Nick de Ruyter z Instytutu BioSphere i programu WildSmart. – Szczególnie, iż to czas, gdy niedźwiedzie właśnie wychodzą z hibernacji i są wyjątkowo aktywne w poszukiwaniu pożywienia.
W dolinie Bow Valley i rejonie Kananaskis może żyć choćby 65 grizzly i ponad 200 czarnych niedźwiedzi. Choć liczby te mogłyby niepokoić, de Ruyter uspokaja:
– W 99 proc. przypadków dzikie zwierzęta starają się unikać człowieka. One po prostu próbują przeżyć. jeżeli my zrobimy swoją część – zachowamy dystans, nie zostawimy jedzenia, nie sprowokujemy – możemy współistnieć bezpiecznie.
Szczyt w harmonii z naturą
Z punktu widzenia organizatorów szczytu G7, zakończenie go bez żadnych niebezpiecznych interakcji ze zwierzętami to ogromny sukces. Ale być może jeszcze większy sukces należy przypisać samej naturze – jej umiejętności adaptacji, dystansu i, paradoksalnie, tolerancji wobec ludzkiego zgiełku.
Kiedy światowi przywódcy opuścili już malownicze Kananaskis, lokalna przyroda mogła odetchnąć z ulgą. Ale i my powinniśmy – z nowym respektem wobec tej równoległej, cichej siły, która nie domaga się uwagi, ale potrafi ją sobie zyskać, jeżeli zostanie zlekceważona.
Na podst. CBC