Nie taki diabeł straszny… Recenzja Cupry Formentor VZ5

4 miesięcy temu

Unikatowy – jak na dzisiejsze realia – pięciocylindrowy silnik, 390 koni mechanicznych, drapieżny wygląd całkiem praktycznego nadwozia, atrakcyjne stylistyczne smaczki… Co zatem poszło nie tak?

Nie tyle jestem wielkim fanem Cupry, ile trzymam kciuki za powodzenie i rozwój wciąż świeżej marki na rynku. Zwłaszcza iż w domyśle ma być tą o sportowym sznycie. Jeszcze niedawno tajemnicze logo hiszpańskiego producenta intrygowało, a dziś dziwi coraz mniej. Wszystko przez sporą popularność, jaką zyskał model Formentor. Jego sprzedaż na europejskim rynku jest więcej niż satysfakcjonująca, a atrakcyjny wóz często pojawia się na polskich drogach.

Podejrzewałem, iż tak właśnie potoczą się losy Formentora, kiedy po raz pierwszy się z nim zapoznałem na początku 2021 roku. Samochód jest o niebo ciekawszy stylistycznie od swoich odpowiedników z Volkswagena czy Škody (wszystkie marki należą do tej samej rodziny aut) i wciąż – pomimo kilku lat od debiutu – zwraca na siebie uwagę na drodze. Powiem więcej, to jeden z najładniejszych kompaktowych SUV-ów na rynku, a tych mamy przecież mnóstwo. Kompaktowych, bo jego nadwozie ma niecałe 4,5 metra długości. Przekłada się to na przestronne wnętrze i nie największy bagażnik (420 litrów pojemności). Sensownie skrojony gabaryt dla czteroosobowej rodziny. Ale czy to na pewno SUV? Formentor bardziej kojarzy się z „napompowanym” hatchbackiem niż uterenowionym autem. Nie sądzę, żeby ktokolwiek myślał o zabieraniu go w ciężki teren. Bo choć mamy napęd na cztery koła, to prześwit nadwozia wynosi mniej niż 17 centymetrów. Jego środowiskiem naturalnym są raczej tory wyścigowe, zwłaszcza gdy mówimy o wersji VZ5. Nazwa VZ pochodzi od hiszpańskiego słowa „veloz”, co oznacza „szybko”. I nie można się z tym kłócić, bo gwałtownie jest. I to bardzo.

Fot. Maciej Woldan
Idź do oryginalnego materiału