Nerwowy chichot / branimir

publixo.com 1 miesiąc temu

NERWOWY CHICHOT
Różne są rodzaje śmiechu. Śmiech to niekoniecznie jest objaw radości. Śmiejemy się na różne sposoby.
Jest radość, rozbawienie i śmiech pełną gębą. Ale jest i śmiech jako reakcja na stres, taki nerwowy chichot. Opowiadamy sobie to i tamto, niektóre opowieści są zabawne, komiczne, ale kiedy wkraczamy w obszary czarnego humoru to pojawia się ten nerwowy chichot. Straszne i śmieszne zarazem. Ale raczej straszne. Jak się posrasz w gacie w towarzystwie, to towarzystwo to bawi, a ciebie nie. Kiedy się wywalisz i rozjebiesz sobie facjatę w malowniczy sposób to kolegów to bawi, a ciebie nie. Ale zawsze to malownicza, wyrazista anegdota.
Mam takich kolegów w pracy, dla których zabawne jest to, co nie do końca zabawne jest dla mnie. Czarny humor. Neutralnym tematem – nie polityka i ocena kolegów – przy śniadaniu na przerwie są historie o zwierzętach. Tak mi się kiedyś wydawało.
Mam w pracy kolegę Stasia. On rolnictwem się parał, dziś jest głównie robotnikiem. Opowiada historie o zwierzętach. Tak, chichotam przy nich. Nie śmieję się przy nich, ale właśnie chichotam, bo to nie radość, ale reakcja nerwowa. A ten chichot przy opowieściach Stasia jest mocno wyrazisty. Bo to gruby czarny humor.
Stasiu na przykład opowiada o psie sąsiadów, który zdominował jego psa, przełaził przez ogrodzenie i wyżerał jego psu z miski. Więc Stasiu ustawił miskę z żarciem na płycie metalowej i kiedy pies sąsiadów przyszedł, podłączył prąd pod płytę. Opowiada, iż skomlenie usłyszał, gdy tamten odbiegł na jakieś 200 metrów.
Albo kot. Kot robi różne rzeczy całkiem inaczej. No i kot wyszedł właśnie z obory i się wysrał, przed. To Stasia mocno zbulwersowało, iż nie w środku. Bo Stasiu by tak zrobił. A iż Stasiu miał widły w ręku, to nimi miotnął i kota zabił. Zero refleksji na temat tego, iż kot tak zaznacza terytorium.
Stasiu pije wódkę z sąsiadem i koło nich kręci się kot. Sąsiad łapie kota – przecież przyszedł na imprezę – i wlewa mu 2 łyżki stołowe wódki. Po czym kot zdycha. Kolega komentuje: jak chciałeś na siłę zrobić z niego alkoholika to tak się to kończy.
Stasiu hoduje indyki. Wypuszcza je na podwórko, a po kilku godzinach okazuje się, iż one siedzą na czyimś dachu kilkadziesiąt metrów dalej. Stasiu je przygania. Raz, drugi, trzeci. Aż pewnego dnia jego cierpliwość się wyczerpuje, gdy musi je przyprowadzić z daleka, i gdy są już na podwórku, eksterminuje je wszystkie, całe stado, dwadzieścia kilka sztuk. Mówi do żony: trzeba je obrać, a ta lamentuje: ty głupi jesteś , Stasiu. On miał dość ganiania za nimi po wsi.
Ale Stasiu nie jest jedyny. Kolega Waldemar, fan gołębi, - to bardzo inteligentne zwierzęta – tak, one siedzą i gru, gru, kombinują jak zdobyć władzę na światem – nabył od znajomego jednego z nich. Ten wypuszczony wrócił do poprzedniego właściciela. Waldemar się tego domyślał i pojechał tam, przywiózł go do siebie. Raz i drugi. Przy trzecim razie pojechał tam i ukręcił mu łebek.

Bo to jest rzecz. Cenna, miła, fajna, ale rzecz. Żyje, ale nie ma duszy. Stasiu i Waldemar to ludzie prości. Ale tak samo widzi to, tylko w bardziej wyrafinowany sposób formułuje p. Hołownia. To żywa rzecz bez duszy. Rzeczy bez duszy, jeżeli się popsują, to się je wyrzuca. Można je wykastrować, przyciąć, dopasować do naszych oczekiwań.
A ja słuchając tych historii – one są zabawne, ale mroczne – nerwowo chichotam.
Idź do oryginalnego materiału