Spoźniona! W trzy minuty wskoczyła do łazienki, nałożyła makijaż, narzuciła płaszcz i buty, a potem wpadła do windy.
Weronika obudziła się gwałtownie spóźnienie! W zawrotnym tempie zdążyła się przygotować: malowała się, biegnąc do drzwi, rzuciła okiem w lustro, wciągnęła trencz i półbuty. Zanim się opatrzyła, już była w windzie.
Wyjrzawszy na ulicę, zobaczyła, iż mży wrześniowy deszcz na parasolkę nie było czasu. Budzik zdradliwie milczał. Weronika pędziła na przystanek, bo myśl o spóźnieniu do pracy przyprawiała ją o dreszcze. Szef był nieugięty: spóźnienie równało się dniu wolnego mniej i groźbie zwolnienia.
Wyobrażając sobie katastrofalny dzień, w myślach pożegnała już ulubionych klientów, premię i ostatni urlop. Przechodnie, równie zapędzeni, zdawali się obojętni na wszystko. Wszędzie panowała szarość, a deszcz tylko pogłębiał przygnębienie.
Gdy do przystanku brakowało kilkuset metrów, Weronika zatrzymała się nagle przy zniszczonej ławce stał przemoczony kotek. Próbował miauczeć, ale wydobywał się z niego tylko cichy szept.
Wahała się. Biec dalej czy pomóc? Wybrała serce, wiedząc, iż i tak czeka ją gniew szefa.
Zbliżywszy się, zauważyła, iż kotu coś dolega.
Boże! Kto ci to zrobił?
Wątpliwości zniknęły. Nie mogła go zostawić. Drżący kotek był przemoczony do suchej nitki. Owinęła go białą chustą i pobiegła dalej, postanawiając zabrać go do pracy. Jej dobre serce nie pozwoliło porzucić tego samotnego stworzenia.
Próba dyskretnego wejścia do biura się nie udała. Gdy mijała drzwi z numerem 12, niespodziewanie stanął przed nią szef.
Kowalska! Godzina spóźnienia! Gdzie pani była? Kto ma teraz zajmować się pani obowiązkami? Co to ma znaczyć?
Pytania spadały jedno po drugim. Weronika stała drżąca, ze łzami w oczach i goryczą w sercu.
Proszę spojrzeć! wykrztusiła w końcu, rozchylając płaszcz.
Kotek ukazał swą mokrą, smutną mordkę. Odrobinę rozgrzany, wydał kilka żałosnych miauknięć.
Ma uszkodzoną łapkę Nie mogłam go zostawić na deszczu Był sam
Łzy płynęły już swobodnie, słowa mieszały się, a ręce drżały. Weronika myślała już tylko o cichym pakowaniu swoich rzeczy. Ale nagle szef wyciągnął telefon, zapisał adres na kartce i polecił jej natychmiast udać się tam, by uratować kocią łapę.
Zaskoczona tą zmianą, Weronika chwyciła kartkę, schowała zziębnięte dłonie do kieszeni i ruszyła do wyjścia.
I niech pani tu dziś nie wraca dodał.
Serce Weroniki ścisnęło się, ale zanim zdążyła się pogrążyć w rozpaczy, szef ciągnął dalej:
Dziś i jutro ma pani wolne. A tak przy okazji gratuluję pani dobrego serca. I niech się pani spodziewa premii za miłość do zwierząt.
Ten szef, znany wszystkim jako Tomasz Nowak, miał opinię twardziela. Ale w lecznicy weterynaryjnej sprawa była gwałtownie wyjaśniona kocia łapa była tylko zwichnięta. Gdy weterynarz opatrywał kota, Weronika opowiedziała mu o niespodziewanej reakcji szefa.
Weterynarz roześmiał się i wyjaśnił, iż zna Tomasza od dziecka zawsze był bohaterem dla zwierząt, ratował szczeniaki przed utonięciem, bronił kotów przed dręczycielami. Dorosły, wspierał schroniska z własnej kieszeni, zaczynając od swojej pierwszej wypłaty.
Ludzi jednak unikał stało się to po tragicznym odejściu jego rodziny. Te słowa głęboko poruszyły Weronikę. Cały dzień myślała o Tomaszu, czując, iż powinna go jakoś wesprzeć.
Wieczorem, gdy kotek spokojnie drzemał na jej łóżku, Weronika przygotowywała mu przytulny kąt. Nazwała go Puszek wydawało się to idealne. Jej spokój przerwał telefon dzwonił Tomasz.
Jak się miewa nasz pacjent?
Zarumieniona, Weronika żywo opowiedziała o kotku i podziękowała. Tomasz zaprosił ją na kolację rozmawiali całą noc.
Powiązało ich zrozumienie i miłość do zwierząt. Razem zajęli się Puszkiem, a niedługo oboje poświęcili się pomaganiu bezdomnym zwierzętom. Weronika i jej nowy czworonożny przyjaciel nie byli już sami odtąd towarzyszyła im euforia i ciepło.





