Mury okazały się kruche

1 tydzień temu

Na końcu dziewiątej klasy Marianna rozkwitła, a wielu chłopaków, a choćby młodzi mężczyźni, zaczęło zwracać na nią uwagę. Rodzice dziewczyny, Anna i Jan, byli szanowani w całej wsi. Matka pracowała jako kierowniczka poczty, a ojciec był mechanikiem. Dom mieli duży – marzyli o licznej rodzinie, ale urodziła im się tylko jedna córka.

„Marianna!” – zawołała matka. – „Wywieś pranie, właśnie je uprałam.”

„Dobrze, mamo, zaraz…”

Było upalne lato. Marianna, w krótkiej sukience, wyszła z domu z misą mokrego prania i podeszła do sznura rozciągniętego w podwórku.

We wsi wszyscy znali tę piękną i niesforną dziewczynę o gorącym temperamencie. Skończyła szesnaście lat i już rozglądała się za mężczyznami z wyrachowaniem.

„No cóż, córka Jana w jednej chwili stała się prawdziwą pięknością” – szeptały kobiety, śledząc ją wzrokiem. – „Niejednemu chłopakowi zawróci w głowie.”

Rozwieszając pranie, Marianna zauważyła Szymona, który siedział na ławce pod drzewem i palił, nie spuszczając z niej wzroku. Był przyjacielem jej ojca – Jan poprosił go i Krzysia o pomoc w układaniu kostki w ogrodzie. Sam poszedł do domu po kwas chlebowy, bo mężczyźni byli spragnieni, a Krzyś akurat nosił piasek w wiadrze.

Marianna rzuciła Szymonowi spojrzenie przez ramię, aż ten niemal zakrztusił się dymem. Potem pochyliła się powoli, wygięła jak łania i rozwieszała duży ręcznik.

„No, Marianka, co ty wyrabiasz? Kręci się przede mną, jakby mnie kusiła” – pomyślał Szymon.

Lecz ona nie zamierzała kończyć przedstawienia. Skończywszy z praniem, usiadła obok niego, a Szymon poczuł, jak krew uderza mu do głowy.

„Cóż, wujku Szymonie, gorąco dziś?” – przysunęła się jeszcze bliżej.

„Tak, Marianko, upał nieznośny” – otarł pot z czoła.

„Widzę, mocno się opaliłeś” – uśmiechnęła się kokieteryjnie.

„To nie opalenizna, po prostu mam śniadą cerę” – odparł dumnie, ale powściągliwie.

W końcu podniósł wzrok i wpatrzył się w nią, mrużąc oczy od słońca. Skrzyżował ręce na piersi, dając do zrozumienia, iż rozmowa skończona. Marianka to jeszcze dziecko, a do tego córka przyjaciela. W tej chwili podszedł Jan z kwasem i kubkiem.

„Krzyś, chodź się napić, gorąco” – zawołał. – „Dziś skończymy przed wieczorem, dobrze, iż zaczęliśmy wcześnie.”

Marianna wstała i poszła do domu, a Szymon śledził ją wzrokiem spod opuszczonych powiek. Nikt nie wiedział, co się w nim działo.

Miał trzydzieści cztery lata, ale wciąż był nieżonaty. Przystojny, dobrze zbudowany, o ciemnych oczach i silnych dłoniach – wiele dziewczyn we wsi wzdychało do niego, ale on nie mógł znaleźć tej jedynej.

Gdy słońce chyliło się ku zachodowi, malując niebo różowym blaskiem, Szymon wyszedł spod prysznica, który Jan zbudował w ogrodzie. Lubił słuchać śpiewu ptaków i ciszy. Krzyś i Jan siedzieli już na werandzie, a gospodyni znosiła talerze – robotników trzeba było nakarmić.

Szymon wyszedł spod prysznica w samych kalesonach, ale zanim zdołał przetrzeć oczy, stanęła przed nim Marianna. Oniemiał.

„Śledzisz mnie, czy co?” – spytał ostro.

„Nie wiedziałam, iż tu jesteś” – odparła, kokieteryjnie wzruszając ramionami.

„Słuchaj, Marianko, jesteś jeszcze za młoda. Przestań ze mną igrać.”

„Za młoda na co?” – odparowała, ręce w boki, wyzywająco patrząc mu w oczy.

„Mówię ci, jesteś jeszcze dzieckiem…”

Lecz ona nie zamierzała się poddać.

„A może chcę za ciebie wyjść?”

Szymon zdrętwiał, rozglądając się nerwowo.

„Jak to za mnie? Nie jesteś choćby pełnoletnia! Odejdź!”

Nie został na kolację, tłumacząc się pilnymi sprawami. Jan był zdziwiony nagłym wyjściem przyjaciela, a Marianna wróciła do domu.

Rozmyślała o Szymonie. Od dawna jej się podobał, niecierpliwie czekała, aż wreszcie zwróci na nią uwagę. Czekała, aż skończy osiemnaście lat. Teraz dostała się do technikum w powiatowym mieście i od września miała wyjeżdżać na naukę, wracając tylko na weekendy i wakacje.

Tymczasem Szymon zdawał sobie sprawę, iż czas ucieka – wciąż nie był żonaty, a przecież powinien już mieć dzieci. Tej nocy nie mógł zasnąć – przed oczami stała mu Marianna. Piękna i zuchwała, wbiła mu się w serce jak drzazga.

Minął czas. Szymon cierpiał z miłości do Marianny, ale wiedział, iż jest nieosiągalna. Uczy się, a do tego pozostało za młoda. Aby oderwać myśli, związał się z Weroniką. Ta była w nim zakochana po uszy i tylko czekała na odpowiedni moment. Mając dwadzieścia dziewięć lat, bała się, iż nie zdąży wskoczyć do ostatniego wagonu. Gdy Szymon nagle się nią zainteresował, uznała, iż to właśnie ten wagon – może choćby jej przeznaczenie.

„Szymku, tak bardzo cię kocham” – szeptała mu do ucha, gdy spacerowali za wsią, czasem nad rzeką.

Weronika już przedstawiła go rodzinie jako przyszłego męża, marzyła o ślubie i dzieciach – choćby imiona dla nich wymyśliła. ale on przez prawie dwa lata nie wspomniał ani słowem o małżeństwie. Spotykali się i tyle.

A tu nagle wróciła Marianna – skończyła technikum. Ta niesforna dziewczyna wyrosła na piękną kobietę, od której nie sposób oderwać wzroku. Nie została w mieście, choć wszyscy myśleli, iż tam wyjdzie za mąż. I właśnie przed sklepem zobaczył ją Szymon – serce mu zabiło mocniej.

„Cześć, wujku Szymonie” – powiedziała głosem bardziej kobiecym i miękkim.

„Cześć, Marianno, ależ z ciebie piękność” – uśmiechnął się, tracąc rezon. – „Ojciec w domu?” – rzucił pierwsze, co przyszło mu do głowy, choć widział Jana rano, idącego do pracy.

Lecz ona nie odpowiedziała, tylko spojrzała mu prosto w oczy:

„Jestem już pełnoletnia. Trzy miesiące temu skończyłam osiemnaście lat.”

Szym

Idź do oryginalnego materiału