i kolejny niezwykle zabiegany dzień. Na liczniku niemal 20 tysięcy kroków...
Chodzenie z mamą na zabiegi zapełnia dzień do południa. Potem jeszcze obskoczyłyśmy podologa i wieczorem pobiegłam podlać ogród. Zaczynają się upały i ogród, dla odmiany, zdycha. Wracałam już po ciemku. Zadzieram głowę ku dachowi obserwatorium
i zdaje mi się, iż na gzymsie siedzi Sebastian Sokół.
Po maksymalnym rozjaśnieniu - rzeczywiście siedzi. :)
Kiedyś go dorwę przy lepszym świetle, a stęsknionych za Sebastianem już zapraszam do wpisów ubiegłorocznych - tu i w okolicach.
Z imieninowych atrakcji udało mi się wyskoczyć na godzinkę nad starorzecze - przyniosłam wiąchę nadwodnej mięty z przeznaczeniem na bukiet na Zielną. A właściciel tego puchatego kupra
Więcej nadwodnych zdjęć na ważce.
1292.