Mama miała dwoje dzieci – mnie i mojego brata. Naturalne, iż każda matka chciałaby spędzić starość blisko córki, ale tak się złożyło, iż mieszkam ponad dwieście kilometrów dalej. Wielu znajomych mnie krytykuje, iż zostawiłam mamę bratu i jego żonie, choć wiem, iż nie czuje się tam dobrze.
Mój brat i jego żona mają własny dom, ale stworzyć mamie prawdziwie domowych warunków nie potrafili. Brat jest starszy ode mnie, a odkąd tata od nas odszedł, uznał się za głowę rodziny. Mama zawsze była cicha i łagodna, wszystkiego się bała i wolała milczeć. Może właśnie dlatego ojciec odszedł – znalazł sobie bardziej energiczną kobietę. Mama zgodziła się na rozwód bez słowa – „skoro chce odejść, niech idzie” – powiedziała wtedy spokojnie.
Ojciec zostawił nam dom, dwanaście kilometrów od miasta. Duży ogród, altana – wszystko piękne. Ale ja z bratem nigdy nie mieliśmy dobrych relacji. Marzyłam tylko, żeby jak najszybciej wyjechać, dlatego wybrałam studia daleko od domu.
Znalazłam się w mieście, w którym teraz mieszkam. Uczyłam się, na wakacje wracałam, znowu kłóciłam się z bratem i znowu wyjeżdżałam. Zawsze mu powtarzałam, iż nie zazdroszczę jego przyszłej żonie – z jego charakterem łatwo nie będzie.
Na trzecim roku studiów zaprosił mnie na swoje wesele. Mama była zachwycona, uśmiechnięta, starała się dogodzić tej „królowej”, a ja od razu poczułam, iż to kobieta jeszcze gorsza niż on. Wyniosła, patrząca z góry, a mnie traktowała jak powietrze. Brat przy niej chodził jak potulny piesek.
Z wesela wracałam z ciężkim sercem, czując niepokój o mamę. Dzwoniłam do niej przez Skype’a – widziałam jej smutne oczy za uśmiechem. Opowiadała, iż synowa przejęła rządy w domu: tylko ona decyduje, co robić, co sadzić w ogrodzie, jak wszystko ma wyglądać. Sama nic nie robi, tylko wydaje polecenia, a brat z mamą muszą wszystko wykonywać. Kiedy próbowałam rozmawiać z bratem, odpowiadał: „To już nie twoja sprawa.”
Wyszłam za mąż, na ślub zaprosiłam tylko mamę. Nasze mieszkanie należy do mojego męża, mama czuła się u nas skrępowana – kuchnia mała, nie ma gdzie spać, tydzień mieszkaliśmy wszyscy w jednym pokoju: mąż na podłodze, ja z mamą na łóżku. Po tygodniu wróciła do siebie, mówiąc, iż ma obowiązki. W rzeczywistości po prostu nie chciała nam przeszkadzać.
A synowa właśnie wtedy urodziła córkę – więc mama była tam potrzebna jako niania. Dwa lata później ja urodziłam syna, dziś ma już sześć lat. I przez te wszystkie lata widzę, jak mama coraz bardziej gaśnie. Nie narzeka, ale wiem, iż synowa często urządza awantury – i bratu, i jej.
Synowa obwinia mamę za wszystko, co dotyczy wnuczki – iż nie dopilnowała, iż coś zrobiła nie tak. Wymaga porządku w domu, złości się, gdy obiad nie jest na czas. Mama czasem się żali, ale zaraz mówi: „Nic, nic, jakoś to przeżyjemy.”
Mama wszystko znosi, bo uważa, iż brat i synowa ją utrzymują, skoro jest na emeryturze. Ale to nieprawda — wiem, iż całą swoją emeryturę wydaje na nich.
Ostatnio mama powiedziała, iż oglądała serial, zamiast odrabiać z wnuczką lekcje. Synowa wpadła do pokoju, wyrwała wtyczkę z gniazdka i nakazała jej natychmiast iść do dziecka. To już przegięcie! A brat? Broni żony. I wnuczka też — cała po matce.
Szkoda mi mamy. Ale co mogę zrobić? Dom nie należy już do mnie, na brata nie mam wpływu, a do siebie zabrać mamy nie mogę.
I to jest chyba w tym wszystkim najtrudniejsze — wiedzieć, iż ktoś, kto całe życie dawał ciepło, teraz sam go nie ma.









