Mój Mąż Wysłał Mnie z Trójką Dzieci na Zapomnianą Wieś – Tygodniem Później Odkryłam Tam Coś, Co Na Zawsze Zmieniło Moje Życie

4 godzin temu

*Mój mąż wysłał mnie do starej wsi z trójką dzieci, a tydzień później znalazłam tam coś, co zmieniło moje życie na zawsze.*

Co ty powiedziałeś? Lena zdrętwiała, czując wewnętrzny chłód. Marek stał w drzwiach, mocno ściskając pęk kluczy. Jego zwykle ożywiona twarz stężała w masce irytacji.

Nie mogę tak dalej żyć powtórzył tonem pozbawionym emocji. Ani ja, ani mama. Spakuj dzieci i jedźcie do Wólki. Domek babci jeszcze stoi, dach cały. Jakoś przeżyjecie.

Lena patrzyła na niego jak na obcego. Dziesięć lat wspólnego życia, troje dzieci i taki wyrok. Wymierająca wieś, gdzie zostało kilka domów, bez sklepów i choćby przyzwoitych dróg.

Dlaczego zaczęła, ale przerwał.

Bo mam dość Marek odwrócił wzrok. Ciągłych pretensji, wiecznego marudzenia, iż siedzisz w domu z dziećmi. Mama ma rację stałaś się kwoką. Nie poznaję kobiety, którą kiedyś poślubiłem.

Łzy zaschły jej w gardle, ale Lena je powstrzymała. Za ścianą spały dzieci Zosia i Jaś, a najstarszy, Kacper, prawdopodobnie wszystko słyszał.

Gdzie znajdę pracę? Z czego będziemy żyć? jej głos był ledwo słyszalny. Marek rzucił kopertę na stół.

Trochę pieniędzy na początek. I dokumenty domu od dawna był na twoje nazwisko. jeżeli jesteś taka niezależna, to teraz to udowodnij.

Odwrócił się i, nie mówiąc ani słowa, wyszedł. Minutę później zatrzasnęły się drzwi wejściowe.

Lena powoli opadła na krzesło. W głowie wirowało jej jedno absurdalne wspomnienie: Upiekłam jego ulubione szarlotki. Na śniadanie.

Dom powitał ich stęchłym chłodem. Lena weszła, trzymając na rękach śpiącą Zosię, i poczuła, jak ściska jej się serce. Tu spędzała dzieciństwo wakacje u babci, zapach świeżego chleba, zioła na strychu, jabłka w piwnicy. Teraz był tylko kurz, pajęczyny i smak opuszczenia.

Kacper, poważny jak na swój wiek, wszedł do środka i otworzył okiennice. Przez brudne szyby przedzierały się promienie kwietniowego słońca, oświetlając wirujące pyłki.

Zimno tu poskarżył się Jaś, obejmując się ramionami. Rozpalimy w piecu, zaraz będzie cieplej Lena próbowała brzmieć pewnie. Kacper, pomożesz mamie? Chłopak skinął głową, nie patrząc na nią. Był cichy od chwili, gdy usłyszał ostatnią rozmowę rodziców.

Na szczęście stary piec działał. Gdy płomienie objęły brzozowe polana, a w izbie zrobiło się ciepło, Lena odetchnęła z ulgą.

Mamo, zostaniemy tu długo? spytał Jaś, oglądając stare fotografie na ścianie. Nie wiem, kochanie odpowiedziała szczerze. Najpierw się urządzimy, potem zdecydujemy.

Pierwszą noc spędzili wszyscy razem w szerokim łóżku babci. Dzieci gwałtownie zasnęły, zmęczone przeprowadzką. Lena leżała w ciemności, wpatrzona w sufit, rozmyślając, co ją tu sprowadziło.

Rankiem, wyswobadzając się z objęć śpiących dzieci, wyszła na podwórko. Działka była zachwaszczona. Jabłonie, które niegdyś rodziły obfite plony, stały pokrzywione, z połamanymi gałęziami. Stara stodoła się przechylała, a studnia porastała mchem.

Lena objęła wzrokiem nowe królestwo i, ku własnemu zaskoczeniu, roześmiała się gorzko. Oto jej spuścizna. Jej nowy początek.

Pierwsze dni we wsi wydawały się niekończącym się koszmarem. Co rano budziła się z nadzieją, iż jest w mieszkaniu, słyszy odgłos ekspresu i głos Marka.

Mamo, kiedy tata przyjedzie? pytała Zosia, przyzwyczajona do niedzielnych spacerów z ojcem. Wkrótce, skarbie odpowiadała Lena, nie wiedząc, jak wytłumaczyć to, czego sama nie rozumiała.

Telefon milczał. Marek ignorował jej telefony. Raz przyszła krótka wiadomość: Masz wszystko, czego potrzebujecie. Daj mi czas.

Czas. Na co liczył? Że zrozumie, jak źle jest bez rodziny? A może przeciwnie iż całkiem ich wymaże z życia?

Pod koniec pierwszego tygodnia okazało się, iż pieniądze zostawione przez Marka nie wystarczą na długo. Piec wymagał naprawy, dach przeciekał, a jedzenie trzeba było kupować. Najgorsze jednak było odkrycie, iż we wsi po prostu nie ma pracy.

Może wrócicie do miasta? zaproponowała pani Halina, jedna z nielicznych sąsiadek w Wólce. Lena pokręciła głową: Nie mamy dokąd wracać. Tu przynajmniej mamy dach nad głową.

Tego dnia postanowiła oczyścić ogród. Ziemia, zaniedbana przez lata, zarosła chwastami, ale Lena pamiętała, jakie obfite plony dawały kiedyś grządki babci.

Kacper, pomożesz? zwróciła się do najstarszego. Chłopak tylko skinął głową, przez cały czas milczący i wycofany.

Pracowali razem, wyrywając korzenie chwastów i rozbijając twarde grudki ziemi. Dłonie, przyzwyczajone do lekkich prac domowych i klawiatury, gwałtownie pokryły się odciskami. Wieczorem bolał ją kręgosłup, a ramiona miał jak zdrętwiałe. A oczyścili tylko mały kawałek.

Mamo Kacper niespodziewanie przerwał milczenie. Po co to robimy?

Żeby posadzić warzywa ziemniaki, marchew, pomidory zaczęła tłumaczyć.

Nie, chodzi mi o coś innego przerwał. Dlaczego w ogóle tu jesteśmy? Dlaczego nie wrócimy do domu? Co się stało między wami a tatą?

Lena wyprostowała się, ocierając pot z czoła. Jak wytłumaczyć dziecku prawdę? Przyznać, iż ojciec ich porzucił? Powiedzieć o dawnych urazach matki Marka, która zawsze uważała ją za niegodną syna? A może wyznać, iż ma inną kobietę?

Potrzebujemy czasu, żeby to wszystko przemyśleć odpowiedziała ostrożnie. Czasem dorośli muszą być osobno, żeby zrozumieć

czy jeszcze się kochają dokończył Kacper. W jego głosie było tyle dorosłej goryczy, iż Leni ści

Idź do oryginalnego materiału