Misie wchodzą nam na głowę? Leśnicy powołują specjalny zespół i wydają "instrukcję obsługi"

1 dzień temu

W środę, 23 lipca, dyrektor RDLP w Krośnie, Marian Pigan, podpisał zarządzenie, które można uznać za oficjalne wypowiedzenie wojny podjazdowej z misiami. Powstał "zespół zadaniowy ds. reagowania w sytuacjach kryzysowych na linii niedźwiedź – człowiek". Nazwa długa i poważna, bo i problem urósł do niemałych rozmiarów. Jak przyznaje sam dyrektor, to ruch wyprzedzający, mający uchronić wszystkich przed koniecznością sięgania po bardziej drastyczne środki.

– To nasza odpowiedź na apele samorządowców i mieszkańców, uważamy bowiem, iż można i trzeba podjąć działania, które pozwolą uniknąć stosowania radykalnych metod w rozwiązywaniu problemu – podkreśla dyrektor Pigan, dając do zrozumienia, iż zanim ktoś sięgnie po broń, najpierw do akcji wkroczą eksperci.

Na czele niedźwiedziego komitetu stanie dr n. przyrodniczych Magdalena Misiorowska. W składzie znajdą się specjaliści od biologii, ekologii, znawcy lokalnych niedźwiedzich ścieżek, a także naukowcy i przedstawiciele strony społecznej. Słowem – cała nadzieja w ekspertach. Jak dodaje dyrektor Pigan, działania zespołu traktuje "priorytetowo", bo "ważne, żeby konkretnymi sprawami zajmowali się specjaliści".

Plan działania jest ambitny. Zespół ma nie tylko analizować konflikty, ale też znaleźć sposób, by niedźwiedziom w lesie było na tyle dobrze, żeby nie chciało im się wychodzić "do ludzi". Wśród pomysłów pojawiło się zakładanie dzikich sadów (szwedzki stół dla misia), tworzenie poletek żerowych, a choćby specjalnych "stref spokoju" wokół gawr, by futrzaki mogły w ciszy i bez stresu planować dalszą egzystencję. Krótko mówiąc, leśnicy spróbują przekonać niedźwiedzie, iż w puszczy jest fajniej niż przy śmietniku pod pensjonatem.

Instrukcja "obsługi" niedźwiedzia, czyli jak nie zostać przekąską

Zanim jednak sztab ekspertów wypracuje długofalowe rozwiązania, Lasy Państwowe, we współpracy z innymi instytucjami, przygotowały dla zwykłych śmiertelników swoistą "instrukcję obsługi niedźwiedzia". Ten podręcznik przetrwania w pigułce ma pomóc uniknąć bliskiego spotkania trzeciego stopnia, a jeżeli już do niego dojdzie – wyjść z niego w jednym kawałku.

Po pierwsze, prewencja. Leśnicy radzą, by przed wycieczką sprawdzić komunikaty o zamkniętych szlakach, unikać samotnych spacerów po zmroku i głośno rozmawiać w grupie, co ma skutecznie płoszyć zwierzynę. Jedzenie należy pakować próżniowo, żeby jego zapach nie zwabił nieproszonego gościa.

Co jednak, gdy staniemy z misiem oko w oko? Poradnik stanowczo odradza panikę. Najważniejsza zasada brzmi: "NIE NALEŻY UCIEKAĆ, ABY NIEDŹWIEDŹ NIE POTRAKTOWAŁ CIĘ JAK ZDOBYCZ!". Zapomnij też o wspinaczce na drzewo – niedźwiedź jest w tym znacznie lepszy. Zamiast tego należy "oddalić się w sposób cichy i spokojny".

Jeśli trafimy na matkę z młodymi, ostrożność należy podwoić. Nie wolno też karmić, robić zdjęć z fleszem ani świecić latarką w oczy, bo to może futrzaka zirytować. Twórcy instrukcji sugerują, by w krytycznym momencie dyskretnie odpiąć plecak i rzucić go w bok – być może jego zawartość zainteresuje drapieżnika bardziej niż my.

A co w sytuacji ostatecznej, gdy niedźwiedź nie daje za wygraną? Rada jest cokolwiek mrożąca krew w żyłach: "delikatnie połóż się na ziemi, podkurcz nogi, osłoń rękoma szyję i twarz". Autorzy poradnika pocieszają, iż "w większości przypadków niedźwiedź zostawi Cię w spokoju – w najgorszym razie powinien najwyżej podrapać".

Kolejne spotkanie zespołu zaplanowano już na najbliższy wtorek. W oczekiwaniu na owoce jego prac, mieszkańcom i turystom pozostaje studiować "instrukcję obsługi" i mieć nadzieję, iż w razie czego skończy się tylko na lekkim draśnięciu.

Idź do oryginalnego materiału