Minęły zaledwie trzy tygodnie od pochówku mamy, a mój brat już zwołał rzeczoznawcę do wyceny domu.

5 godzin temu

Minęły zaledwie trzy tygodnie od pogrzebu mamy, a mój brat już sprowadził rzeczoznawcę do rodzinnego domu.

W ogrodzie domu w Zakopanem, jabłka z drzewa starej odmiany spadały jedno po drugim, uderzając o ziemię z głuchym odgłosem. Dom, stara budowla z lat 70., z dwoma pokojami i drewnianym gankiem, wydawał się teraz mniejszy niż w czasach, gdy byliśmy dziećmi. Ale działka o powierzchni prawie 1000 m² nagle stała się najcenniejszą kartą przetargową między mną a moim bratem, Jakubem.

“Kasia, bądźmy praktyczni” powiedział przez telefon dzień wcześniej. “Ty mieszkasz w Krakowie, ja w Warszawie. Żadne z nas nie może się tu przeprowadzić. Po co trzymać ten dom pusty? Lepiej sprzedać i podzielić się pieniędzmi.”

Jego logika była niepodważalna, chłodna i skuteczna taki zawsze był Jakub. Sprzedaż byłaby racjonalnym rozwiązaniem. Ale jak można wycenić miejsce, gdzie uczyłeś się chodzić, gdzie zasadziłeś pierwsze drzewo, gdzie twoi rodzice przeżyli całe życie?

Siedziałam w kuchni przy stole nakrytym wytartym obrusem w kwiaty i przeglądałam stary album ze zdjęciami. Tata, który odszedł pięć lat temu, uśmiechał się zza gęstych wąsów na zdjęciu z lata ’89. Obok niego mama trzymała kosz ze śliwkami i wyglądała młodziej niż ja kiedykolwiek.

Zadzwonił telefon. To był Jakub.

“Rozmawiałem z agentem nieruchomości. Mówi, iż możemy dostać około 350 000 złotych za dom i działkę. To dobra suma, Kasia. Pomyśl, co możesz zrobić z połową.”

“Muszę się zastanowić, Jakub. To dla mnie nie jest łatwa decyzja.”

“Nad czym tu myśleć? Dom stoi pusty, niszczeje. Ani ty, ani ja nie mamy czasu, żeby go doglądać. To nieodpowiedzialne, żeby tak zostawić.”

Miał rację, oczywiście. Moje życie było w Krakowie z mężem, dziećmi i pracą w korporacji. Przyjeżdżałam do Zakopanego tylko kilka razy w roku, a w ostatnim czasie głównie po to, by opiekować się mamą, gdy choroba przykuła ją do łóżka. Jakub bywał tu jeszcze rzadziej Warszawa i jego intensywne życie prawnika zawsze były ważniejsze.

Tego wieczoru rozpaliłam ogień w kaflowym piecu i zaczęłam porządkować rzeczy mamy. Jej proste sukienki, starannie ułożone w szafie. Porcelanowy serwis do herbaty, używany tylko “od święta”. Stos przepisów odręcznie zapisanych w pudełku po ciasteczkach. Każdy przedmiot wciąż zdawał się oddychać jej obecnością.

Gdzieś między rzeczami znalazłam pożółkłą kopertę. W środku był akt własności domu i niedokończony list zaczynający się od słów: “Moje drogie dzieci”. Pismo mamy, schludne jak zawsze, wypełniało jedną stronę:

“Kochani, gdy to przeczytacie, pewnie już mnie nie będzie. Ten dom był całym moim życiem i życiem waszego ojca. Tutaj was wychowaliśmy, tutaj śmialiśmy się i płakaliśmy, tutaj się zestarzeliśmy. Nigdy nie był duży ani luksusowy, ale był pełen miłości. Wiem, iż wasze życie teraz toczy się gdzie indziej i może ten dom wydaje się wam tylko ciężarem. Ale zanim podejmiecie decyzję, chcę, żebyście pamiętali jedno”

List urywał się nagle, jakby mama nie znalazła odpowiednich słów lub zabrakło jej czasu.

Następnego ranka Jakub przyjechał nowym samochodem i zaparkował przed bramą. Patrzyłam na niego z progu domu, zdając sobie sprawę, jak obco wygląda w tym miejscu. Jego drogi garnitur nie pasował do prostoty podwórka, gdzie biegaliśmy boso w dzieciństwie.

“Przywiozłem umowę dla rzeczoznawcy” powiedział zamiast “dzień dobry”.

Podałam mu list bez słowa. Przeczytał go w milczeniu, a jego twarz nieznacznie się zmieniła.

“Jest niedokończony” skomentował.

“Tak, tak jak nasza rozmowa o domu.”

Wyszliśmy do ogrodu, między jabłka i grządki warzyw, które mama pielęgnowała do ostatnich dni. Mały sad za domem, gdzie tata zbudował dla nas huśtawkę, teraz zarósł chwastami.

“Pamiętasz, jak pokłóciliśmy się na huśtawce i oboje spadliśmy, a ja złamałam rękę?” zapytałam.

Przelotny uśmiech pojawił się na jego twarzy. “A tata zawiózł nas do szpitala na rowerze ciebie trzymał, a ja pedałowałem z tyłu, płacząc głośniej niż ty.”

Niespodziewanie oboje wybuchnęliśmy śmiechem, przypominając sobie zapomniane już chwile z dzieciństwa. Niespodziankę na 50. urodziny taty, gdy tort zsunął się ze stołu. Pierwszy raz, gdy Jakub upił się tatową śliwowicą. Zimowe wieczory, gdy siedzieliśmy we czwórkę wokół pieca.

Tylko ci, którzy przeżyli coś takiego w polskich rodzinach, rozumieją, jak wielki ładunek emocjonalny niesie rodzinny dom i jak bolesne jest rozstanie z nim, zwłaszcza gdy rodzeństwo nie może się dogadać.

Po kilku godzinach wspomnień Jakub wstał i rozejrzał się, jakby widział ten dom po raz pierwszy.

“A może nie sprzedawajmy go?” zapytał nagle.

Spojrzałam na niego zaskoczona. “Ale sam mówiłeś, iż to nieodpowiedzialne, żeby go trzymać.”

“Tak, jeżeli ma niszczeć. Ale co, jeżeli go odnowimy? Może to być miejsce, gdzie przywieziemy dzieci na wakacje, gdzie spotkamy się na święta. Miejsce, które pozostanie w rodzinie.”

Jego propozycja zaskoczyła mnie. Jakub, ten praktyczny Jakub, proponował zatrzymać dom z sentymentu?

“To będą pieniądze, czas, wysiłek” zauważyłam.

“Oboje mamy na to środki. Może czas zainwestować trochę w nasze korzenie, a nie tylko w przyszłość naszych dzieci.”

W kolejnych miesiącach zaczęliśmy remontować dom. Zachowaliśmy oryginalną strukturę kaflowy piec, belkę, na której tata co roku zaznaczał nasz wzrost. Zmodernizowaliśmy kuchnię i łazienkę, dodaliśmy centralne ogrzewanie, a strych przerobiliśmy na pokoje dla dzieci.

Na Boże Narodzenie zebraliśmy się tam wszyscy Jakub z żoną i synem, ja z mężem i córkami. Ubraliśmy choinkę w ogrodzie, tak jak robiliśmy to w dzieciństwie, i upiekliśmy makowiec według przepisu mamy.

Gdy dzieci bawiły się w śniegu, ja i Jakub siedzieliśmy na ganku, patrząc na znajomy krajobraz miasta.

“Myślisz, iż podjęliśmy dobrą decyzję?” zapytał.

SpojrzałamSpokojnie uniosłam kubek z herbatą i uśmiechnęłam się, bo w tej chwili wiedziałam, iż dom wrócił do życia, a razem z nim nasze wspólne historie.

Idź do oryginalnego materiału